Jak można oszczędzać w banku, za pomocą stosunkowo bezpiecznych lokat, stracić blisko 400 tys. złotych? Wydaje się to niewiarygodne.
Okazuje się, że można. Zaczęło się od tego, że w czerwcu 2018 roku, pojawiliśmy się z mężem w placówce Alior Banku w Tomaszowie, celem założenia konta oszczędnościowego. Numery kont, na które mieliśmy przesłać środki finansowe otrzymałam od pracownicy banku, pani Adrianny J. Tak też zrobiliśmy, pieniądze przelaliśmy z naszego konta w Gettin Banku 26 czerwca. Było to 100 tys. złotych. 2 lipca przelaliśmy koleje 200 tys. zł na drugie konto oszczędnościowe.
Rozumiem, że zawarliście normalne umowy na prowadzenie tych rachunków?
Tak, ale potwierdzenia żadnego nie otrzymaliśmy.
Jak to?
Potwierdzenie założenia kont otrzymaliśmy dopiero po roku, po licznych interwencjach. W końcu wyprosiliśmy umowy.
Niemożliwe, przecież podpisując umowę rachunku, powinniście otrzymać od razu jej kopie.
Ale nie otrzymaliśmy
Nie rozumiem tego. Jaki był powód nie wręczenia Wam umowy?
Pieniądze przenieśliśmy ze względu na korzystne oprocentowanie. Konto nazywało się "Mocno oszczędnościowe". Numer konta z umowy, jaką otrzymaliśmy zgadza się z tym, na które wpłaciliśmy pieniądze. Pani Adrianna obiecała nam, że dzięki jej możliwościom, może nam załatwić jeszcze trochę wyższe oprocentowanie. Więc zdecydowaliśmy, że wpłacone pieniądze rozdzielimy na dwa konta. Jedno dla mnie, drugie dla męża. Poprosiliśmy o potwierdzenie zmiany oprocentowania w formie pisemnej. Zaznaczam, że było to rok po tym, jak wpłaciliśmy do banku pieniądze.
I otrzymaliście nową umowę?
Niby coś otrzymaliśmy, ale teraz okazało się, że takiej umowy w systemie bankowym nie ma. To jest oszustwo, mimo, że na umowie jest podpis pani Adrianny, pieczątka punktu bankowego. To były dwie umowy na rachunki, na których powinno być po 200 tys. złotych.
Ale sprawdziliście, czy na pierwotnym rachunku pieniądze cały czas były?
No właśnie nie. Ne jednym z kont, na które wpłaciliśmy 100 tys. złotych, pieniądze zaczęły znikać błyskawicznie. Już następnego dnia po wpłacie pani Adrianna J. wypłaciła sobie 32 tys. zł. Kilka dni później kolejne 30 tys. zł. Miesiąc później 25 tys. zł. Po dwóch latach zostało nam nieco ponad tysiąc złotych.
Jak to wypłaciła? W jaki sposób uwierzytelniła operację?
Do tej pory nikt tego nie wie. Natomiast pracownica banku wiedziała doskonale, bo tego nie ukrywaliśmy, że pieniędzy z konta nie chcemy ruszać, a co najwyżej wypłacać należne odsetki. Stanu konta na bieżąco nie sprawdzaliśmy. Nawet nie przyszło nam do głowy, by sprawdzać bank.
Ile razy pobieraliście te "odsetki"?
Dwa razy. W tym roku mieliśmy otrzymać je po raz trzeci, ale pani J. mamiła nas od stycznia i przekonywała, by je jeszcze zostawić. Otrzymywaliśmy od niej sms-y już po tym jak została zwolniona, a myśmy o tym nie wiedzieli.
Jak to się odbywało?
Szliśmy do banku i otrzymywaliśmy pieniądze, które kwitowaliśmy. Pani Adrianna otrzymywała sms, którym potwierdzała wypłatę.
Trochę dziwna ta "procedura". Na swój telefon otrzymywała te smsy?
Nie brała telefon od nas. Było tak trzy ray, ale wypłat jest kilkanaście. Jak to więc możliwe?
Nie wiem, może jakieś przekierowanie, albo zmiana numeru telefonu do obsługi rachunku?
Myśmy żadnego innego numeru nie podawali.
Na drugim koncie było podobnie?
Drugie konto, które założyliśmy w lipcu 2018 na 200 tys. zł. również zostało wyczyszczone. Mechanizm podobny. Po trzech dniach od założenia pojawiła się pierwsza wypłata na kwotę 30 tys. zł. W ciągu trzech dni zniknęło więc 130 tys. zł. Dwa tygodnie później wypłaciła kolejne 30 tys. zł i to aż dwa razy
Hm, Pani Adrianna miała duże potrzeby. Co miesiąc kradła z waszych kont kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Bardzo duże. Mało tego. Tego samego dnia kiedy przelała to 30 tys. założyła kolejne konto, na które przelała 100 tys. zł.
