Tomasz Kumek (ur. 7 czerwca 1950 w Wieniawie, woj. mazowieckie) - samorządowiec polski, były prezydent miasta Tomaszowa Mazowieckiego, obecny wiceprzewodniczący Rady Miasta Tomaszowa Mazowieckiego, członek SLD. W wyborach samorządowych w 2002 ubiegał się o wybór na kolejną kadencję prezydencką, przegrał w II turze z Mirosławem Kuklińskim. Kandydował jednocześnie - z powodzeniem - na radnego i objął w 2002 funkcję przewodniczącego Rady Miasta Tomaszowa Mazowieckiego, ponownie uzyskał mandat radnego w 2006.
Powyższa, krótka notka biograficzna pochodzi z internetowej Wikipedii. Informacja nad wyraz skromna, zważywszy fakt, że dotyczy ona byłego prezydenta miasta, radnego kilku kadencji, doradcy politycznego wiceministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Zbigniewa Sobotki, zastępcy dyrektora COS-u w Spale itd. Tomasz Kumek znany jest w naszym mieście przede wszystkim jako polityk, radny czy działacz sportowy. Ile osób jednak wie, że największą pasją radnego są filmy? Zapewne wąski krąg wtajemniczonych i ci Tomaszowianie, którzy pamiętają go sprzed blisko 30 lat, gdy w kinie Włókniarz prowadził Dyskusyjny Klub Filmowy.
Na początku tygodnia poprosiliśmy Tomasza Kumka o tytuły 10 ulubionych filmów. Miały one stanowić punkt wyjścia do rozmowy, którą prezentujemy poniżej.
- Przejrzałem listę filmów, jaką od Pana otrzymaliśmy. Szczerze powiem, że w pierwszej chwili byłem nieco zaskoczony. Znam te tytuły właściwie wszystkie. Większość z nich oglądałem kilka razy. Zastanawiałem się natomiast, od którego z nich rozpocząć naszą rozmowę. Długo nie mogłem się zdecydować i doszedłem do wniosku, że akcja jednego z nich toczy się w latach 50-tych…
- Czyli wtedy, kiedy się urodziłem….
- Właśnie o to mi chodzi. Zapewne już wie Pan, o którym z filmów mówię..
- Myślę, że chodzi Panu o „Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy, chociaż lata 50-te są to w zasadzie czasy mnie nie znane.
- Film powstał w połowie lat 70-tych, w czasach, jeśli można tak określić gierkowskiej odwilży… Jest on interesujący z kilku względów. Po pierwsze pokazuje lata 50-te odarte z powłoki socrealistycznej propagandy sukcesu, po drugie jest to debiut Krystyny Jandy.
- Debiut i to od razu doskonały. W jednym z najważniejszych polskich filmów lat 70-tych.
- Ja oglądając niedawno po raz kolejny „Człowieka z marmuru” zacząłem zastanawiać się, jak to jest, że można było w ciągu 5 lat wybudować całe miasto, mówię oczywiście o Nowej Hucie, dzisiaj z trudem w Tomaszowie jeden blok z 20 mieszkaniami rocznie się buduje.
- Po wojnie, co by nie mówić o tamtym okresie, bo wiadomo, że dzisiaj te czasy są w inny sposób przedstawiane, było całkowicie inaczej. Mówi się czasami, że wszystko było robione pod przymusem, że wszystko związane było z propagandą, ideologią itd. Jednak pamiętać należy, że wielu ludzi, takich właśnie jak Mateusz Birkut po II Wojnie poczuło się „wyzwolonymi”. Ci ludzie, najczęściej z biednych wsi, zobaczyli swoją szansę. Szli do miasta, zostawali tymi „przodownikami pracy”. Dla nich to była przygoda życia, która dawała im nieograniczone w praktyce możliwości awansu społecznego. Powiedzmy sobie wprost, że Polska przedwojenna nie była jakąś szczególną oazą szczęśliwości. Może dla niektórych rzeczywiście była, jednak polska wieś była raczej zabiedzona. Oczywiście to „wyzwolenie społeczne” miało straszne wady, chociażby ze względu na gwałt na prywatnej własności, który się wtedy dokonał. Z drugiej strony Birkut jest przykładem niszczenia jednostki przez system. Przodownik pracy w końcu zaczął przeszkadzać, stąd ta podrzucona cegła.
