Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 15:04
Reklama
Reklama

Laos / Tajlandia - Złoty Trójkąt i krainy po drugiej stronie góry

W Luang Namtha zameldowaliśmy się w jednym z licznych pensjonatów, w którym dosyć duży pokój z wi-fi dostaliśmy za 50.000 kipów bez targowania. Następnego dnia, Dorotę i Michała pogoniło do Tajlandii. Ja zostałem na miejscu.

Byłem w obrębie Złotego Trójkąta - miejsca, w którym zbiegają się granice Tajlandii, Laosu i Birmy. Pikanterii do świadomości znajdowania się w regionie pogranicza dodawało nie tylko górzyste ukształtowanie okolicznego terenu, ale jeszcze jedno, przemysłowe, znaczenie terminu Złoty Trójkąt, jako jednego z głównych ośrodków produkcji opium na terenie Azji.

 

Chwilę po pożegnaniu się z Michałem i Dorotą, wynająłem skuter. Za tę samą cenę - 50.000 kipów, miałem do wyboru pełnowymiarową Hondę CBF 125 ccm i skuter Suzuki o tej samej pojemności. Twarde zawieszenie Hondy sprawiło, że wybrałem drugą opcję - Suzuki był lżejszy, więc zwinniejszy, i miał lepsze hamulce.

 

Chciałem zobaczyć jak to jest z tym opium. Złoty Trójkąt wiódł prym w światowej produkcji opium i heroiny do czasów aż został wyprzedzony przez Afganistan.

 

Górzysty Złoty Trójkąt - dawniej nr 1 w światowej produkcji czarnego, kleistego złota.

 

Po zakupach prowiantu w postaci bananów za 5.000 kipów i wody, wyjechałem na drogę w kierunku przejścia z Birmą. Przecinając serpentyny, znów przez chwilę żałowałem, że nie kupiłem motocykla na własność. Inżynierowie, projektujący drogę mieli łeb na karku dbając by kierowcy nie zasnęli. Co chwila jest jakiś zakręt. Przy tym, w zdecydowanej większości przypadków, za zakrętem w prawo, dla odmiany, jest zakręt w lewo. Do tego, dzięki temu, że nie ma praktycznie ruchu, wyprzedzając, za pewnik można uznać, że drugi pas jest wolny. W razie problemów, zawsze można ewentualnie zgłosić chęć pierwszeństwa klaksonem.

 

Serpentyny północnego Laosu. Nie można się nudzić - za zakrętem w jedną stronę, prawie zawsze jest zakręt w drugą.

 

Po drodzę do Muang Sing, minąłem wodospad. Wstęp kosztował 10.000 kipów. Było to kolejne płatne miejsce w Laosie, w którym nie musiałem kupować biletu. Po prostu, zapytałem czy mogę wejść za darmo. Po przejściu kilkuset metrów wąską dróżką pełną pająków zobaczyłem wodę spływającą po skale do położonego niżej strumienia. Miły widok, ale najlepsze wodospady w Laosie są na południu - na płaskowyżu Bolaven - gdzie aż się od nich roi.

 

Kolejny przystanek zrobiłem sobie w Muang Sing. Przejechanie 50 kilometrów zajęło mi ponad godzinę. "No i gdzie to opium?", pomyślałem. Rozglądałem się po położonych na zboczach gór i w dolinach plantacjach i nic białego ani fioletowego, ani nawet choćby czerwonego nie widziałem. Zdjąłem kask i usiadłem przy stoliku żeby zapalić zwykłego, naładowanego tytoniem, klejem do bibułek, jakimiś substancjami podtrzymującymi żar, i innymi truciznami papierosa. Zauważyłem dreptające przy drodzę, ubrane proste w kroju, ale bardzo bogato i oryginalnie zdobione stroje sarsze panie. Po krótkim kontakcie wzrokowym, miałem wrażenie, że przyspieszyły nieco kroku. Kiedy doszły do mnie, siedziałem już spowrotem na skuterku. Panie zbliżyły się dosłownie na tak bliską odległość, że nasze biodra praktycznie się stykały i bez słowa, po spojrzeniu mi dziwnie mętnym wzrokiem w oczy zaczęły prezentować imponującą zawartość sakiew - ręcznie robione bransoletki, wisiorki z muszelek, misternie zdobione chusty i tajemnicze torebeczki z bladozielonym suszem i czarno-brązową mazią.

 

Kolorowo ubrane mieszkanki jednej z plemiennych wiosek.

 

- "Ganja? Opium?", zapytały.
- Skąd jesteście? Zapytałem po angielsku
- ...... - chyba nie zrozumiały
Zapytalem czy znają jakiś inny język
- Ganja? Opium?
- Opium, pokażcie to
Roztarłem kawałek małej lepkiej działki na palcach
- Ile?
- 20.000 kipów
- Ile macie?
- 20.000 kipów
- Więcej. Panie zaczęły wyjmować to co miały. W końcu, zniecierpliwiony wypaliłem:
- Kilogram poproszę. Rzuciłem jak w sklepie spożywczym.   
- Aaaaahhhh kilogram. Odpowiedziała jedna z babdź zdziwionym głosem. To tam jedź
- Gdzie?
- Akkha village

 

Co w sakwach? Standard - ręcznie robione ozdóbki - koraliki, chusty i, oczywiście - ganja i opium.