Swoje konto?
Nie, na nasze nazwisko i bez naszej wiedzy.
Niewiarygodne
Zrobiła to po to, by mogła robić na tym koncie różne kombinacje.
Najprawdopodobniej spłacała Waszymi pieniędzmi inne oszukane osoby.
Tak podejrzewamy. Po to jej było potrzebne dodatkowe konto. Mówimy o bardzo dużych jednak pieniądzach. Chodzi o dwa razy po 200 tys. złotych.
Sprawdziliście co się działo z pieniędzmi z konta założonego na Wasze nazwisko bez Waszej wiedzy?
Ona z tego konta robiła regularne wypłaty. Na koniec ze 100 tys. zostało 70 zł
Drogą pocztową żadnej korespondencji z banku nie otrzymywaliście?
Żadnej.
Jak dowiedzieliście się, ze ktoś Was okradł?
Nie zauważyliśmy kradzieży, ponieważ mieliśmy zaufanie do banku i nie sprawdzaliśmy stanu konta. W tym roku, a dokładnie w czerwcu wybrałam się do placówki bankowej, by zgłosić wymianę dowodu osobistego. Wtedy coś mnie tknęło i poprosiłam pracownicę o sprawdzenie stanu naszych kont. Byliśmy w szoku, kiedy dostaliśmy karteczkę, na której były zapisane kwoty. Myśleliśmy, że zejdziemy tam na zawał. Poszliśmy do kierowniczki placówki, która nam informacje potwierdziła. Ta Pani już wiedziała co się działo a my niestety nie.
No i co zrobiliście?
Poszliśmy zgłosić kradzież na Policję. Na Komendzie dowiedzieliśmy się, że osób okradzionych jest więcej. Jest Pani, której zniknęło kilka lokat na prawie 300 tys. złotych. Tych lokat e systemie bankowym ponoć nigdy nie było.
Ciekawe czy bank wie ilu tak naprawdę jest poszkodowanych. Wiele osób może nie żyć.
Niestety bank odpowiada na nasze reklamacje w sposób lakoniczny. Teraz złożyliśmy już trzecią i zobaczymy co z tego wyjdzie. Poprosiliśmy o udokumentowanie wszystkich autoryzacji wypłat z naszych kont. Tymczasem bank odpowiada nam tak: Nie mogliśmy uznać Pani reklamacji. Analiza wykazała, że wszystkie realizowane wypłaty gotówkowe z Pani kont zostały zrealizowane placówce partnerskiej w Tomaszowie Mazowieckim. W systemie banku widnieją podpisane przez Panią dokumenty wypłat środków. Podpisy na wszystkich dokumentach są zgodne ze wzorem Pani podpisu. Dodatkowo aby wypłaty mogły zostać zrealizowane wymagaliśmy kodu sms. Transakcje wypłat zostały zatwierdzone kodem wysłanym na numer podany przez Panią do wiadomości banku. To jest po prostu niemożliwe. Ani do męża ani do mnie nie przychodziły żadne sms-y
Pani Adrianna okazała się wybitną specjalistką od bankowości, Okradała klientów i nikt nie jest w stanie dojść w jaki sposób. Nawet wypłacała należne odsetki od lokat, których de facto nie było.
Prowadziła najwyraźniej podwójną księgowość. Jedną w banku, drugą w domu. Sms-em otrzymywaliśmy informację, że pieniądze z odsetek są naszykowane i możemy się po nie zgłosić.
Dziwne w tej sprawie jest to, że żadna kontrola wewnątrzbankowa nic nie wykryła, oraz to, że pracownicy, którzy pracowali w tym samym pomieszczeniu nie zauważyli przez całe lat, że coś jest nie tak. Fachowcy od bankowości powinni szybko wyłapać nawet nietypowe zachowania
Pracowały tam 3-4 osoby.
Dlaczego nie mieliście bankowości internetowej?
Nigdy nie była nam potrzebna. To były konta oszczędnościowe. Nie służyły do operacji płatniczych.
Piszecie skargi i reklamacje, może pora zatrudnić solidnego i mądrego prawnika. Niekoniecznie z Tomaszowa
Tak trzeba będzie zrobić, tym bardziej, że panią J. reprezentuje z tego co wiemy dwóch prawników.
Napisz komentarz
Komentarze