Wyłączone oświetlenie kolejnych stacji i barów oznacza, że drogą podążają autokary, wiozące kibiców. Właściciele restauracji zabezpieczając się przed kontaktem ze zdziczałymi i często pijanymi typami, wolą przez godzinę posiedzieć w ciemności i nie zarabiać na potencjalnych klientach.
- Już się nauczyliśmy - mówi właściciel jednej ze stacji benzynowych. - Jak to bydło do nas zajeżdżało, to nie tylko zachowywali się agresywnie i straszyli zwykłych klientów ale też potrafili się często bić między sobą. Kradzieże to była norma. Z półek znikało wszystko. Co z tego, że pracownicy widzieli kto i co kradnie, jak bali się taką osobę zatrzymać. W toaletach zostawiali taki chlew, że personel nie chciał sprzątać po flejtuchach załatwiających swoje potrzeby obok muszli.
Dwa lata temu w okolicach Tomaszowa prawie 150 kibiców Jagiellonii Białystok zrobiło rozróbę po tym, jak kilkunastu z nich zostało zatrzymanych za kradzieże na pobliskiej stacji benzynowej. Tomaszowska Policja do pomocy musiała ściągać oddziały z Piotrkowa, Tuszyna, Opoczna i Łodzi.
- Zgłosiliśmy kradzieże Policji, dopiero jak autobusy odjechały ze stacji - wspomina będąca wówczas na zmianie pracownica stacji benzynowej. - To była straszna demolka. Uszkodzone drzwi wejściowe i zniszczone toalety. Na szczęście sprawcy, dzięki monitoringowi zostali rozpoznani i zatrzymani. Słyszałam, że ich koledzy chcieli bez zatrzymanych złodziei odjechać.
Rozróby, jakie stadionowi bandyci wywołują na meczach, tzw. „ustawki” to tylko wierzchołek góry lodowej. Każdorazowy powrót „kibiców” z meczu wiąże się z zaangażowaniem dużych ilości służb. Koszty tej mobilizacji ponoszą oczywiście podatnicy.
- Właściwie co tydzień bierzemy udział w konwojowaniu grup kibicowskich - opowiada nam jeden z policjantów z Referatu Patrolowo Interwencyjnego. - Gdy tylko dostaniemy informację, że autokary zbliżają się do granic naszego powiatu większość mobilnych patroli wyjeżdża z miasta, by kiboli przejąć od naszych kolegów z Piotrkowa, Rawy Mazowieckiej albo Opoczna. Pilnujemy ich aż nie przejmą ich od nas policjanci z kolejnego powiatu. Łatwo policzyć jak duże są to koszty, jeśli policzymy, że kilka policyjnych samochodów oznakowanych i nieoznakowanych musi przejechać po 100 kilometrów. Trzeba też pamiętać, że jak pilnujemy chuliganów, to nie ma nas w innych miejscach, w których jesteśmy potrzebni.
Problem dotyczy nie tylko przejezdnych kibiców Jagielloni Białystok, Korony Kielce czy Legii Warszawa. Każdorazowy powrót z meczu tomaszowskich fanów Widzewa obstawiany jest przez wszystkie dostępne w mieście radiowozy.
Napisz komentarz
Komentarze