Trzecie spotkanie z Walickim miało miejsce po 49 latach, w kwietniu 2011r w sopockim kompleksie Krzywego Domku podczas jubileuszowych obchodów XXX lat po śmierci Krzysztofa Klenczona, tuż przed projekcją filmu Heleny Giersz „10 w skali Beauforta”. Wcześniej Wiesław Śliwiński wiceprezes Fundacji Sopockie Korzenie zaabsorbowany przygotowaniem niniejszej imprezy, pod opiekę „przekazał mi” wózek inwalidzki z Markiem Karewiczem. Kiedy przemieszczałem się wózkiem pomiędzy ekranem a pierwszym rzędem krzeseł na widowni, rozległ się stłumiony glos, - Mareczku, Mareczku. Był to głos pana Franciszka, który w charakterystycznej dla siebie czapeczce na głowie, samotnie siedział w jeszcze nie zajętych miejscach.
Natychmiast wózek z Markiem skierowałem w kierunku Walickiego. Pan Walicki kiedy się do niego zbliżyłem, wstał z krzesła i rzucił się w objęcia Karewicza. Ze łzami w oczach, odwieczni przyjaciele, prawie bez słów ściskali się czule, tuląc swoje nadwątlone ciała, niczym dwoje kochanków. Po przywitaniu się Marek kierując wzrok na mnie, rzekł.- Franciszku ten facet to mój przyjaciel Antek Malewski, pisze książki o rock’n’rollu, mieszkaniec mojego, ukochanego miasta, Tomaszów Mazowiecki. Pan Franciszek natychmiast przerwał Markowi mówiąc, - Tak Mareczku, znam jego książki, czytałem je, przyniósł mi do domu Wiesiu (chodzi o Wilczkowiaka). Pięknie Antku, że piszesz o swoim mieście, o początkach rock’n’rolla. Dobrze, że cię poznałem, jest mi milo, że w swoich publikacjach opowiadasz młodym pokoleniom o mojej osobie. Dziękuję ci za to. Przyznać muszę, że się wzruszyłem, że zrobiło mi się jakoś fajnie, przyjemnie, poczułem się mocno dowartościowany. By nie stać się próżnym i zgorzkniałym słuchając o sobie tyle ciepłych słów, zostawiłem dwóch przyjaciół zajętych sobą, na czas projekcji filmu a sam udałem się wyżej widowni gdzie oczekiwał mnie mój przyjaciel, Czarek Francke. Wspólnie, od początku, uczestniczyliśmy w obchodach XXX lat po śmierci Krzysztofa Klenczona.
Najpiękniejszym spotkaniem z panem Franciszkiem, było czwarte, a miało to miejsce, również w Sopocie na placu tuż przy promenadzie (dziś samochodowy parking) w widłach ulic Chopina, Drzymały, Traugutta gdzie w latach 1963/67 mieścił się II Non Stop. Tu w dniach 16-17 lipca 2011 roku odbyły się jubileuszowe obchody „50 lat Non Stopu”. Jednym z punktów tego programu, wydarzenia, były uroczystości związane - 90-te urodziny Franciszka Walickiego. Cała ceremonia odbyła się na scenie podczas koncertu zespołu POLANIE ALL STARS (to Jego wychowankowie, Jego dzieci: Andrzej Nebeski, Włodzimierz Wander, bracia Wiesław i Zbigniew Bernolak, Adam Zimny, Tomasz Dziubiński). Kiedy na scenę wprowadzono pana Franciszka, przy akompaniamencie zespołu, Wojtek Korda zaśpiewał (utwór z muzyką, teksty Franciszka Walickiego przeznaczony dla Kordy) swój sparafrazowany słowami, wielki przebój „Powiedzcie jej” zaczynając od - „Powiedzcie mu, że ja Go kocham, powiedzcie mu, że kocham Go …”, skierowany do jubilata gdzie finalnie klęka przed Mistrzem, a pan Franciszek wzruszony ociera z oczu kapiącą łzę z policzka. Ja w tym czasie opiekowałem się Markiem, który zwrócił się do mnie, - Antek zawieź mnie pod scenę, chcę się spotkać z Franiem.
Przemknąłem szybko przez tłum, wśród wrzeszczącej publiczności, - Franek, Franek, Franek, dojeżdżając do liny oddzielającej czterometrową, wolną strefę od sceny. Ochraniarze zobaczywszy mój szczególny „bagaż” na inwalidzkim wózku, natychmiast mnie przepuścili. Wszyscy na placu Non Stopu znali pana Marka i jego kłopoty zdrowotne. Gdy zatrzymaliśmy się przed zapełnioną muzykami sceną, Marek natychmiast krzyknął, - Franiu, Franiu. Pan Walicki usłyszawszy Marka zawołanie przybliżył się niebezpiecznie na krawędź sceny, przechylając się bardzo do przodu wykrzyknął, - Mareczku kochany, zatrzymaj się przy scenie zaraz to wszystko związane z moimi urodzinami się zakończy i zejdę do ciebie. Mamy sobie co powspominać.
Dla Franciszka zrobiło się niebezpiecznie, kiedy sytuacja stała się niewygodną, podbiegli do niego dwaj mężczyźni chwytając Go „pod pachy” przeprowadzili na środek sceny w bardziej bezpieczne miejsce. Po kilku minutach Franciszka sprowadzono ze sceny sadzając, by mógł oglądać koncert, na wcześniej specjalnie przygotowany ratanowy fotelik. Podjechałem z Karewiczem pod fotel Franciszka, obaj natychmiast zostali otoczeni fanami, przywitali się, mocno ściskając swoje korpusy. Kiedy dostrzegł mnie Franciszek skierował do mnie ciepłe słowa, - Dzień dobry Antoni, pozdrawiam cię gorąco. Jest mi bardzo miło, że opiekujesz się moim przyjacielem Markiem – podając mi rękę uścisnęliśmy swoje dłonie a ja złożyłem Franciszkowi najserdeczniejsze, urodzinowe życzenia. Rozpoczął się dialog wspomnieniowy dwóch przyjaciół, którzy w polskiej historii, polskiej kulturze są największymi animatorami polskiego jazzu i rock’n’rolla. Osłodzony ciepłymi słowami z ust Franciszka, z dużą ciekawością, pokorą słuchałem wspomnieniowych reminiscencji najważniejszych osób nie tylko w muzycznej branży, którą amatorsko reprezentuję. Wzmocniony zasłyszanymi rozmowami, dyskusją z minionych lat, powiększałem pojemność swojej, niepokornej duszy, dzięki której mogłem przez kolejne lata prowadzić swój cykl spotkań „Herosi Rock’n’Rolla”.
Napisz komentarz
Komentarze