- Ja myślę, że ta cegła, to efekt tego, że ci tzw. „przodownicy pracy” byli wykorzystywani propagandowo. Przez ich działalność ciągle podnoszono robotnikom tzw. normy a człowiek to jednak nie jest maszyna.
- Co ciekawe w filmie nie wyjaśniono do końca, kto tą cegłę podłożył. Rzeczywiście wiele osób mogło się z tego powodu buntować. Tym bardziej, że efekty musiały być raczej natury propagandowej niż materialnej. Wracając jednak do poprzedniego pytania. Dzisiaj są całkowicie inne uwarunkowania, nie ma już takich ludzi, którzy za pomocą swojej pracy chcieliby się wybić. Może tu leży problem. Teraz trudno jest nawet bezrobotnego namówić do pracy. Do tego dodać należy cała otoczkę i dodatkowe koszty pracy z nią związane. Co do samego filmu to warto zwrócić uwagę, w jaki sposób pod koniec Wajda przeniósł, jego akcję do Gdańska. Tak, jakby przewidywał, że w roku 80 w stoczni gdańskiej narodzi się ruch, który doprowadzi do przeobrażenia nie tylko Polski ale i połowy Europy.
- Być może już wtedy planował nakręcenie kolejnej części filmu, której tematem byłyby wydarzenia w Gdańsku w roku 1970.
- To możliwe. Te wątki przewijają się również w „Człowieku z żelaza”.
- Mnie się nasunęło jeszcze inne, może dla wielu osób zaskakujące skojarzenie. Człowiek z marmuru przypomina film Forrest Gump. Chodzi mi o wplatanie zdjęć archiwalnych. Jest tu pewna analogia między Tomem Hanksem a Jerzym Radziwiłłowiczem.
- Nigdy nie przyszło mi takie porównanie do głowy. Faktycznie filozofia Forresta Gump’a jest podobna, chociaż osadzona w innych realiach. – „Życie jest jak pudełko czekoladek”. Ja bym przywołał raczej „Przygodę na Mariensztacie” z Korsakówną i Schmidtem.
- Tyle, że Człowiek z marmuru, jest filmem obnażającym propagandę socrealizmu a „Przygoda na Mariensztacie” to film propagandowy.
- No jeden był robiony w latach 50-tych a drugi w połowie lat 70-tych, więc to się samo przez się rozumie. Wydarzenia pokazywane przez Wajdę obejmują również rok 56, bo wtedy Birkut wychodzi z więzienia, więc to były już całkowicie inne czasy i całkowicie inne doświadczenia. Błędy i wypaczenia najlepiej jest oceniać z perspektywy czasu.
- Ten film pokazuje, że lata 50-te nie były dla ludzi, którzy chcieliby i potrafili myśleć samodzielnie.
- Lata powojenne były trudne z dwóch powodów. W czasie wojny straciliśmy kwiat narodu, wymordowano nam cała inteligencję. Musieliśmy czekać, aż wyrośnie nam jej nowe pokolenie.
- Bardzo podobną do Birkuta postacią był z pochodzenia tomaszowianin Lechosław Goździk.
- To prawda. Z tego, co wiem to ten człowiek niedawno zmarł. Ja go nie znałem. Do Tomaszowa przyjechałem dopiero w latach 70-tych. Są ludzie, którzy go pamiętają (o L. Goździku czytaj tutaj).
- No właśnie, jak to się stało?
- Przyjechałem tu za dziewczyną. Studiowałem w Łodzi a pochodzę z okolic Radomia. Mój ojciec był kolejarzem. Miałem 4-kę rodzeństwa. Również jesteśmy przykładem takiej drogi. Wszyscy skończyliśmy studia. Chyba dzisiaj nie byłoby to możliwe. Tamta Polska dawała takie szanse.