 

Pożegnałem się ładnie i udałem w stronę wskazaną przez jedną z dilerek. Za kilkoma zakrętami, zjechałem do małej wioski położonej kilka kilometrów od głównej drogi. Kiedy zobaczyłem stojący na wzniesieniu prosty totem, wydawało mi się, ze trafiłem we właściwe miejsce. Mieszkańcy plemiennych wiosek północnego Laosu nie są wyznawcami Buddyzmu. Nie są nawet Laotańczykami. Złoty Trójkąt to miejsce, w którym granice się zacierają. Nie ma pojęcia państw. Są za to żyjące blisko siebie klany, które mają własną kulturę, własną tożsamość, własne wierzenia i obrządki.

 

Totem w jednej z plemiennych wiosek.

 

Szwędając się po wiosce okraszonej bardzo mistycznymi symbolami, moją uwagę zwróciła grupka mężczyzn wachlujących wokół domu dym z kilku naczyń, w których palił się ogień. Byli w trakcie ceremonii wyganiania złych duchów. Na widok aparatu, jeden z nich uśmiechnął się. Usiadłem i poczekałem do końca. Kiedy zapytałem o opium, pokierował mnie do innego domku wybudowanego nieco niżej. W środku, przejął mnie inny mężczyzna. Po obowiązkowym ściągnięciu butów, zostałem wprowadzony do małego pokoiku z dwiema innymi osobami - opartym o ścianę starszym panem i strasznie wychudzoną, leżącą na boku i, jakby ostatkiem sił, ledwo podpierającą się łokciem kobietą. Mój "przewodnik" zatrzasnął klamkę i wyciągnął torebkę pełną brązowych makówek wielkości większej niż kciuk.

 

Makowe głowy jak w mandze

 

- Fajnie, makówy - powiedziałem. Gdzie to opium?
- Ile?
- Kilogram

 

Pan wyciągnął kolejną torbę z ciemną, oleistą, żywiczną mazią. Do tego, naszykował zestaw w postaci sprasowanej już, gotowej, mniejszej działki, talerzyka z drobnymi nożyczkami, wagą, zwęgloną łyżeczką i innymi akcesoriami. Całość była jeszcze bardziej skomplikowana i tajemnicza niż ognista ceremonia odstraszania złych duchów, którą widziałem wcześniej. Panowie nabili drewnianą bambusową fajkę. Mój "przewodnik" zaciągnął się i przekazał mi "bonga". Nie chcąc popełnić kolejnej gafy jak kilka dni wcześniej, udałem, że się zaciągam i podałem fajkę mężczyźnie, obok. Ten, oddał ją leżącej, ledwo podpierającej się kobiecie - najwyraźniej siedział tam tylko po to by podtrzymywać płomień. Cała otoczka wyglądała jak w klasycznej palarni opium. Znów, poczułem się jakbym odbył podróż w czasie i przestrzeni - tego typu miejsca były popularne w XIX wieku i teraz, mimo, że jest wiek XXI istnieją nadal w niezmienionej, niemal, formie.

 

Nie wiedziałem, że konsumpcja opium jest tak skomplikowana. Sam bym się w tym wszystkim pogubił.

 

 

 

 

Nie miałem ochoty na makową euforię. Bardziej niż do palenia, mak jakoś pasuje mi do słodkiego makowca - najlepiej w polewie czekoladowej. Kolejnej kolejki do ustnika fajki więc odmówiłem i zapytałem skąd oni to biorą. Niestety, umiejętności komunikatywne mojego "przewodnika" były mocno ograniczone. Musiałem jakoś wyrwać się z palarni nie robiąc zamieszania i zachowując dobrą pozę.

 

Jedyne co przyszło mi do głowy to pokraczne negocjacje ceny kilograma. Na kartcę zapisywaliśmy jakieś sumy z chyba nieskończoną ilością zer. Zaproponowałem przejście na dolary. Nic z tych rzeczy - mój hurtownik chciał pozostać przy kipach. Targowałem tak by mieć najmniejszą ilość zer i dopiąłem celu.

 

Nie musiałem wychodzić ani mówić, że się rozmyśliłem, że chciałem tylko zobaczyć, itp. zachowując twarz i pozostając przy zbyt niskiej cenie zostałem bardzo delikatnie wyproszony z małego, zamkniętego i zadymionego pokoiku.

 

Nareszcie światło dzienne.

 

Po ochłonięciu z wrażeń, zacząłem pytać po wiosce skąd oni to biorą. Niestety, nikt nie potrafił mi odpowiedzieć po angielsku. Zadzwoniłem do Luang Namtha do biura turystycznego, w którym mówili po angielsku, zapytać o wioskę Akha i o plantacje. Pan po drugiej stronie powiedział, że Akha nie mają żadnego opium, że to jest nielegalne, i że kiedyś tak, ale teraz żyją z ręcznie robionych ozdóbek i plecionek i, że w ogóle nie wie po co dzwonię. Wymyśliłem więc, że przejadę się dróżką zobaczyć co jest "po drugiej stronie góry". Po kilku kilometrach wjechałem do innej wioski. Znowu trafiłem na palarnię opium, w której czekała na mnie podobna otoczka co w poprzedniej. Tyle, że tutaj, po prostu wyszedłem udając głupka, że nie wiem o co chodzi.

