- Dałam sobie kiedyś słowo, że nie odpuszczę żadnemu złodziejowi. Kiedy tylko udaje nam się taką osobę przyłapać za każdym razem telefonujemy na Policję. Reakcję samych funkcjonariuszy bywają różne. Od lekkiego zaangażowania, po okazywanie kompletnego znudzenia. Statystyki wykrywalności rosną, ale z drugiej strony taki złodziej dezodorantu, to jednak żaden Al Capone - mówi właścicielka jednego z tomaszowskich marketów.
Pracownicy sklepów zwracają uwagę, że nie ma żadnej reguły ani żadnego wzorca sklepowego złodzieja. Trafiają się ludzie z tzw. marginesu cuchnący alkoholem, ale i dystyngowane panie roztaczające wokół siebie zapach markowych perfum. Niektórzy złodzieje łapani są przez nich kilkakrotnie. Wracają po kilku dniach wracają do sklepu i uśmiechają się do ochroniarzy.
Nie ma też żadnego ulubionego produktu, który byłby ulubionym łupem złodziei. Z półek znika wszystko. Są to kosmetyki, artykuły spożywcze, alkohol ale i ubrania. Te tanie i te drogie. Znikają ustawione batoniki, czekoladki, perfumy
- Osobna sprawa to podjadanie. Ludzie nie pojmują, że jest to takie samo złodziejstwo, jak włożenie sobie flakonika perfum. Tu ciastko, tam wafelek, przy kolejnym stoisku można uszczypnąć winogrona. Straty, jakie z tego tytułu ponosimy sięgają dziesiątek tysięcy złotych miesięcznie. - opowiada kierowniczka osiedlowego dyskontu.
Kary jakie dotykają drobnych sklepowych złodziei nie są zbyt wysokie. Zgodnie z Art. 119. § 1. Kto kradnie lub przywłaszcza sobie cudzą rzecz ruchomą, jeżeli jej wartość nie przekracza 1/4 minimalnego wynagrodzenia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Przy czym kara aresztu trwa najkrócej 5, najdłużej 30 dni. Z kolei wymierzając grzywnę, Sąd bierze pod uwagę dochody sprawcy, jego warunki osobiste i rodzinne, stosunki majątkowe i możliwości zarobkowe.
Inaczej rzecz ma się w przypadku kradzieży przedmiotów o większej wartości. Tu można już zostać skazanym nawet na 5 lat więzienia. Wyroki takie jednak rzadko zapadają.
Napisz komentarz
Komentarze