Przodownik pracy - tytuł przyznawany w okresie PRL pracownikom znacznie przekraczającym normy przewidziane do wykonania. Początkowo pojęcie to przede wszystkim dotyczyło pracowników fizycznych, później je znacznie rozszerzono i taki tytuł mógł otrzymać inżynier często zgłaszający wnioski racjonalizatorskie (przodownik racjonalizacji), rolnik wprowadzający jako pierwszy w okolicy mechanizację i stawiający na produkcję wielkotowarową (przodownik mechanizacji). Indywidualne współzawodnictwo pracy szybko rozciągnięto na poszczególne brygady i zmiany w jednym zakładzie, w obrębie jednostek terytorialnych a nawet całego kraju. Aby można było porównywać osiągnięcia operowano procentami normy. Po październiku 1956 r. przodownictwo pracy przestano nadmiernie eksponować, chociaż w poszczególnych zakładach zawsze odgrywało ważną rolę chociażby jako wskaźnik wydajności i zaangażowania. Wprowadzając współzawodnictwo pracy oraz tytuły przodowników wzorowano się na radzieckich doświadczeniach. Tam odpowiednikiem naszego przodownika pracy był Stachanowiec i tym terminem początkowo posługiwano się także w Polsce.
- Drugim z filmów jest "Ewa chce spać". Mimo niezłych dialogów Jeremiego Przybory, dosyć naiwna komedyjka.
- I to właśnie chyba jest najmocniejszą stroną tego filmu. Taki, surrealizm polski.
- Faktycznie. Sceneria niezwykle przypominająca nasze miasto. Obdrapane ściany, sypiące się tynki. Obszar rewitalizacji. Smutno i ponuro.
- Może dlatego, że reżyser wychował się w Tomaszowie, chociaż film był kręcony w Łodzi. Ale nie należy zapominać o znakomitych rolach i to nie tylko Kwiatkowskiej i Mikulskiego ale choćby Romana Kłosowskiego.
- Tadeusz Chmielewski, to jedna z wielu wybitnych osób, które pochodzą z naszego miasta. W 2005 roku został honorowym obywatelem Tomaszowa. Czy nie ma pan wrażenia, że zbyt mało wykorzystujemy naszych sławnych „ziomków” do promocji miasta?
- To prawda wspólnie z prezydentem Kuklińskim wręczaliśmy szablę panu Tadeuszowi Chmielewskiemu. Filmowców związanych z miastem i jego okolicami mamy więcej. Jan Jakub Kolski, Czesław Petelski czy bracia Pazurowie. Poza aktorami i filmowcami, z Tomaszowa pochodzi wielu wybitnych sportowców, Wanda Panfil czy Edward Skorek.
- Niedawno wydaliście, jako Urząd Miasta film o „Fabrycznym Tomaszowie”. Pomysł uważamy, że był bardzo dobry, tyle że narracja pozostawia wiele do życzenia. Czy nie lepiej było wydać kilka tysięcy więcej i zatrudnić np. Cezarego Pazurę, który ma charakterystyczny i rozpoznawalny w całej Polsce głos?
- Nie wiem dokładnie, kto i w jaki sposób realizował ten film (czyt. Spacer po fabrycznym tomaszowie) ale mogły tutaj odgrywać istotną rolę względy finansowe. Chociaż, gdyby z nim porozmawiać, to kto wie.
- Tych znanych i wybitnych Tomaszowian trudno znaleźć nawet na oficjalnej stronie internetowej Urzędu Miasta.
- Promocja miasta, honorowanie zasłużonych i wiele innych przedsięwzięć jest mało usystematyzowanych. Są one raczej spontaniczne i przypadkowe. Wynika to z faktu, że nasze miasto jest szczególnie niestabilne pod względem zarządzania. Nie zdarzyło się, by jakaś ekipa, czy prezydent rządzili w mieście dwie kadencje. Przychodzi prezydent, coś rozpoczyna i odchodzi, wiele jego pomysłów jest do końca nie zrealizowanych.
Nagrody dla filmu Ewa chce spać:
• 1959 - Mar del Plata (MFF) nagroda dla najlepszego filmu
• 1958 - San Sebastian (MFF) Złota Muszla
• 1958 - San Sebastian (MFF) nagroda Związku Scenarzystów Hiszpańskich za scenariusz
- Zaskoczył mnie wybór filmu Milosa Formana. Dlaczego właśnie Hair? Spodziewałbym się czegoś innego, chociażby Lotu nad kukułczym gniazdem.
- Musical Hair powstał w czasach, kiedy ja dorastałem. Słuchaliśmy Radia Luxemburg, więc muzyka i zjawisko „dzieci kwiatów” były nam znane. Zresztą nie tylko z radia ale również z płyt, które przemycane były z zagranicy.
- Tomasz Kumek nosił długie włosy?