 

Kiedy wjechałem na małą dróżkę, zachmurzyło się, a ja nie miałem już odwrotu. Było zbyt wąsko żeby zawracać a ewentualna próba mogła skończyć się zsunięciem w przepaść. Minąłem dwie grupki osób niosących koszyczki i torby. Dalej stał jeden ciekawie wyglądający totem i kilka ołtarzyków ofiarnych. Już drugi raz w Laosie, poczułem się, jakbym trafił do zupełnie innej bajki niż tej, w której się urodziłem. Zaczęło grzmieć a wskaźnik paliwa jakoś dziwnie spadł w dół. Zacięty pływak? "Jest droga, to gdzieś musi prowadzić", pomyślałem.

 

Co jest "po drugiej stronie góry"? Jest droga, więc musi gdzieś prowadzić. Tyle, że wjeżdżając na nią, trzeba jechać prosto. Nie ma gdzie zawrócić, a ja mam lęk wysokości.

 

W końcu, w strugach deszczu, znalazłem dróżkę prowadzącą na jedno z suchych pól ryżowych i na przełaj przejechałem do jednego z, popularnych w Laosie, jak ja to sobie nazwałem, wypoczywalników. Rozłożyłem śpiwór, zamknąłem się w środku. Pleciony z liści palmowych dach przeciekał, ale i tak było ciepło i zmokłem mniej niż jakbym miał rozbijać w takim deszczu namiot. Następnego dnia, zdecydowałem się, nie zawracać tylko jechać w tym samym kierunku. Po drodzę, dojrzałem jakieś białe punkciki. Czosnek? Zszedłem stromym zboczem w dół i - tak, znalazłem się na poletku maku. Do tego brakowało śniegu i już byłoby jak w Krainie Oz. "Mam swoje kwiatki", pomyślałem. Przypomniało mi się jak rok wcześniej odwiedziłem Ketamę w marokańskich górach Rif - główne miejsce produkcji haszyszu w tym kraju i jego punkt dystrybucji na rynek Europejski. Tyle, że tam, konopie rosną wzdłuż głównej drogi a rolnicy-biznesmeni znają doskonale kilka języków i z chęcią zapraszają do swoich gospodarstw by pokazać swoje pola, pochwalić się jakością lokalnych wyrobów, i opisać sposób przerabiania drobnych kwiatków w brązowy proszek.

 

Spodziewałem się ogromnych połaci ziemi okraszonych biało-fioletowymi punkcikami. Zastałem malutkie poletko i kilka klasycznych palarni opium.

 

 

 

 

Czytając informacje o Złotym Trójkącie, spodziewałem się ogromnych pól porastających całe zbocza i doliny, ludzi z kałaszami chroniących plantacji i walczących z uzbrojoną po zęby policją. Trafiłem na kilka kameralnych palarni opium i małe, schowane gdzieś za górami i za wykarczowanymi lasami, ogródkowe wręcz, poletko. Przejechałem do Luang Namtha, zdałem motor, odbierając od właściciela wypożyczalni mój kapelusik, którego od wyjazdu z Polski jeszcze nie zgubiłem, przytroczyłem namiot i śpiwór spowrotem do plecaka, sprawdziłem przy porannej kawie pocztę i poszedłem w stronę drogi do Tajlandii.

 

Dziwnym trafem, mój przejazd do Houey Xai, wyglądał prawie dokładnie tak samo jak w mailu, który dostałem od Michała i Doroty - najpierw skok na stację autobusową, później, po przejściu na rozwidlenie, zatrzymałem, jak się okazało, szefa jednej z plemiennych wiosek w okolicach mojego punktu docelowego. Przy okazji, dostałem też obiad i trochę owoców na dalszą drogę, a jego syn - Min, oprowadził mnie po swojej wioscę i nauczył kilku zwrotów w swoim, bardzo różnym od laotańskiego języku. Na pytanie o opium, Min, odpowiedział, że nic nie wie. Mieszkańcy jego wioski żyją z obsługi turystów, uprawy owoców, w tym ananasów, wyrabiania dosyć taniej biżuterii - jedna z dziewczynek, chciała tylko 2.000 kipów za naszyjnik z muszelek. 2.000 kipów dałem, muszelek nie chciałem (nie chcę zadzierać z duchami ;-) ).

 

Niby zwykłe ananasy, a potrafią bez żadnych wspomagaczy, rozśmieszyć.

 

 

Po pożegnaniu, stałem w jednym miejscu jeszcze godzinę. Dopiero po tym czasie, zatrzymała się młoda kobieta, która zawiozła mnie pod samo przejście graniczne. Nie chciałem jeszcze przekraczać granicy. Zamiast tego, rozejrzałem się po Xuey Xai, w którym, jak się okazało, nie było nic ciekawego, oprócz rynku ze strasznie drogimi produktami z Tajlandii. Nie mogłem nawet znaleźć pensjonatu za rozsądną cenę. Na bezpieczny nocleg, udałem się do świątyni.

