W połowie czerwca ubiegłego roku napisałem felieton zat. Prawym okiem: jaka piękna katastrofa... Warto sobie ten tekst przypomnieć, ponieważ ani trochę nie stracił na swojej aktualności. Pisałem w nim o miałkości, nijakości i absolutntym braku kreatywności tak zwanej zjednoczonej opozycji antypisowakiej. Dla mnie już samo tego typu określenie z przedrostkiem "anty" budzi negatywne emocje i nie może oddziaływać korzystnie na wynik wyborczy.
Okazało się, że miałem rację. Wynik wyborczy, mimo wprowadzenia do Rad kilku radnych okazał się sromotną porażką. Coś w tym dziwnego? Oczywiście nie.... tak musiało się to skończyć, skoro nie tworzy się żadnej alternatywy, a całość działań oblicza się na schemacie obrazkowym. Nie ma treści, pozostaje estetyka. To tak, jak u specjalistów od kreowania wizerunku i tzw. metamorfoz, których możemy oglądać w mainstreamowych mediach (ale i biegających po lokalnych podwórkach). Tworzą opakowanie, niezależnie od tego, czy jest ono wypełnione głęboką treścią, czy kompletną pustką.
Skoro jestem już przy wyborach samorządowych, to poruszę bardzo istotną rzecz. Koalicja antypisowska wystawiła przeciwko Marcinowi Witko, nauczycielkę z Brzustowa. Pomijając fakt, że osoba ta kompletnie nie znała miasta (zameldowała się tu tuż przed wyborami), jego realiów, mieszkańców i ich potrzeb, to może nie byłby to wcale zły pomysł. Tylko, że powinna temu przyświecać jakaś idea. Tu jej zabrakło. O kandydaturze zadecydował fakt kandydowania w najbardziej upartyjnionych w Polsce wyborach, a więc wyborach do Senatu RP. Nigdzie tak bardzo jak tam nie liczą się partyjne szyldy. Niezależni kandydaci są w tym plebiscycie całkowicie pozbawieni szans.
Dokonując takiego wyboru szefowie PO powinni przygotować konkretny program, u którego podstaw leżałaby oświata (wszak osoba ze środowiska związanego z edukacją). Pisałem nawet na ten temat felieton pt. Prawym okiem: oświata ważna nie-słychanie. Zachęcam do przeczytania, sami zobaczycie, że propozycje były żenujące, a przecież gro osoby na listach komitetu, to byli nauczyciele. Niestety, tak jak nie rozzumie się potrzeb zwyczajnych ludzi, tak i tu nie pojmuje się, że rozmwiając o oświacie, należy rozmawiać nie o nauczycielach (czyt. Prawym okiem: po owocach ich poznacie) a o beneficjentaach systemu, czyli uczniach i ich rodzicach. Czemu Komitet, mając taką kandydatkę nie poszed w tak oczywistym kierunku? Naprawdę pojęcia nie mam. Jedyna konkluzja jest taka, że ludzie pracujący w oświacie nie mają o niej pojęcia. Co najwyżej reprezentują interesy korporacji zawodowej.
Napisz komentarz
Komentarze