Wczoraj wpadł mi w oczy mem, udostępniony przez jednego mojego znajomego, a równocześnie lidera lokalnej Platformy Obywatelskiej. Obrazek mówił, że Orlen zarabia obecnie 3 razy więcej niż miało to miejsce wcześniej. Informacja nie jest nowa, bo sam Prezes Obajtek i politycy PiS chwalą się olbrzymimi zyskami państwowego giganta, które w ostatnich latach wzrosły o ponad 300 procent. Przy czym politycy Prawa i Sprawiedliwości, podkreślają, że wcześniejsze niższe zyski to wina złego zarządzania poprzedników. Ci z kolei odwracają narrację i przekonują, że duży zysk to drenowanie kieszeni klientów na stacjach benzynowych, wynikający z zawyżonych cen paliw. Jedną i drugą informację masowo rozpowszechniają zwolennicy jednej lub drugie narracji. Tymczasem obie są kompletną bzdurą, nakierunkowaną na wywołanie złych emocji do przeciwników. Czy ktoś daje się w ten sposób nabierać? No pewnie!. Dlaczego? Bo emocje wyłączają myślenie. I nie chodzi o to, by zaprzeczać, że źródło dochodów Orlenu znajduje się w naszych kieszeniach, bo tak faktycznie jest, ani też o to by dyskutować o skuteczności zarządzania, bo przecież warunki działalności dziś i 8 lat temu są diametralnie różne.
Mem opublikowany przez mojego znajomego zdziwił mnie najbardziej dlatego, że to człowiek od lat zajmujący się finansami, w tym finansami przedsiębiorstw, zasiadał w wielu radach nadzorczych, czy zarządach spółek i instytucji. Powinien więc mieć większy dystans do internetowych sensacji. Zapyta ktoś: dlaczego? Bo przecież ma świadomość,, że wynik spółki za II kwartały ma się nijak do wyniku na koniec roku, a nawet ten nie może być jednoznaczny do zinterpretowania bez szerszej analizy przepływów finansowych, stanu zapasów, zobowiązań i należności. W przypadku Orlenu dochodzi jeszcze aspekt społeczny, wpływ czynników geopolitycznych. To, że cena baryłki ropy spadnie na giełdach światowych w jakimś okresie o ileś procent wcale nie musi oznaczać, że tego samego dnia spadną ceny na stacjach benzynowych.
Poza tym ocena wyniku to także ocena struktury przychodów, średniej wypracowanej marży, rentowności aktywów. Bez tych danych, publikacja memów, jest zwyczajnie głupia, a w przypadku finansisty nieprofesjonalna i wystawiająca na szwank jego zawodową wiedzę. Ale to tylko jeden z przykładów, chociaż wart zauważenia z uwagi na jego masowe udostępnianie. Chociaż przyznam, że mimo, że ceny paliwa mnie również irytują, to miałem okazję być niedawno na Słowacji i (przynajmniej niedaleko granicy) ceny są dużo wyższe niż po polskiej stronie.
Ale w przypadku memów nie chodzi tylko o wykorzystywanie ich do bieżącego ich wykorzystywania w politycznych bojach, w których każda strona stara się zrobić z nas głupców. Często trafiamy (i udostępniamy) na mądre maksymy, autorstwa znanych myślicieli. No i pojawiają się one na profilach dziesiątek, setek, tysięcy osób. Zabawne, bo mało którą można posądzać by o to, że wieczorami czytuje rozważania egzystencjalne J.P Sartre'a. No ale cytat się spodobał, więc "I Like it". Tyle, że nawet nikt nie wie, czy podpisany autor jest faktycznie autorem, bo często słowa przypisywane są różnym osobom. Poza tym publikując wyrwany z kontekstu cytat możemy się ośmieszyć, bo być może autor miał zupełnie coś innego na myśli. Kto rozumie, często używane: myślę, więc jestem?
Najzabawniejsze jest to, że używanie obrazków, jako narzędzia propagandy nie jest niczym nowym. Już niejaki Goebbels miał tego świadomość. Okładki propagandowego "Der Stummer" tak właśnie były konstruowane. Sugestywny obraz ma na ludzi większy wpływ niż tysiąc wypowiedzianych czy napisanych słów. Na tej zasadzie działają okładki czasopism i zdjęcia ilustrujące materiały prasowe. Najgorsze brukowce używają fotografii, gdzie mina lub poza bohatera mają go w sposób zamierzony ośmieszać. Z drugiej strony prezentowane są wystudiowane pozy tych, których celem jest promocja. Nie dotyczy to tylko ogólnopolskich wydawnictw ale i lokalnych "periodyków". Emocje ludzkie są cynicznie wykorzystywane. Ktoś zgadnie dlaczego?
Napisz komentarz
Komentarze