 

Granicę przekroczyłem dopiero rano. Wszystkie kipy, które zostały mi w portfelu wymieniłem na dwie waluty - papierosy i tajskie bahty. Zastanawiałem się jakie są przepisy celne odnośnie wyrobów tytoniowych. W większości państw są takie absurdalne regulacje, że alkoholicy są bardziej uprzywilejowani niż palacze. To, że nie ma tak na prawdę żadnych przepisów, zauważyłem na przejściu. Taki południowoazjatycki standardzik - budki, które trzeba sobie samemu znaleźć; można spokojnie przejść bez stemplowania. Tylko bilet na łódkę trzeba kupić, ale wodne taksówki nie są w żaden sposób powiązane z celnikami.

 

 

Przeszło mi przez chwilę czy nie wrócić się po motor i nie poszukać jakiegoś "zielonego" przejścia do Birmy. Miałem jednak małą wizję dalszej trasy, więc ewentualne zatrzymanie i deportacja byłaby dla mnie zbyt dużym ryzykiem. Może kiedyś pobawię się w włóczęgę z prawdziwego zdarzenia - bez paszportu, bez dokumentów, bez grosza przy duszy. Na razie jestem, jednak trochę ograniczony przez te wszystkie nowoczesne standardy.

 

Bardziej niż palarnie opium, zaimponowały mi społeczności plemienne - te, "po drugiej stronie góry", do których nie dochodzą linie energetyczne, żyją poza "naszym" systemem. A to, że bratnie klany mieszkają po drugiej stronie nakreślonej na mapie kreski, po prostu ich nie interesuje. Najzwyczajniej w świecie, pieszo dreptają od wioski do wioski nie widząc po drodzę żadnych przeszkód (takich jak np. podmiot liryczny w piosencę "Sokoły", ubolewający nad wprowadzeniem granicy Polski z Ukrainą). Z drugiej strony, nawet pstrokate zdobienia ich ubrań nie przyciągałyby uwagi służb granicznych w takim stopniu jak moja rozwiana i pokręcona czupryna.

 

Mieszkańcy wiosek plemiennych Złotego Trójkąta żyją poza "naszym" systemem.

 

 

 

 

Po tajskiej stronie, przeżyłem szok cenowy - Laos był drogi. Od razu, zjadłem śniadanie, za 20 bahtów (2 zł.) i kupiłem kilka za 2 bahty. Stojąc na drodze w moim kierunku, zastanawiałem się jak działa w Tajlandii autostop - w stosunku do natężenia ruchu, wyszło mi, że czekałem dosyć długo. W końcu, zdecydowałem się, jak zwykle, z nudów, iść pieszo przed siebie.

 

Przez chwilę szedłem nie po tej stronie. No tak - w Tajlandii jeździ się lewym pasem - czyli czas na ćwiczenie lewego kciuka. Po kilku minutach marszu, zatrzymał się stary, czerwony autobus z klimatyzacją w postaci kilku przymocowanych do sufitu wiatraków - jak w starych Syrenkach. Kierowca zrozumiał laotańskie "bor mi ngen". Mówili mi wcześniej, że tajski i laotański to podobne języki. Zaśmiał się i zaprosił do środka.

 

Przejechałem do Chiang Rai, poprosiłem o przechowanie plecaka w świątyni i poszedłem obejrzeć miasto. W trakcje spaceru, poznałem Szwajcara - Hugo, spędzającego emeryturę w Tajlandii w bardzo ciekawy sposób. Przez pierwsze pół roku mieszkał na Phukhecie. Później, trzy lata spędził w Bangkoku, a następnie kupił samochód, spakował wszystkie manatki i zaczął mieszkać trochę tu i trochę tam. Hugo opowiedział mi trochę o okolicy i, ogólnie, sposobach na jak najtańsze przetrwanie w Tajlandii.

 

Powiedział, że w moim wieku też w taki sposób podróżował. Sprzedał mi również swój zapasowy telefon za 300 bahtów (10 dolarów). Tym razem, po dwóch Sony Ericssonach - jednym skradzionym a drugim do końca rozklekotanym, i jednym Huaweyiu, utopionym podczas obchodów Pi Mai, przyszła kolej na testowanie świeżego, praktycznie niedawno wyjętego z pudełka, Samsunga. Mam nadzieję, że wytrzyma mi chociaż kilka miesięcy bo do tej pory, w Azji Płd-Wsch. nie widziałem żadnych komisów.

 

Czas na nowe miejsce - Tajlandia.

 

Po pierwszej nocy w Chiang Rai, wynająłem skuter i pojechałem na wycieczkę do Złotego Trójkąta w znaczeniu zbiegu granic Tajlandii z Birmą i Laosem. Trochę myliły mi się na początku pasy. Do tego, w odróżnieniu od Laosu, małe miasto wygląda jak miasto więc doszły ronda i wymyślne skrzyżowania. Jednak skuter to nie samochód - nie ma kierownicy po drugiej stronie, a zmieniając odruchowo biegi, nie otwiera się drzwi. Szybko idzie się przyzwyczaić i, ewentualnie, połapać, że coś jest nie tak. Na dwu- i trzypasmówkach, zastanawiałem się przez chwilę czy jechać po prawej czy po lewej krawędzi pasa. Na szczęście, zawsze mam złoty środek. A, że wynająłem znów lekką 125-kę, a drogę pod kołami miałem równą i płaską, mogłem sobie jechać po tej stronie, po której chciałem.

 

Ktoś tu chyba wjechał pod prąd. No tak - w Tajlandii jeździ się po lewej stronie.

