W Kanadzie Indiańskie Lato, a w Polsce - Babie Lato. Tak bardzo podobne do siebie, że aż prawie takie same stałe fragmenty smutnej dla niektórych, dostojnej dla innych, pięknej dla tych, którzy szukają piękna i je w niej znajdują – w tej ostatniej kwadrze roku, jesieni. Niezliczone mutacje złota, żółci i brązów, czerwienie, fiolety poszarpane szarościami i resztkami zieleni, te wszystkie kolory można odnaleźć w prawie identycznych konfiguracjach zarówno w krajobrazach terenów położonych na północ od Barry w Ontario, jak i w Lasach Spalskich, stanowiących część Puszczy Pilickiej. Tutaj, gdzie niegdyś bardzo chętnie przebywał autor „Kwiatów Polskich”.
Szczęśliwym krajem młodości, mityzowanym i poetyzowanym w twórczości od „Juweniliów” do „Kwiatów polskich” – „małą ojczyzną” nazywał Julian Tuwim okolice Tomaszowa Mazowieckiego, z najważniejszym miejscem, którym był dla niego Inowłódz.
Polski poeta, pisarz, autor wodewili, skeczy, librett operetkowych i tekstów piosenek. Polak żydowskiego pochodzenia, jeden z najpopularniejszych poetów dwudziestolecia międzywojennego. Współzałożyciel kabaretu „Pikador” oraz grupy poetyckiej „Skamander”. Bliski współpracownik tygodnika Wiadomości Literackie. Tłumacz poezji rosyjskiej, francuskiej, niemieckiej. Brat polskiej literatki i tłumaczki Ireny Tuwim, kuzyn aktora kabaretowego i piosenkarza Kazimierza „Lopka” Krukowskiego. Podpisywał się ponad czterdziestoma pseudonimami m.in. Oldlen, Tuvim, Schyzio Frenik, Wim, Roch Pekiński.
Przyszedł na świat 13 września 1894 roku w kamienicy przy ulicy Widzewskiej 44 (obecnie Kilińskiego 44) w Łodzi, z ojca Izydora i matki Adeli z Krukowskich. Od roku 1902 dzieciństwo i młodość upływały mu jednak pod innym adresem – Świętego Andrzeja 40 (dziś Andrzeja Struga 42). Realia tego mieszkania nie skłaniały do idyllicznych wzruszeń. Dom poety był typową dla Łodzi kamienicą, pozbawioną wdzięku, położoną na długiej ciemnej ulicy w szarej, okopconej Łodzi początku XX wieku.
W roku 1919, po ślubie z mieszkanką Tomaszowa Mazowieckiego, Stefanią Marchew, młodzi małżonkowie przenieśli się z Łodzi do Warszawy, gdzie zamieszkali u brata matki przy ulicy Królewskiej 41. Chociaż spojrzenie na rodzinne miasto na podstawie wierszy i wspomnień wydaje się być świadectwem licznych rozterek, miłości do Łodzi nigdy się nie wyrzekł. Najdobitniej świadczy o tym wiersz pt. „Łódź”:
Niechaj potomni przestaną snuć
Domysły w sprawie Tuwima,
Bo sam oświadczam mój gród to Łódź
To moja kolebka rodzima
Niech sobie Ganges, Sorrento, Krym
Pod niebo inni wynoszą,
A ja Łódź wolę, jej brud i dym
Szczęściem mi są i rozkoszą.
Trafność i szczerość uniesień poetyckich nie zawsze musi iść w parze z realiami życia. Tuwim uciekał od posępnego oblicza Łodzi do wspomnianego Inowłodza. Na początku stulecia był on osadą odległą o 15 kilometrów od Tomaszowa Mazowieckiego, o 60 od Piotrkowa Trybunalskiego, i 67 od Łodzi. Prawa miejskie nadane przez Kazimierza Wielkiego w 1344 zostały odebrane na mocy ukazu carskiego z dnia 1 czerwca 1869 roku. Przemianowany na osadę został włączony do gminy Lubochnia.
W poetyckiej biografii Tuwima zapamiętane pejzaże inowłodzkie inspirowały młodzieńcze i późniejsze znakomite wiersze. Tak pisał o sobie z perspektywy człowieka dojrzałego: „Lata inowłodzkie to lata najszczęśliwsze. W mieście człowiek był bądź co bądź skrępowany. Dopiero Inowłódz usuwał wszelkie hamulce – i od pierwszego dnia stawałem się karabinem maszynowym łobuzerki i rozpętanego temperamentu”. Beztroska młodość, atmosfera wakacyjnej swobody wyzwalały radość, której Tuwim już nigdy tak intensywnie nie przeżywał. Wtapiał się w pejzaż wsi, letniska, odnajdował nowych przyjaciół i nowe miłości. Obrazy przyrody stanowią często tło miłosnych wyznań i lirycznych wzruszeń, jak te, utrwalone w wierszach z dopiskiem H.K. W kajecie z roku 1911jest ich sporo. H.K. – bohaterka liryczna wierszy miłosnych z pierwszego i połowy drugiego zeszytu „Juweniliów” to Halina Kon, córka adwokata Maurycego Kona z Tomaszowa Mazowieckiego. Była pierwszą miłością poety (dodajmy, że platoniczną). W niespełna rok później umiłował kolejną tomaszowiankę. Ale tę, to już na całe życie.
Niedaleko miał swoją letnią siedzibę mentor poety, inny wielki – Leopold Staff. Ze wspomnień Tuwima: „Macierzysta stacja kolejowa Inowłodza – Tomaszów Mazowiecki, w samej rzeczy był tylko stosunkowo niedaleko od macierzystej stacji Rudy Malenieckiej – Końskich. Dzisiaj samochodem i po dobrej szosie trwałaby ta podróż niespełna godzinę. Ówczesny pątnik (Tuwim, przyp. aut.) z wierszami pod pachą wędrował całą dobę, bo najpierw trzeba było z Inowłodza do Tomaszowa roztrzęsioną bryką Berka, z Tomaszowa do Końskich samowarkowym szlepcugiem z „przesiadką”. W Końskich przyszło nam nocować, a nazajutrz innym Berkiem wlec się do Staffowego Tusculum”.
Uciążliwości podróżowania były niczym wobec perspektywy „zobaczenia żywego Staffa na własne oczy”. Staff zaproponował zawstydzonemu Tuwimowi przechadzkę po ogrodzie. Jak można przypuszczać, był to jeden z najważniejszych spacerów w biografii Tuwima.
Ze wspomnień, rok 1948: „Ilekroć popijaliśmy ze Staffem, tj. przy każdym spotkaniu, rozmowa schodziła na temat owej pielgrzymki sprzed lat, najpierw pięciu, potem dziesięciu, następnie piętnastu i dwudziestu – a dziś już trzydziestu pięciu”. Magia strofy Staffa pomieszana z magią natury inowłodzkiej zlały się w osobliwy amalgamat, łatwo czytelny w „Kwiatach polskich”. Należy dodać, że epizod maleniecki pozostał żywy także w pamięci Staffa. Pisał o tym Anatol Stern we wzruszającym wspomnieniu „Z niedomkniętej nocy”, napisanym po śmierci Tuwima: „W dzień pogrzebu Juliana wraz z paroma bliskimi mu ludźmi siedzieliśmy w jego gabinecie i słuchaliśmy opowiadań Staffa o pierwszej wizycie, złożonej mu przez łódzkiego sztubaka w Rudzie Malenieckiej. Znana to historia, przeszła już do historii literatury, może nawet do wypisów szkolnych – ale trzeba było posłuchać tonu Staffa, pełnego miłości. (…) Miało się wrażenie, że ani przez chwilę nie przyjął do wiadomości faktu śmierci Tuwima, że mówi o poecie, który żyje i żyć będzie zawsze. Chyba miał rację. Prawie nigdy tak głęboko, jak wówczas, nie odczuwałem fikcyjności czasu”.
Julian Tuwim zmarł 27 grudnia 1953 roku w domu ZAIKS-u w Zakopanem.
Aż chce się zaśpiewać razem z Ewą Demarczyk kawałek innego, słynnego dzięki muzyce tym razem Zygmunta Koniecznego, wierszyka nieśmiertelnego, jak już teraz możemy stwierdzić, Juliana Tuwima: „Przy okrągłym stole”:
A przecież wszystko tam zostało!
Nawet ta cisza trwa wrześniowa…
Więc może byśmy tak, najmilsza,
Wpadli na dzień do Tomaszowa?...
Napisz komentarz
Komentarze