- Bardzo długie, no i broda, którą mam od ‘74 roku.
- Hair to film, który zmienił również moje życie. Był on zresztą dosyć specyficzny i nie bez powodu prl-owska cenzura dopuściła go na ekrany kin.
- To oczywiste, że nie z powodu zjawiska społecznego, jakim była kontrkultura i ruch hippisowski.
- Tak, miał to być obraz amerykańskiego imperializmu.
- Otóż to. Antywojenna wymowa filmu była tutaj niezwykle istotna. Wątek, głównego bohatera, który leci zamiast swojego przyjaciela do Wietnamu jest bardzo piękny ale miał drugorzędne znaczenie.
- Do tego wszystkiego wątek „zepsutego zachodu”, gdzie młodzież zażywa i gloryfikuje narkotyki. Jakaś ulubiona scena?
- Końcowa scena z lotniska, z doskonałą zresztą muzyką w tle, która kończy się przed Białym Domem. Zawsze polecałem ten film młodzieży. Prowadząc DKF puszczałem go chyba ze trzy razy. Do dzisiaj często zdarza mi się słuchać muzyki ze ścieżki dźwiękowej. Muszę się pochwalić, że kilka lat temu pojechałem do Teatru Muzycznego w Gdyni, na sceniczną wersję musicalu. Zrobiła na mnie również bardzo dobre wrażenie. Co ciekawe publiczność, jakby współuczestniczyła w spektaklu. Naprawdę było to wyjątkowe…
- Hipisowski spektakl.
Pierwsi hippisi w Polsce pojawili się już w 1967 roku, zaraz po przedrukach artykułów o nowym ruchu z zachodniej prasy w tygodniku "Forum". Początkowo władze komunistyczne widziały rewoltę młodzieży na Zachodzie jako przejaw upadku kapitalizmu. Podczas gdy na Zachodzie hippisi występowali przeciwko władzy konsumpcji i pieniądza, w Polsce sprzeciw skierowany był przeciwko tyranii ideologicznej. Po 1968 hippisami zaczęła interesować się Milicja Obywatelska, a w prasie zaczęły się ataki propagandowe. Ówczesne gazety ("Radar", "Sztandar Młodych") przedstawiały w artykułach hippisów jako wyrzutków społeczeństwa, leni wpatrzonych w amerykańską modę.
- Przejdźmy teraz do fascynacji westernem. "W samo południe" to klasyka gatunku ale równocześnie film o nieco szerszej wymowie.
- Lubię westerny. Przede wszystkim te klasyczne, gdzie jest w sposób jasny wytyczona granica między dobrem a złem. W samo południe, to film o bardzo politycznej wymowie. Powstał on w Stanach w okresie tzw. mccartyzmu. Słynne „polowania na czarownice”, szczególnie w środowiskach artystycznych i filmowych. Ścigano tych, którzy niby bratali się z komunistami. Okres zimnej wojny. To dlatego ten film jest szczególny. Np. słynne Rio Bravo mimo, że zrealizowane o wiele sprawniej nie niesie ze sobą takiego ładunku emocjonalnego.
- Will Cane ma od samego początku możliwość ucieczki, do której wszyscy, łącznie ze świeżo poślubioną żoną, go namawiają. Jednak coś każe mu wrócić. Głupota, odwaga, poczucie obowiązku czy godność?
- To zależy z czyjej perspektywy. Podobnie jak dzisiaj. Czyż nie słyszymy wiele razy: zostaw to, nie ruszaj tego tematu, po co ci to?
- Czyli mamy do czynienia z poczuciem obowiązku?
- Z poczuciem godności i obowiązku.
- Jak, w takim razie, Tomasz Kumek postrzega własne poczucie obowiązku, za co czuje się odpowiedzialny?
- Jestem wierny swoim zasadom. Uważam, że kręgosłup mam w miarę jednolity. Czasami to przeszkadza a czasami pomaga. To również odpowiedzialność za to co się robi i odpowiedzialność za słowa. Staram się również nie szkodzić innym. Może czasami przez to tracę ale tak zostałem wychowany. Mim życiowym mottem jest, że prezydentem czy kimkolwiek innym się bywa, czlowiekiem się pozostaje.
- Dzisiaj jest pan wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej, poprzednio była to funkcja przewodniczącego. Przyznam, że nie zauważyłem przewodniczącego, jako szeryfa z dwoma rewolwerami.