 

Na Złotym trójkącie, miałem fajne uczucie kiedy stojąc w jednym państwie, przez rzekę widać dwa inne. Gdyby dorzucić do tego jeszcze to, że kilkadziesiąt kilometrów od tego miejsca jest chińska prowincja Yunnan, robi się bardzo międzynarodowo. I choć to co mnie interesowało już widziałem, stwierdziłem, że nadal interesuje się rzeczami na literę "m".

 

Tajlandia, Laos, Birma? Kwestia wycelowania we właściwy brzeg rzeki. A morze katapultacja do Chin?

 

Postawiłem na wejście do znajdującego się nieopodal muzeum opium. W środku znajdowały się różne eksponaty, informacje historyczne, ciekawe notki - m. in. o wioskach i społecznościach plemiennych. Dopiero wychodząc, zorientowałem się, że bilet kosztował 50 baht. No cóż - nikt się nie upomniał. Jadąc dalej, natrafiłem na drugie muzeum. Tutaj jednak, wstęp kosztował już 200 bahtów (20 zł). Tyle, że akurat było zamknięte dla odwiedzających ze względu na prace remontowe. Drzwi, jednak były otwarte. Trochę dziwnie się czułem szwędając się po wielkim, pustym obiekcie. Szczególnie kiedy trafiłem do pokoju wyglądającego na salę konferencyjną z eleganckimi krzesłami, przeszklonym stołem i widokiem na luksusowe domki i idealnie zadbany park.

 

Spacer po pustym, zamkniętym i otwartym jednocześnie muzeum - odpoczynek w czymś co wygląda na salę konferencyjną.

 

Podjechałem również do przejścia z Birmą. Niestety, w tym miejscu płacąc jedyne 500 baht (50 zł.) można przejść tylko na jeden dzień i to tylko do strefy przygranicznej, w której znajduje się tylko targ i kasyna. Wieczorem, zastanawiałem się przez chwilę czy nie rozbić namiotu. Zdecydowałem, jednak, poprosić znów o nocleg w świątyni. Tutaj, przyszło zdziwienie. Nie mówiący po angielsku mnich, na gest, po którym ciężko się domyślić, że chodzi o coś innego niż spanie, wprowadził mnie do prywatnego pokoju z łazienką. Zupełnie, tak jakby mnisi w tej świątyni mieli pokój gościnny dla przyjezdnych.

 

