Już przed godziną 19 w lokalu zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Sala zapełniła się przed 20. Ku mojemu zaskoczeniu do klubu przyszło ok. 70 osób, co jest niezłym wynikiem jak na pierwszy raz.
Większość ludzi siedziała przy stolikach i piła piwo, ale byli i tacy, co skusili się na taniec. I dobrze, ponieważ były to metalowe Walentynki w piątek 13. Imprezę prowadziliśmy w kilka osób. Oczywiście swoją obecnością zaszczycił wszystkich zapowiadany wcześniej DJ Mlechu, czyli nazwany przekornie przez redakcję Bartłomiej Leszek, wokalista ToS.
– Ale mnie wkopaliście z tym DJ-jem – grzmiał przy stoliku. - Znajdę na was gałąź – odgrażał się.
Niestety imprezy nie dało się poprowadzić bardziej profesjonalnie, jak jedynie puszczać kawałki znane i mniej znane z laptopa. Tak jak wspomniałem wyżej, to nasz debiut jeżeli mowa o rockotekach i również się uczymy. W przyszłości postaramy się zorganizować event z prawdziwego zdarzenia. Potrzebujemy do tego dobrego sprzętu, a o taki nie łatwo.
Poniżej umieszczam wypowiedzi kilku osób, które brały udział w rockotece. Zaznaczam, że możecie drodzy czytelnicy umieszczać komentarze pod artykułem i w nich sugerować co należy zmienić przy okazji kolejnej imprezy? Jaka muzyka powinna stać się jej tematem, a może powinno się pomieszać gatunki? Czekamy na Wasze sugestie.
– Impreza w porządku. Jeżeli chodzi o muzykę, to niczego nie brakowało. Słucham jedynie metalu i cieszę się, że wreszcie to ten gatunek stał się bohaterem jednego wieczoru w Impulsie - mówi Przemek, uczeń tomaszowskiego liceum.
Innego natomiast zdania był Michał – Do bani. Sam metal to lipa. Rozumiem, że taki był motyw przewodni, lecz ludzie… Kto słucha tylko tego? Pytaliśmy o jakieś punkowe numery i niestety nic nie było, a szkoda. Przy punku człowiek się najlepiej bawi.
Obecnie młodzi słuchają nowej Metalliki, a nie doceniają starej. I taka była imprezka. No cóż, takie pokolenie… – dodaje Marcin, starszy uczestnik rockoteki.
[reklama2]
Napisz komentarz
Komentarze