Wszystko zaczęło się właściwie w 2005 roku, kiedy to plan zagospodarowania przestrzennego miasta przyjęli ówcześni radni Rady Miejskiej. Do tego wydarzenia pozwolę sobie powrócić w kolejnym artykule, póki co jednak istotne jest to, że kilku radnych (niektórzy z nich pełnią swoje funkcje do dzisiaj) wprowadziło takie zamieszanie do porządku obrad, że po dwóch latach Sąd Administracyjny uchwałę uchylił.
Była już nowa Rada i nowa samorządowa rzeczywistość. Był też nowy Przewodniczący Rady władny, by się od sądowego wyroku odwołać w imieniu całego organu stanowiącego. Praktyka taka jest często stosowana w przypadku podobnych sporów sądowych. Nie zrobiono tego jednak. Oficjalną przyczyną, jaką zakomunikowano radnym, miała być oszczędność czasu i prawdopodobnie pieniędzy. Nie warto tej argumentacji komentować. Jest ona tak samo dobra jak każda inna. Czas jednak pokazał, że jedną z osób, która była osobiście zainteresowana w tym aby plan odszedł w prawny niebyt, był właśnie sam przewodniczący Rady Miejskiej.
Zwrócił na to uwagę dopiero w październiku 2009 roku Marcin Witko, zasiadający wówczas w Radzie Powiatu Tomaszowskiego. W czasie samorządowych obrad obejrzeć mogliśmy przygotowaną przez niego prezentację. Dzisiejszy poseł pokazywał w niej perypetie działek położonych przy ulicy Nowowiejskiej, które w krótkim czasie i dzięki uchyleniu planu zagospodarowania przestrzennego zmieniły swoje przeznaczenie z funkcji zalewowej na budowlaną. Ponieważ nieruchomość stanowiła wcześniej własność Powiatu Tomaszowskiego, Witko zażądał wyjaśnień zarówno od Starosty jak i Prezydenta Miasta w tej sprawie. Dodatkowego smaczku sprawie dodał fakt wspólnego rejsu, jaki po morzu Śródziemnym odbyły wszystkie trzy zainteresowane osoby.
Udzielone odpowiedzi nie usatysfakcjonowały radnego. Postanowił więc o swoich wątpliwościach powiadomić Prokuraturę oraz Najwyższą Izbę Kontroli. Na początku 2010 roku sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej W Radomsku. Czynności w jej toku oraz przesłuchań dokonują oficerowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Łodzi.
Sprawa jest skomplikowana, ponieważ obejmuje już nie tylko temat spornych działek przy Nowowiejskiej ale również procedury wydawania decyzji o warunkach zabudowy dla kilku inwestycji (w tym dwóch galerii handlowych). Taki był efekt druzgocącej kontroli przeprowadzonej prze NIK.
Po roku trwania śledztwa okazało się jednak, że radomszczańscy prokuratorzy ze sprawą sobie jednak nie poradzą i oddadzą je we władanie Prokuraturze Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim. Prokuratorzy z Piotrkowa już w maju 2011 postawili zarzuty dwóm tomaszowskim urzędnikom, których oskarżyli o przekroczenie swoich uprawnień oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentach.
Na kolejne zarzuty nie trzeba było długo czekać. Tym razem usłyszał je Grzegorz Haraśny za wydanie decyzji o warunkach zabudowy dla kompleksu handlowego Galeria Mazovia przy ulicy Barlickiego. Śledczy twierdzą, że podpisując się pod kwitem otwierającym drogę inwestorowi były wiceprezydent przekroczył swoje uprawnienia.
Haraśny natomiast podkreśla, że gdyby miał podjąć decyzję po raz kolejny, zrobiłby to znowu, bo działał w interesie mieszkańców Tomaszowa, którzy na Galerię Handlową czekają od wielu lat. Przypomina, że jego decyzja nie budziła żadnych skutków finansowych dla miasta a dawała sygnał otwartości inwestorowi. Szybko też została usankcjonowana przez Radę Miejską, która dla tych terenów uchwaliła plan miejscowy tożsamy z jego decyzją administracyjną.
Od tego czasu minęło już ponad półtora roku i nic więcej się nie wydarzyło. Co więcej, Prokurator prowadząca sprawę zawiesiła ją w tym samym dniu, w którym postawiła Haraśnemu zarzuty. Powodem takiej decyzji ma być konieczność uzyskania opinii biegłego. Czego ma ona dotyczyć nie wie nikt. Dzisiaj już zapewne nie wie tego osoba, która o tę opinię wystąpiła. Tym bardziej, że jak słyszymy pani prokurator zachorowała i sprawą naszych samorządowców będzie musiał zająć się ktoś inny.
Powstaje więc w tej sytuacji oczywiste pytanie: po co było stawiać zarzuty trzem osobom, nakładając na nie piętno przestępców, skoro tak naprawdę nie wiadomo, czy cała sprawa nie zakończy się odłożeniem ad acta. Nadmierne zaufanie pokładane w opinie biegłych nieraz już zaprowadziło śledczych na manowce.
Co prawda samo postawienie zarzutów o niczym nie stanowi, nie przesądza o winie ani nie jest wyrokiem, ale dla osoby publicznej, jaką bez wątpienia wciąż jest Grzegorz Haraśny, jest to piętno, które musi każdego dnia, na własnych barkach dźwigać.
Były wiceprezydent mimo, że nie zawsze podejmował najmądrzejsze decyzje (szczególnie dobierając sobie doradców i przyjaciół), chyba jednak na tego rodzaju stygmatyzowanie nie zasługuje. Wiem o czym piszę, ponieważ podobna sytuacja dotknęła mnie osobiście, bowiem kilka lat temu ja również miałem postawione zarzuty przez Prokuraturę w Opocznie. Co takiego złego zrobiłem? Otóż miałem rzekomo znieważyć trzech wysoko postawionych funkcjonariuszy publicznych, opisując na własnym blogu rozprawę sądową, w której uczestniczyłem także jako widz. Rozprawa była farsą, tak jak opinia biegłego, która i w tym właśnie przypadku stanowiła podstawę do postawienia niewinnej osoby w stan oskarżenia. Pamiętam, jak się czułem, kiedy przeczytałem o sobie w dzienniku Rzeczpospolita, że jestem „typem spod ciemnej gwiazdy”, ponieważ ciążą na mnie prokuratorskie zarzuty. Dziennikarz nie zadał sobie nawet trudu, by sprawdzić za co tak naprawdę mnie obwiniono.
Tak po ludzku i na bazie własnych doświadczeń współczuję więc Grzegorzowi Haraśnemu i przypominam, że każdy z nas (winny czy nie winny) ma prawo do szybkiego rozstrzygnięcia własnej sprawy, co niejednokrotnie wypominał też naszemu Wymiarowi Sprawiedliwości Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strassburgu.
Napisz komentarz
Komentarze