Zupełnie jakby mnisi w świątyni, w której poprosiłem o nocleg mieli osobny pokój gościnny dla przyjezdnych.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie
Były nauczyciel odpowie m.in. za prezentowanie pornografii młodzieży Przed sądem rejonowym w Oświęcimiu 4 grudnia ma ruszyć proces byłego nauczyciela jednej z tamtejszych szkół, który odpowie m.in. za prezentowanie pornografii nastolatkom i naruszenie ich nietykalności cielesnej – dowiedziała się PAP w krakowskiej prokuraturze okręgowej.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:37Były nauczyciel odpowie m.in. za prezentowanie pornografii młodzieży Polacy coraz częściej chcą się rozwodzić. Potwierdzają to eksperci. Widać to też po danych z sądów W trzech kwartałach tego roku do sądów okręgowych w całej Polsce wpłynęło blisko 62 tys. pozwów rozwodowych. To o 1,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich prawie 61 tys. Najwięcej pozwów złożono do sądów w dużych miastach. W całej Warszawie odnotowano ich łącznie 5,8 tys. Z kolei w Poznaniu było 3,9 tys. takich przypadków, a w Gdańsku zaobserwowano ich 3,4 tys. Eksperci nie są zaskoczeni tymi danymi. Jednocześnie wskazują, że spada liczba zawieranych małżeństw. Można zatem postawić tezę, że w strukturze społecznej zachodzą istotne zmiany.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:30Polacy coraz częściej chcą się rozwodzić. Potwierdzają to eksperci. Widać to też po danych z sądów ZUS: od stycznia 2025 r. można składać wnioski o rentę wdowią Od 1 stycznia 2025 r. będzie można składać wnioski o rentę wdowią. Przeznaczona jest dla wdów i wdowców mających prawo do co najmniej dwóch świadczeń emerytalno-rentowych, z których jedno to renta rodzinna po zmarłym małżonku – poinformowała ZUS.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:27ZUS: od stycznia 2025 r. można składać wnioski o rentę wdowią
Korzyści dla chorych leczonych nieinwazyjną wentylacją mechaniczną w warunkach domowych dzięki zastosowaniu telemonitoringu - pierwsze polskie badanie Telemonitoring chorych leczonych nieinwazyjną wentylacją mechaniczną w warunkach domowych (NIV) może poprawić jakość leczenia, szczególnie w kluczowym, tj. początkowym okresie stosowania terapii. Może również przyczynić się do bardziej optymalnego wykorzystania zasobów kadry medycznej, dzięki zastąpieniu części wizyt domowych zdalnym monitorowaniem stanu pacjenta. Telemonitoring umożliwia także wprowadzenie mierników jakości prowadzonej terapii w postaci monitorowania podstawowego parametru jakości wentylacji, jakim jest compliance pacjenta, czyli przestrzeganie zaleceń odnośnie czasu stosowania terapii. Wskazują na to wnioski z badania przeprowadzonego na 152 chorych zrealizowanego przez polskich badaczy.Data dodania artykułu: 20.11.2024 10:55Korzyści dla chorych leczonych nieinwazyjną wentylacją mechaniczną w warunkach domowych dzięki zastosowaniu telemonitoringu - pierwsze polskie badanie Domański o wolnej Wigilii: złe rozwiązanie; dla gospodarki to koszt ok. 4 mld zł Będę przedstawiał argumenty, że pomysł wolnej Wigilii jest złym rozwiązaniem; dla polskiej gospodarki byłby to koszt 4 mld zł, a dla budżetu państwa 2,3 mld zł - ocenił w środę minister finansów Andrzej Domański. Jest to krok niepotrzebny - dodał.Data dodania artykułu: 20.11.2024 10:37Liczba komentarzy artykułu: 1Domański o wolnej Wigilii: złe rozwiązanie; dla gospodarki to koszt ok. 4 mld zł Święty Mikołaj zarobi nawet do 250 zł na godzinę Najbardziej opłacalnym zawodem w świątecznym okresie jest Święty Mikołaj, który może zarobić od 31 do 250 zł na godzinę - informuje Personnel Service, który zbadał zarobki w świątecznych zawodach. Mikołaje zarobią więcej na imprezach firmowych, mniej - w galeriach handlowych.Data dodania artykułu: 20.11.2024 10:31Święty Mikołaj zarobi nawet do 250 zł na godzinę
Reklamamuzyczny spektakl Metamorfozy
Reklama
"A może byście tak najmilsi wpadli na JAZZ do Tomaszowa"? "A może byście tak najmilsi wpadli na JAZZ do Tomaszowa"? Zapraszamy na pierwszy koncert z cyklu JESIEŃ NAD VOLBÓRKĄ, który odbędzie się w piątek 22.11.2024 roku o godz. 19:00 w Galerii Sztuki Arkady w Tomaszów Mazowiecki.Horntet to kwintet jazzowy, demokratyczny kolektyw złożony z pięciu wyróżniających się i jednych z najbardziej obiecujących polskich muzyków jazzowych młodego pokolenia.Nominowani do nagrody Fryderyk 2024, zwycięzcy niemal wszystkich konkursów jazzowych w Polsce (m.in. Jazz nad Odrą 2023), zdobywcy 2 miejsca na prestiżowym European YoungArtists’ Jazz Award w Burghausen 2024, wielokrotnie doceniani przez krytyków i dziennikarzy muzycznych w kraju i zagranicą. Począwszy od roku 2019 i założenia zespołu z inicjatywy pianisty Bartłomieja Leśniaka, muzycy stale pracowali nad swoim własnym,wspólnym, rozpoznawalnym stylem opartym o autorskie kompozycje, będące mieszanką mainstreamu, muzyki free, ale też współczesnej muzyki klasycznej z zachowaniem słowiańskiego mianownika, będącego kontynuacją stylu określanego jako Polish Jazz. W 2023 zespół pewny kierunku, który obrał, wydał swój debiutancki album pt. „Horntet”.Skład zespołu:● Szymon Ziółkowski - saksofon altowy i sopranowy● Robert Wypasek - saksofon tenorowy i sopranowy● Bartłomiej Leśniak - fortepian● Mikołaj Sikora - kontrabas● Piotr Przewoźniak - perkusjaBilety:przedsprzedaż 45 plnw dniu koncertu 60 plnKarnet na trzy koncerty w ramach "Jesień nad Volbórką" - 100 pln.Informacje: 690 904 690Zapraszamy 1 Data rozpoczęcia wydarzenia: 22.11.2024
