Wczesnym rankiem - sobota 3.10.2015r - tradycyjnie „na dzień dobry”, otwieram portal FACEBOOK i …. i pierwsza informacja rzucająca się w oczy, wsparta fotografią Franciszka Walickiego a pod nią krótka informacja, którą zamieścił z Gdyni JEGO i mój przyjaciel, pan Wiesław Wilczkowiak, tej treści .. „Dzisiaj rano, przeżywszy 94 lata odszedł od nas na zawsze, ojciec chrzestny polskiego rock’n’rolla, Pan Franciszek Walicki”. Zdjęcie było bardzo wymowne, a na nim pan Franciszek tyłem stojący przy grobach swoich rodziców na cmentarzu w Wilnie, w mieście rodzinnym (choć sam urodził się w Łodzi). FOTO wykonał - Wiesław Wilczkowiak - z ostatniej, nostalgicznej i sentymentalnej podróży do stolicy Litwy pana Franciszka: - do wileńskich ulic, domów, miejsc rozrywki i zabaw młodego Franka, do ludzi, którzy na zawsze odeszli. Panu Walickiemu towarzyszył w tej, szczególnej „eskapadzie” Wiesław Wilczkowiak i JEGO zięć Piotr Artwich.
W tym artykule nie chcę opowiadać o wielce bujnym, nie zawsze usłanym różami, życiu pana Franciszka. Od tego są nasi, świetni historycy, muzyczni dziennikarze, kompozytorzy, bliscy przyjaciele, Jego „dzieci” jak On sam o nich się wypowiada - czyli muzycy, piosenkarze, którzy dzięki niemu osiągnęli wielkie sukcesy nie tylko na polskich ale i zagranicznych scenach. Natomiast chciałem podzielić się swoimi, kilkoma osobistymi, niezamierzonymi spotkaniami jakie w swoim życiu osobiście doświadczyłem, tak w Tomaszowie Maz. czy na Wybrzeżu w Trójmieście, z udziałem ojca chrzestnego polskiego rock’n’rolla. Rozpocznę od ważnej wypowiedzi pana Franciszka, którą zamieściłem w swojej drugiej książce Tryptyku Tomaszowskiego, „A jednak Rock’n’Roll”,
- Wkraczając w świat rock’n’rolla nie byłem już nastolatkiem, miałem ukończone 35 lat, nie należałem do pokolenia rebeliantów. Przeciwnie byłem KOMUCHEM. Ustrój socjalistyczny uważałem za najbardziej … sprawiedliwy, a marksistowską metodę poznawania świata za … najmądrzejszą. Ale coś zaczynało pękać, było jasne, że socjalizm w Polsce jest karykaturą socjalizmu i kiedy to do mnie dotarło, zrozumiałem, dlaczego Rock’n’Roll budzi takie emocje, dlaczego skupia na sobie taką niechęć władzy i dlaczego warto mu poświęcić – KAWAŁEK ŻYCIA.
Moje pierwsze spotkanie z Panem Franciszkiem miało miejsce (miałem wówczas 14/15 lat), w tomaszowskim kinie Mazowsze. W niedzielę 4 października 1959r - jak zwykle wybrałem się na filmowy poranek na godz. 11.00, a tu … zamiast poranka, koncert big beatowy, pierwszego, rock’n’rollowego zespołu założonego przez Franciszka Walickiego, „Rhythm and Blues”. O tym wydarzeniu opowiedziałem w pierwszej publikacji „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”. Kierownik zespołu, pan Franciszek, zabawiał tomaszowską publiczność, konferansjerką. Zapamiętałem – oprócz występów Bogusława Wyrobka, Michaja Burano, Marka Tarnowskiego – Jego słowa, - Jest to najprawdopodobniej ostatni koncert zespołu „Rhythm and Blues”. Faktycznie zespół, rozwiązując swoją działalność, po raz ostatni wystąpił w dniu 27 października 1959r w Klubie Przyjaciół Żeglugi w Gdańsku.
Miałem jeszcze nieukończone 17 lat, kiedy w lipcu 1962 roku z moim przyjacielem od rock’n’rolla, Wojtkiem Szymonem Szymańskim udaliśmy się razem autostopem do Gdańska, do kina Leningrad, na premierę filmu „Rio Bravo”. Dzień po premierze wybraliśmy się pieszo plażą z Brzeźna do Sopotu. Kiedy znaleźliśmy się przy sopockim Molo, obok (dziś na tym miejscu stoi Hotel Sheraton) był duży taras, na którym stał saturator z wodą sodową do picia. Podczas gaszenia pragnienia, obok na tablicy widniał napis: PRZYJMUJEMY DO PRACY.
Zgłosiliśmy się z Wojtkiem i już tego dnia zostaliśmy zatrudnieni. Praca polegała na tym, że codziennie przez okres 12/14 dni (tyle czasu mniej więcej trwała nasza praca) odgradzaliśmy i zadaszaliśmy ów taras grubym brezentem od głównej ul. Bohaterów Monte Casino. Na tym tarasie, w okresie trwania wakacji, codziennie w godzinach (17.00/22.00) wieczornych odbywały się pierwsze w Polsce młodzieżowe taneczne „fajfy” gdzie przygrywał tweestowy, drugi zespół założony przez pana Franciszka Walickiego „Niebiesko Czarni”.
Miejsce to nazwano tanecznym Non Stopem. Jak się po latach okazało był to Non Stop o nr. „I”. Mieliśmy do swojej dyspozycji (jako obsługa) jeden z czterech służbowych stolików gdzie z nami zasiadały jeszcze inne osoby, między innymi dwie dziewczyny zaproszone przez nas, które, zamiast płacy za wykonaną robotę, mogliśmy zaprosić jako osoby towarzyszące. Przy drugim służbowym stoliku obok naszego, zasiadali lokalni notable i zaproszeni oficjele (dziennikarze, sekretarze, sopoccy działacze), wśród których z fotograficznym aparatem zasiadał młody Marek Karewicz i oczywiście główny współtwórca I Non Stopu, Franciszek Walicki.
Przy trzecim stoliku służbowym zasiadali członkowie zespołu (między innymi Czesław Wydrzycki śpiewał między rundkami tanecznymi, Piotr Janczerski prowadził konferansjerkę i śpiewał). Przez cały okres naszej pracy, codziennie witaliśmy się z osobami zasiadającymi przy służbowych stolikach. Byliśmy traktowani przez nich, „jako swoi”. Pana Franciszka, przystojnego, wysokiego mężczyznę, zapamiętałem najbardziej jeszcze z przed trzech laty, z pobytu w naszym kinie Mazowsze. Często pan Walicki na małej scence Non Stopu zabierał głos dzieląc się z uczestnikami fajfów cennymi uwagami, informacjami o zespole, o rock’n’rollu w Polsce. Zapowiadał również (był jurorem) konkursy jakich było sporo w tanecznych przerwach. Byłem skazany na podsłuch jaki stosowałem podczas rozmów grupy osób przy stoliku pana Franciszka. Było to moje drugie, dłuższe spotkanie z Franciszkiem Walickim.
Napisz komentarz
Komentarze