- Wiele osób miało do mnie o to pretensje. Ale czy dla miasta byłoby lepiej, gdybym jeszcze ja, jako przewodniczący rady był skonfliktowany z prezydentem. Myślę, że było jeszcze gorzej. Starałem się łagodzić. Należy szukać kompromisu.
- Jak rozumiem nie jest pan typem samotnego bohatera walczącego z systemem.
- Myślę, ze nie. Mam swoje zasady ale aż tak daleko bym chyba nie poszedł. Staram się być człowiekiem kompromisu a nie typem samotnego bohatera. Wolałbym chyba posłuchać życzliwych rad.
- W grupie można więcej?
- Jednostka niewiele znaczy. Może mieć najszczytniejsze cele, projekty, pomysły ale jeśli nie przekona do swoich pomysłów szerszej grupy, to sama niewiele może zrobić.
Maccartyzm - ogólna nazwa na zespół działań politycznych zainicjowanych przez specjalną komisję Senatu USA, Senate Internal Security Subcommittee (Senacki Podkomitet Bezpieczeństwa Wewnętrznego) powstałą 21 grudnia 1950 roku, której przewodniczącym i inicjatorem był senator Patrick McCarran, wspierany bezpośrednio przez prezydenta Harry'ego Trumana, natomiast sekretarzem Joseph Raymond McCarthy, od którego nazwiska pochodzi nazwa tego ruchu. Termin ten został po raz pierwszy użyty przez satyryka Herberta Blocka z Washington Post, 29 marca 1950 r. Innymi ważnymi organizacjami maccartyzmu były: House Un-American Activities Committee (Komisja Izby Reprezentantów do Badania Działalności Antyamerykańskiej) oraz Senate Permanent Subcommittee on Investigations (Stała Senacka Podkomisja Śledcza).
Pierwotnie, celem powołania komisji było przeciwstawienie się infiltracji instytucji rządowych przez członków Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych oraz agentów NKWD. Działania te jednak szybko wymknęły się spod kontroli i zostały rozszerzone przez grupę senatorów skupionych wokół McCarthy'ego na inwigilację wszelkich środowisk opiniotwórczych - aktorów, reżyserów, dziennikarzy, naukowców.
- Na koniec zostawiłem najcięższy z filmów, "Czyż nie dobija się koni" Sydneya Pollacka. Smutni ludzie, smutna historia i smutne czasy o jakich opowiada. Momentami brutalny ale i wyrazisty w wymowie.
- Ten film wymieniłem ze względu na Jane Fondę. Jest w nim znakomita.
- Najlepiej i najwięcej zarabia się na nieszczęściu ludzkim, taka jest wymowa filmu.
- To jest film, który gloryfikuje wyzysk, brutalny. Ja porównałbym go do dzisiejszych programów typu reality show. Bardzo plastyczny obraz dramatu ludzkiego.
- Mnie najbardziej poruszyły obydwie sceny „wyścigów”. Szczególnie ta druga, gdy Jane Fonda niesie na plecach już martwego partnera a obok biegnie dziewczyna w zaawansowanej ciąży. Do tego wszystkiego wciąż widoczny, błyszczący napis 1500, określający kwotę głównej nagrody.
- To przypomina coś, co dzisiaj często nazywa się „wyścigiem szczurów”, gdzie wielu młodych ludzi, nierzadko na różnego rodzaju „dopalaczach” za wszelką cenę stara się odnieść sukces. Kosztem ogromnego poświęcenia dąży do celu, który ostatecznie okazuje się nie wart wysiłku w niego włożonego. Następuje wypalenie. Nawet nie potrafią cieszyć się z tego, co osiągnęli.
- I chocholi taniec. Czyż nie dobija się koni musi przywoływać skojarzenia z dzisiejszym kryzysem finansowym.
- Nie zagłębiam się za bardzo w te sprawy ekonomiczne. Niestety kapitalizm jest ustrojem, który nie umie sobie poradzić z powracającymi co jakiś czas kryzysami. Z drugiej jednak strony chyba nie ma systemu, który by to potrafił.
- Dziękuję za rozmowę
Z wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej Tomaszem Kumkiem rozmawiał Mariusz Strzępek.
Napisz komentarz
Komentarze