Andrea Bocelli 30: The Celebration Andrea Bocelli 30: The Celebration Andrea Bocelli 30: The Celebration23 i 24 listopada w kinach HeliosPrzed nami weekend dla melomanów, którzy mogą wybrać się do Heliosa na porywające koncerty uwielbianego tenora. Widowisko „Andrea Bocelli 30: The Celebration”, które zawita na wielkich ekranach 23 i 24 listopada, podsumowuje trzydzieści lat artysty na scenie i jest okazją do przypomnienia największych przebojów w jego wykonaniu.Andrea Bocelli to bez wątpienia najsłynniejszy tenor świata. Jest ikoną popkultury w zakresie śpiewu operowego. Z brawurą łączy muzykę klasyczną z rozrywkową. Jego nagrania sprzedają się w milionach egzemplarzy. Teraz ten charyzmatyczny śpiewak obchodzi jubileusz 30-lecia swojej pracy artystycznej. Z tej okazji przygotował wielki koncert, którego nagranie można obejrzeć jedynie w kinach.Podczas tego przygotowanego z rozmachem show usłyszymy oczywiście słynną arię „Nessun dorma” z opery „Turandot” Pucciniego, niekwestionowany przebój „Con te partirò” i wiele innych chwytających za serce utworów.Wersję kinową koncertu wyreżyserował Sam Wrench („Taylor Swift: The Eras Tour”, ”Billie Eilish: Live at The O2”), laureat nagrody Emmy i nominowany do nagrody Grammy.Helios zaprasza melomanów na ten wyjątkowy seans! Bilety dostępne są na stronie www.helios.pl, a także w kasach kin i aplikacji mobilnej. W ramach oferty „Wcześniej kupujesz, więcej zyskujesz” dokonując zakupu z wyprzedzeniem, można wybrać najlepsze miejsca, a także - zaoszczędzić.Helios S.A. to największa sieć kin w Polsce pod względem liczby obiektów. Dysponuje 54 kinami mającymi łącznie 304 ekrany i ponad 55 tysięcy Data rozpoczęcia wydarzenia: 23.11.2024
Repertuar kina Helios Repertuar kina Helios Tegoroczna jesień nie przestaje zaskakiwać różnorodnymi nowościami. Od najbliższego piątku w repertuarze kin Helios zagoszczą aż trzy premiery: „Simona Kossak”, „Vaiana 2” i „Heretic”. Ponadto widzowie mogą zapoznać się z licznymi filmowymi przebojami oraz projektami specjalnymi, takimi jak Kultura Dostępna czy Maraton Władcy Pierścieni.Polską nowością na najbliższy tydzień jest dramat „Simona Kossak”, przybliżający prawdziwą historię potomkini artystycznej rodziny Kossaków. Młoda kobieta porzuca dotychczasowe życie i towarzyskie salony, aby objąć posadę naukowczyni w Białowieży. W środku puszczy, pomimo trudnych warunków – bez prądu i bieżącej wody – rozpoczyna życie na własnych warunkach. Tam poznaje fotografa Lecha Wilczka, z którym łączy ją niezwykła relacja. Jednakże wyobrażenia Simony o pracy przyrodnika ulegają bolesnej weryfikacji. Musi stanąć w obronie nie tylko swoich ideałów, ale również świata roślin i zwierząt… W rolach głównych występują: Sandra Drzymalska, Jakub Gierszał i Agata Kulesza.W repertuarze znajdzie się także nowa animacja wprost ze studia Disney – to „Vaiana 2”, czyli kontynuacja ciepło przyjętej historii nawiązującej do kultury wysp Polinezji. Trzy lata po wydarzeniach z pierwszej części, Vaiana otrzymuje nieoczekiwane wezwanie od swoich przodków. Dziewczyna musi wypłynąć na dalekie i dawno zapomniane wody Oceanii. Vaiana zbiera więc grupę śmiałków gotowych na przygodę życia, wśród których znajduje się jej przyjaciel Maui. Ich zadaniem będzie przełamanie niebezpiecznej klątwy, a nie będzie to proste, gdyż będą musieli stawić czoła starym i nowym wrogom.Jesienna aura sprzyja oglądaniu horrorów, a już w najbliższym tygodniu pojawi się kolejna nowość z tego gatunku. „Heretic” opowiada o dwóch młodych kobietach, które od drzwi do drzwi starają się głosić słowo Boże. W jednym z domów otwiera im czarujący pan Reed – szybko okazuje się jednak, że mężczyzna posiada diaboliczną drugą twarz. Niespodziewanie wszystkie wyjścia zostają zamknięte, a podejrzany gospodarz co chwila pojawia się, aby zadać im kolejną zagadkę testującą ich wiarę. Rozpoczyna się śmiertelnie niebezpieczna gra, w której stawką jest przetrwanie…Ponadto w repertuarze Heliosa znajdą się hitowe nowości ostatnich tygodni, takie jak „Gladiator 2” w reżyserii Ridleya Scotta. Lucjusz jako dziecko był świadkiem śmierci Maximusa z rąk swojego wuja Commodusa. Teraz decyduje się walczyć w Koloseum jako gladiator, aby przeciwstawić się dwóm cesarzom, rządzącym Rzymem żelazną pięścią. Z wściekłością w sercu i z nadzieją na lepszą przyszłość Cesarstwa Lucjusz musi spojrzeć w przeszłość, aby znaleźć siłę i honor, by zwrócić chwałę Rzymu jego ludowi.Fani kina familijnego mogą wybrać się do kin na pozytywną produkcję „Paddington w Peru”. Tytułowy bohater wraz z rodziną Brownów postanawia wyruszyć w daleką podróż do Ameryki Południowej, a dokładniej do Peru, aby odwiedzić swoją ukochaną ciocię Lucy. W tym celu wszyscy udają się do umieszczonego nieopodal lasu deszczowego Domu dla Emerytowanych Niedźwiedzi. To jednak dopiero początek niezwykle ekscytującej przygody, w trakcie której odkryją wiele tajemnic.Kinomani, którzy pragną poczuć ducha zbliżających się Świąt, mogą zapoznać się z najnowszą częścią kultowej serii. Film „Listy do M. Pożegnania i powroty” ukazuje losy różnorodnych bohaterów, które krzyżują się w Wigilię. Do sagi po dłuższej przerwie powraca postać Mikołaja. Mężczyzna odwiedza dawnych i nowych przyjaciół, podczas gdy jego synek Ignaś rusza w pościg za utraconym prezentem i duchem Świąt… Ponadto w obsadzie znalazła się plejada polskich gwiazd!Kina Helios słyną z organizacji popularnych Nocnych Maratonów Filmowych, najbliższa edycja cyklu będzie w pełni poświęcona produkcjom stworzonym na podstawie dzieł J.R.R. Tolkiena. W piątek, 22 listopada odbędzie się Maraton Władcy Pierścieni, podczas którego widzowie będą mogli obejrzeć wszystkie części przebojowej trylogii w wersji reżyserskiej. Z kolei melomani mogą wybrać się do Heliosa na porywające koncerty uwielbianego tenora. Widowisko „Andrea Bocelli 30: The Celebration”, które zawita na wielkich ekranach 23 i 24 listopada, podsumowuje trzydzieści lat artysty na scenie i jest okazją do przypomnienia największych przebojów w jego wykonaniu. W poniedziałek, 25 listopada w wybranych lokalizacjach odbędą się seanse z cyklu Kino Konesera. Widzowie będą mogli zobaczyć słynny koreański thriller „Oldboy” w odnowionej jakości obrazu. Główny bohater, Dae-su, mści się po latach za zabójstwo swojej żony… Natomiast w czwartkowe popołudnie, 28 listopada w kinach zagości cykl Kultura Dostępna i polska komedia romantyczna „Miłość jak miód”. Majka i Agata zamieniają się miejscami, dzięki czemu odnajdują wielkie uczucie.Bilety na listopadowe seanse dostępne są w kasach kin Helios, w aplikacji mobilnej oraz na stronie www.helios.pl. Dokonując zakupu wcześniej, można wybrać najlepsze miejsca, a  także zaoszczędzić w ramach oferty „Wcześniej kupujesz, więcej zyskujesz”. Data rozpoczęcia wydarzenia: 22.11.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
pochmurnie

