[reklama2]
Wypada zacząć od tego, że nie często spotyka się ekipy death metalowe, które w swojej twórczości posługują się językiem polskim. Nie wiadomo dlaczego ktoś uznał kiedyś, że nasza mowa ojczysta nie jest odpowiednia dla tego gatunku muzycznego. Tymczasem Infernal Death zadaje kłam temu twierdzeniu. Okazuje się, że diabelskim dźwiękom nie przeszkadzają szeleszczące i syczące zgłoski. I nie ma w tym niczego dziwnego, bo przecież wąż skusił Ewę sycząc a nie warcząc jej do ucha J.
Piekielno - biblijnych odniesień w tekstach Sponsora zawartych na płycie nie brakuje. Stanowią one raczej poetycką metaforę niż pochwałę mrocznych, piekielnych sił, którą metalowi ortodoksi widzą oczyma wyobraźni za każdym razem, kiedy słyszą słowa: szatan albo piekło. Inferanalizm jest tu przyrządzony na sposób tradycyjny. Piekło jest karą a nie nagrodą. Jak mnożna sobie na nią zasłużyć? Odpowiedzi szukać możemy w kolejnych tekstach na płycie „Gniew”.
Zanim jednak rozpoczniemy poszukiwania ludzkich grzechów i słabości powinniśmy zapoznać się z plastyczną wizją szatańskich kazamatów, wypełnionych krwią, ogniem i cierpieniem. Tu ludzką posoką spływają ci, którzy podążyli drogą fałszywych proroków, omamieni pustymi obietnicami posiadania dóbr doczesnych, karmieni nienawiścią. - „Potężny, czarny kozioł panuje w nim. Strącony w czarną otchłań srogo się mści. Kradnie bogu dusze i topi je we krwi”. Apokaliptyczna wizja podkreślana jest przez hipnotyzujący dźwięk gitar i krzyk wydobywający się z gardła wokalisty. Przerażenie staje niemal namacalne. Dobrze brzmi perkusja Bogacza, która nie denerwuje, jak to się zdarza w wielu metolowych produkcjach swoim stroboskopowym rytmem.
Drugi na płycie „Paragraf 148” to metalowa odmiana „Murder Ballads”, chociaż z balladami niewiele ma wspólnego. I chyba to dobrze, bo pisanie wpadających w ucho piosenek o zbrodniach, niezależnie od ich motywów, może je w sposób niebezpieczny poddawać gloryfikacji. Infernale opisują szaleństwo zbrodni. „Twój strach mnie pobudza, czuję ten dreszcz. Rozpala mnie żądza, gdy patrzę na śmierć” - słyszymy z głośników i nie mamy najmniejszej wątpliwości, że mamy do czynienia z obłąkanym umysłem, którego posiadacz powinien spędzić resztę swych dni w całkowitym odosobnieniu, chociaż sam Sponsor wystawia całkowicie odmienną receptę, która nie naraża podatników na ponoszenie kosztów dożywotniego utrzymania szajbusów.
„Gdy przyjdzie śmierć” ma wymiar egzystencjalny ale i religijny zarazem. Nie znajdziemy tu jednak odpowiedzi na odwieczne pytanie dotyczący celu i sensu istnienia. -„Odkryłeś, że nie znaczysz nic, że proch i pył to ty” oraz „Ty, który szydziłeś z prastarych ksiąg (…) Leżysz tu teraz jak kupka szmat” - stanowisko zupełnie odmienne od tego lansowanego na co dzień przez mainstream, kiedy przyznawanie się do wiary, jako źródła nadziei przestało być trendy a w dobrym tonie leży pozostawanie w beznadziejności.
Nie tylko w temacie wiary Infernal Death idzie na przekór obowiązującym trendom. Okazuje się, że Sponsor, który jest autorem wszystkich tekstów na płycie, to osobnik charakteryzujący się (w przeciwieństwie do gwiazdek TVN) głębokim patriotyzmem i co ważne nie wstydzi się do niego przyznać. W ten sposób staje obok Pawła Kukiza i Andrzeja Nowaka w obronie rodzimej historii. Do niedawna wydawać się przecież mogło, że polskie dzieje szanuje jedynie… szwedzki Sabaton. Co ważne, w przypadku tomaszowskich metalowców, to nie jest poza nastawiona na komercyjny efekt - „Młoda krew kłamstwem karmiona … Nie odpowie, gdy zabije dzwon” - skanduje wokalista w sposób nie pozbawiony emocji. - „Rozszarpią wilki osamotnione jagnię, zakwili Biały Ptak żałośnie, bezradnie”
Tytułowy „Gniew” to ostateczna deklaracja ideowa Sponsora. Jak sam wyznaje jest nią całkowity brak tolerancji dla dewiacji. - „W dupie mam taki świat, gdzie normalność jest bez szans, gdzie dewiację promuję się. Nie ma na to zgody mej”.
Niezależnie od tego, czy z poglądami głoszonymi otwarcie przez naszą rodzimą ekipę metalowców ktoś zgadza się czy też nie, to jednak każdy musi przyznać, że pisane przez Marcina teksty nie są o tzw. „dupie Maryni”. Nawet jeśli mogą wzbudzać kontrowersje, to opowiadają one nie o wyimaginowanych średniowiecznych bohaterach albo skrzatach w różowych czapkach ale o autentycznym kryzysie wartości, z jakim mamy do czynienia na początku XXI wieku. Pozostaje mieć nadzieję, że dziesięć zebranych na płycie utworów, to jedynie wstęp do szerszej dyskusji, jaką „Piekielna Śmierć” będzie kontynuować na swoich kolejnych wydawnictwach.
W warstwie muzycznej płyta „Gniew” nie odkrywa żadnych nowych lądów. Słychać tu wpływy dokonań różnych metalowych (i nie tylko) tuzów. Chwilami słychać tu nawet Down, którego koszulkę ma na fotografii z rozkładówki Bogacz (niezapomniany koncert w warszawskiej Stodole).
Na zakończenie kilka słów na temat okładki płyty. Jej autorem jest tomaszowski artysta plastyk Sławomir Ertman. Trudno powiedzieć, czy symbolika na niej zawarta jest dziełem przypadku, czy świadomym zamierzeniem twórcy. Otóż w sposób całkowicie nietypowy przedstawia pierwiastek boski. W rozdzieranej drapieżnymi palcami skórze znajdującej się poniżej męskiego torsu pojawia się oko, które równocześnie wpisane jest w równoboczny trójkąt utworzony przez linię żeber, które z kolei przypominają promienie słoneczne. Pogratulować należy pomysłu i wykonania.
Napisz komentarz
Komentarze