Temperatura: 1°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1000 hPa
Wiatr: 13 km/h

Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: co2Treść komentarza: ale będziemy uśmiechnięci ;)Źródło komentarza: Chłodno? Zima za oknem? Za ogrzewanie zapłacimy jeszcze więcejAutor komentarza: WeskusTreść komentarza: Widziałem niedawno tego gówniarzołobuza. SS-syn pod każdym względem.Źródło komentarza: Krytykuje to.... co sam robi. Adrian Witczak wśród tłustych kotówAutor komentarza: Renata Byczkowska przewodniczka olejkowaTreść komentarza: Jakże bardzo się cieszę, że do placówek medycznych trafiają naturalne metody. Aromaterapia jest skuteczna, bezpieczna, nie daje skutków ubocznych, nie uzależnia. Ale jest jeden warunek! Olejki eteryczne stosowane w aromaterapii muszą być naturalne, z certyfikatem jakości nie syntetyczne. Takich czystych olejków nie kupicie w żadnej aptece ani drogerii. 90 % produktów na rynku oferowanych jako olejki eteryczne to syntetyki. Jest wielu nieuczciwych producentów i to jest przykre. Na szczęście na porodówce w TCZ są najczystsze olejki firmy Doterra.Każda partia starannie przebadana z certyfikatem. Teraz na porodówce będzie pachniało lawendą, szałwią, miętą, jaśminem......Źródło komentarza: Aromaterapia na porodówce w TCZAutor komentarza: rwdTreść komentarza: Jeżeli nasze państwo zgodziło się na taki unijny system to państwo (politycy którzy za tym głosowali) powinni płacić za te fanaberie, a nie obywatele, którzy nie mają na to wpływu. A jak zapłacimy za emisje to pieniądze pójdą na co? W 90% na unijną biurokracje. Unia europejska jest lepsza od socjalizmu i komunizmu razem wziętych i nazywa to demokracją żeby lepiej brzmiało.Źródło komentarza: Chłodno? Zima za oknem? Za ogrzewanie zapłacimy jeszcze więcejAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Tytuł tego ogłoszenia: "Plan ogólny w przygotowaniu. Możesz zgłosić uwagi." Koniec, kropka. Następnie jest link do materiałów, związanych z tym ogłoszeniem. Jednak te materiały, to są urzędnicze świstki, które należałoby wypełnić w ciągu kilku godzin i pędzić z tymi śmieciami do UM i ubiegać się o pokazanie przez urzędasów tego planu ogólnego. Jak powinno to wyglądać? Najpierw powinien znaleźć się link z tym, cholernym planem ogólnym, a te ogłoszone pliki powinny być drugorzędne. Wtedy każdy otworzyłby ten plan ogólny, przeanalizowałby ten plan i to byłoby normalne. Jednak, wyszło, jak zwykle, w wykonaniu najemnych urzędasów. Totalne badziewie.Źródło komentarza: Plan ogólny w przygotowaniu. Możesz zgłosić uwagiAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Do WuPe: mistrzu. Po pierwsze - Właściciel tej nieruchomości wcale nie musi się przed nikim tłumaczyć, ani też niczego wyjaśniać. Nie ukradł tej nieruchomości, ani jej nie wyłudził. Kupił legalnie za swoją kasiorkę i może robić z tą nieruchomością to co Jemu się będzie podobało. Po drugie - czy w umowie kupna/sprzedaży miał postawione jakiekolwiek warunki konserwatora zabytków?! Wątpię. Po trzecie - gdzie do tej pory był ten obsmarkany urzędniczyna, czyli konserwator zabytków - co ?! Z niego taki konserwator zabytków, jak ja jestem chińskim mandarynem. Tak więc, te materiały w tym portalu, to nie jest spłycanie roli konserwatora zabytków, ale rzetelne odniesienie się do zerowej działalności tego urzędniczyny.Źródło komentarza: Po ćwierć wieku pojawił się on... konserwator. Pałac Piescha budzi emocje
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama