PAP Life: Dlaczego postanowiła pani zrobić film na podstawie „Chłopów”? Ta powieść kojarzy się z licealną lekturą, a do tych rzadko się wraca w dorosłym życiu. Poza tym mamy już świetną ekranizację tej książki nakręconą w latach 70.
Dorota Kobiela Welchman: Myślę, że mój pomysł wcale nie był taki oryginalny. Jestem niemal pewna, że byli też inni twórcy, którzy chcieli zrobić „Chłopów”. Ale w polskiej kinematografii do tej pory było tak, że jeśli coś już kiedyś powstało, to traktowano to niemal jak jakąś świętość i tego tematu się nie dotykało. Ja mam trochę inne podejście, może dlatego, że pracuję razem z mężem, który jest Brytyjczykiem. Hugh jest przyzwyczajony, że do wielkich dzieł wraca się w każdym pokoleniu, a nawet częściej, czego przykładem są „Wielkie nadzieje” czy „Jane Eyre”. Ilość tych adaptacji można mnożyć. Trochę więc dzięki mężowi wyzbyłam się myślenia, że nie wolno sięgać po coś, co ktoś już raz nakręcił. Pomyślałam więc, że dobrze jest wrócić do „Chłopów”, bo dawno tego nie widzieliśmy na ekranie, a to wspaniała powieść, która zasługuje na świeże spojrzenie. W czasie pracy nad naszym poprzednim filmem, „Twoim Vincentem”, słuchałam audiobooku „Chłopów”. Malowałam ujęcia, a słuchanie tej niezwykle malarskiej prozy Reymonta, takich impresjonistycznych wręcz opisów tańców czy przyrody, niesamowicie pobudziło moją wyobraźnię. Tak to się zaczęło.
PAP Life: Ale dlaczego słuchała pani właśnie „Chłopów”? Przypadek?
D. K. W.: Nie do końca. Wróciłam do tej książki po latach, bo – przyznaję – w szkole średniej przeczytałam ją po łebkach, z obowiązku. Chodziłam do liceum plastycznego i tam bardziej skupiałam się na praktycznych przedmiotach – rzeźbie, fotografii, malarstwie. Ale obiecałam sobie wtedy, że kiedyś, za 10 czy 20 lat, wrócę do szkolnych lektur. No i tak się właśnie stało. „Chłopi” niesamowicie mnie wciągnęli, przesłuchałam audiobook dwukrotnie. I od razu pomyślałam, że to świetny pomysł na film, dlatego zaraz podsunęłam książkę mojemu mężowi. Byłam ciekawa, jak on na nią spojrzy.
PAP Life: Też słuchał audiobooka czy przeczytał powieść?
D. K. W.: Hugh nie zna języka polskiego tak dobrze, żeby słuchać audiobooka. Musiałam zdobyć tłumaczenie, co okazało się dość trudne. W końcu udało mi się kupić bardzo stare, przedwojenne wydanie. A że Hugh akurat wyjeżdżał na czterotygodniowy urlop, to zapakowałam mu do walizki wszystkie cztery tomy. To właściwie nie był typowy urlop, tylko post, więc w czasie tego wyjazdu miał czas, żeby czytać. Być może opisy kapusty okraszonej bekonem jakoś poruszyły jego wyobraźnię, bo w czasie tego wyjazdu niewiele jadł. Wrócił zachwycony książką.
PAP Life: Co Brytyjczyk znalazł wyjątkowego w „Chłopach”? To przecież bardzo polska powieść, na dodatek osadzona w realiach XIX wieku.
D. K. W.: Po pierwsze, bardzo rzadko spotykamy się w literaturze z bohaterem z tej grupy społecznej, przeważnie książki z tamtych czasów dotyczyły wyższych sfer, a jeśli już pisano o biedocie, to miejskiej –jak u Dickensa. Myślę, że to zrobiło ogromne wrażenie na Hugh, który wcześniej z takim tematem się nie spotkał. Po drugie, zarówno jemu, jak i mi, spodobała się główna bohaterka. Mimo, że jest bohater zbiorowy w tej powieści, to jednak Jagna się wybija. Wszystkie wątki fabularne i narracyjne splatają się gdzieś wokół niej. To fascynująca postać. Kręciło mnie też pokazanie historii z perspektywy kobiety, dla odmiany po filmie „Twój Vincent”, gdzie narratorem był mężczyzna.
PAP Life: Jagna jest młoda, piękna i ma odwagę żyć po swojemu. Jest za to napiętnowana przez społeczności, w której żyje. Ten temat jest wciąż aktualny?
D. K. W.: Tak i właśnie dlatego ta powieść tak nas uwiodła. Dziś takie napiętnowanie określamy terminem slut shaming. Niemal każda kobieta tego doświadczyła, przeżyła osobiście lub obserwowała w swoim otoczeniu. Wyśmiewanie, zawstydzanie, podwójne standardy w traktowaniu kobiet i mężczyzn są tak częste, że w pewnym momencie zaczynamy się z nimi godzić, a przecież nie powinniśmy. Kiedy czytałam książkę, a później pisałam scenariusz, to sceny związane z Jagną zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Przemoc wobec niej jest związana z tym, że ona jest obiektem pożądania, symbolem jakiegoś statusu. Dlatego mężczyźni chcą ją posiadać. Z drugiej strony jest też bohaterką, która chce się wyzwolić. Być może nie zawsze robi to we właściwy sposób, ale używa takich narzędzi, jakie zna. Jagna chce budować świat według własnych zasad i myślę, że to jest coś, czego jej otoczenie nie rozumie i czego się boi. Poczynając od tego, że nie godzi się na obcięcie włosów po ślubie.
PAP Life: Mnie najmocniej uderzyło, że największymi wrogami Jagny są kobiety. To też się nie zmieniło, bo dziś też często kobiety są dla siebie nawzajem największymi krytykami.
D. K. W.: I to też jest trudne, bo teoretycznie byłoby nam o wiele łatwiej, gdybyśmy sobie zapewniały wsparcie. Ale w praktyce często jest inaczej. Kobieta, która się wyróżnia – na przykład w środowisku zawodowym, bo przecież możemy to przełożyć na różne sfery życia – wzbudza lęk albo zazdrość czy krytykę. Jagna łamie istniejące zasady, ale też nie gra według reguł kobiecej wspólnoty. Nie knuje, jest sobą. Ta inność wywołuje lęk, a lęk generuje agresję. To, co znajduje się w historii Jagny, dotyka nas w sumie na co dzień.
PAP Life: Przeżyła to pani osobiście?
D. K. W.: Tak. Ale też przeżyłam i doświadczyłam wparcia, kobiecej solidarności i ciepła w naszym zespole. Ze strony wspaniałych aktorek, scenografki, montażystek, malarek. Pracuje głównie z kobietami, w naszym zespole malarskim 85 proc. ekipy to były kobiety. Silne, wrażliwe, zaangażowane – bez nich nie powstałby ten film. I myślę, że tę kobiecą energię czuję się w tym filmie.
PAP Life: Film „Chłopi”, podobnie jak „Twój Vincent”, został zrealizowany w technice animacji malarskiej. Na czym ona dokładnie polega?
D. K. W.: Najpierw nakręciliśmy zdjęcia aktorskie, czyli zwykły film fabularny. Niektóre sceny były kręcone w scenografiach, inne na zielonym tle. Później był montaż, postprodukcja,. A potem ten już prawie skończony film trzeba było zrobić po raz drugi – czyli go pomalować. Czasami jedno ujęcie było malowane przez kilka miesięcy, na przykład to, gdzie Jagna idzie przez jarmark. W całości zajęłoby to jednej malarce prawie rok, więc musieliśmy podzielić je na pięć odcinków i rozdzielić między kilka malarek. Te wszystkie elementy, koraliki, dekoracje, które zostały zbudowane na planie i nakręcone z ruchomą kamerą, później trzeba było przełożyć na obraz, klatka po klatce. Cały film nakręcony był z wielkim rozmachem, więc przemalowywanie tych trudnych ujęć w realistycznym stylu było niezwykle wymagające. Sam proces malowania i postprodukcji efektów specjalnych – animacji zarówno poklatkowej, malarskiej, jak i cyfrowej – zajął nam dwa lata przy udziale prawie stu malarzy stosujących farby olejne i stu malarzy cyfrowych.
PAP Life: Skąd byli ci malarze?
D. K. W.: Z kilku krajów, to był międzynarodowy team, bo w Polsce nie znaleźlibyśmy aż tylu artystów pracujących w tej technice. Współpracowali z nami malarze z Litwy, Serbii i z Ukrainy. Kiedy wybuchła wojna, udało nam się sprowadzić z Ukrainy dziewczyny, bo mężczyźni musieli zostać na miejscu. Później otworzyliśmy studio w Kijowie, ale były przerwy w dostawie prądu, musieliśmy więc kupić agregat. Cały proces powstawiania tego filmu przypominał trochę wspinaczkę wysokogórską, ciągle natrafialiśmy na jakieś przeszkody – najpierw była pandemia, potem inwazja na Ukrainę, na końcu dotknęła nas też inflacja, więc trzeba było przekalkulować cały budżet po raz kolejny. W końcu, po pięciu latach udało nam się zakończyć projekt.
PAP Life: W „Chłopach” oglądamy znane obrazy artystów Młodej Polski. To niesamowity zabieg, trochę rodzaj gry z widzem, który próbuje sobie przypomnieć, co to obraz, jaki jest jego tytuł. Ale dla zagranicznego widza nie będzie to przecież zrozumiałe.
D. K. W.: Jeśli chodzi o cytaty malarskie, których w filmie jest kilka, to nie chodziło mi o to, żeby były rozpoznawane przez widzów, choć jeśli tak się dzieje, to też jakiś plus. Malarstwo Młodej Polski zawsze było mi bliskie, już podczas czytania książki jawiło się w mojej wyobraźni. Wyobrażałam sobie pejzaż wiejski czy chłopkę, czy na przykład dwoje parobków na trawie i operowałam obrazami Malczewskiego, Wyczółkowskiego, Masłowskiego czy Chełmońskiego. To jest pewnego rodzaju estetyka, którą wybraliśmy. Cieszę się, że przy okazji filmu zostanie ona też w jakiś sposób pokazana światu, bo to jest bardzo piękna tradycja polskiego malarstwa.
PAP Life: Niezwykle są stroje Jagny, która chyba w każdej scenie jest ubrana inaczej. A już absolutnie oszałamiająca jest jej suknia ślubna. Skąd wziął się pomysł na te stroje? Przecież chłopki tak się nie ubierały.
D. K. W.: Opisy kostiumów wzięliśmy wprost z książki i przekazaliśmy kostiumografom. Tak było też w przypadku sukni ślubnej Jagny. Wszystko jest w książce – to, że miała na głowie koronę, w której były jagody, koronki złote, pióra pawie. Wykonała ją artystka Kasia Stanny. Z kolei suknię własnoręcznie wyszywał projektant Konrad Bikowski według naszej wizji, którą stworzyliśmy z kostiumografką Katarzyną Lewińską. To, czy taka korona istniała, czy suknia była bardziej łowicka, czy też nie, nie ma znaczenia. Myśmy się opierali na powieści i też mieliśmy pewną wizję tego filmu. Nie wszystkie kobiety w filmie są wystrojone, bo przecież mamy sceny w polu czy w pracy, gdzie chłopki wyglądają jak chłopki. Ale na przykład Dominikowa czy Wójtowa zawsze są wystrojone, to też jest ważnym zabiegiem narracyjnym, bo pokazuje ich status i trochę osobowość. Ale ja nie do końca też kierowałam się kluczem do historyczno-realistycznym. Myślę, że jak się już wejdzie w film, to powinniśmy uwierzyć w pewien realizm historii. Jacqueline Durran, świetna kostiumografka pracująca przy filmie Joe Wrighta „Anna Karenina”, przystroiła Keirę Knightley w naszyjniki Chanel i suknie inspirowane latami pięćdziesiątymi. To jest przecież wybór, niekoniecznie musi być bardzo realistyczny. Takie kino jest mi bliskie.
PAP Life: Nie wszystko to, co oglądamy w filmie, znajdziemy w powieści. Na przykład wycinanki, które robi Jagna. Ten motyw pojawia się kilkukrotnie. Dlaczego?
D. K. W.: W książce jest wspomniane, że Jagna ma zdolności plastyczne, robi piękne pisanki na Wielkanoc, że wycinankami dekoruje pokój przy jakiejś okazji. My wybraliśmy ten motyw wycinanek jako swego rodzaju pamiętnik. To był dla nas sposób, żeby pokazać, że Jagna jest bardzo wrażliwa.
PAP Life: Podobno długo i skrupulatnie była robiona dokumentacja do filmu „Chłopi”. Czy była pani w słynnych Lipcach Reymontowskich?
D. K. W.: Tak i ten wyjazd był dla nas bardzo ważny w całym procesie tworzenia filmu. Oczywiście bardziej było to zwiedzenie muzealne, choć jeśli chodzi o samą wieś, to właściwie cała topografia się zachowała. Mamy staw w kształcie nerkowca, wokół niego domy oraz kościół na wzgórzu. Tę topografię bardzo uważnie studiowaliśmy też w książce. Potem zbudowaliśmy całą wieś w programie komputerowym, który tworzy geograficzną przestrzeń. Na podstawie tego mogliśmy zbudować scenografię – wiedzieliśmy, kto gdzie mieszka, którędy idzie Jagna, jak wraca z kościoła, kogo może spotkać po drodze.
PAP Life: Czy polska wieś jest pani bliska?
D. K. W.: Moje korzenie są raczej miejskie. Urodziłam się na Górnym Śląsku, z naturą miałam niewiele wspólnego. Czasem tylko jeździliśmy z dziadkami na wakacje na wieś. Te piękne momenty mam we wspomnieniach. Ale kojarzą mi się raczej z czymś egzotycznym, niezwykłym, a nie z codziennością.
PAP Life: Poprzedni państwa film, „Twój Vincent”, był nominowany do Oscara. Teraz szansę na tę nominację mają „Chłopi”. Czuje pani presję, by powtórzyć tamten sukces?
D. K. W.: Na pewno jest ogromna presja, choć może bardziej właściwym słowem jest odpowiedzialność, bo reprezentujemy polską kinematografię. Jeżeli nominacji nie dostaniemy, to będzie pewnie rozczarowanie dla wielu osób, które na to liczyły, które w ten projekt wierzą. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że z Oscarami bywa różnie i ciężko przewidzieć, co się wydarzy. Jestem członkinią Amerykańskiej Akademii Oscarowej, więc co roku uczestniczę w głosowaniu na film zagraniczny i wiem, jak ogromna ilość filmów jest zgłoszona, a przy nominacjach różne względy mają znaczenie, różne nastroje polityczne, artystyczne. Ale Oscary, choć może zabrzmi to dla niektórych niezrozumiale, nie były celem „Chłopów”. Przede wszystkim zależy nam na tym, żeby film zobaczyło jak najwięcej widzów na świecie i dzięki temu poznało część naszej kultury. Bardzo się cieszę, że do tej pory jest tak świetnie odbierany, zarówno przez krytykę, jak i widzów.
PAP Life: Przy obu wspomnianych filmach pracowała pani ze swoim mężem. Łączenie życia i pracy nie jest chyba proste?
D. K. W.: Z jednej strony to jest piękne, bo mamy wspólne pasje, wspólne zainteresowania i to na pewno nas łączy. Ale z drugiej strony to jest nieustające życie w tym samym sosie. Praca ciągle nam towarzyszy. Nawet jak czasem chciało się powiedzieć: „Dobra, od tej godziny już zamykamy temat i dalej o tym nie rozmawiamy”, to nie było to proste. Ale póki co, ponieważ robimy filmy naprawdę z serca i nasze intencje są bardzo szczere, to nasz duet małżeńsko-zawodowy działa.
PAP Life: Mieszkacie w Polsce czy kursujecie między dwoma krajami?
D. K. W.: W Polsce, w Gdyni. Teraz chwilowo w Sopocie, bo nasz dom jest w przedłużającym się remoncie. Hugh mieszka w Polsce ponad 12 lat. Przyjechał tu, bo pracował nad „Piotrusiem i wilkiem” w polskim studiu i tu osiadł. Może kiedyś będziemy chcieli trochę pomieszkać na jego ziemi, ale na razie na to się nie zanosi.
PAP Life: Nad „Chłopami” pracowaliście 5 lat. Jak ten film wpłynął na pani życie?
D. K. W.: Muszę powiedzieć, że zaczął się od jednego, bardzo bolesnego wydarzenia. Dzień przed kręceniem zdjęć próbnych do pierwszego zwiastuna straciłam ciążę, o którą starałam się przez kilka lat. I kiedy wreszcie się udało, nagle to się stało. Następnego dnia były zdjęcia, których nie mogłam odwołać, więc to był bardzo trudny początek. Nie było czasu, żeby przeżyć tę żałobę. Dlatego tworzenie tego filmu wypełniło pewną pustkę w moim życiu. Może trochę stał się moim dzieckiem? Wszystkie trudności, z którymi mierzyliśmy się później, wydały mi się już o wiele łatwiejsze. Ten film spowodował też jeszcze jedną ważną zmianę w moim życiu – przeszłam na weganizm i wszystkim to polecam. Natura stała się dla mnie niezwykle ważna, kocham zwierzęta i bardzo je szanuję.
PAP Life: Na koniec zapytam o plany na przyszłość. Czy już wiecie, o czym, będzie wasz następny film?
D. K. W.: Hugh ma pomysł, który rozwija. To będzie film animowany „Blaze” – historia rozgrywająca się 140 tysięcy lat temu, kiedy ludzkość była na skraju wyginięcia. Bardzo fajny temat, bo Hugh bardzo się interesuje paleontologią i historią ludzkości w ogóle. Natomiast ja planuję po raz pierwszy zrobić pełnometrażowy film aktorski, bez animacji. Wiem, że po ciężkiej pracy przy „Vincencie” i „Chłopach” będzie to dla mnie pewna odmiana i wielka przyjemność. (PAP Life)
Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańskagra/
Dorota Kobiela Welchman, czyli DK Welchman – polska reżyserka, scenarzystka i producentka filmów animowanych. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zrealizowała filmy: „Kochaj mnie”, „Przedbiegi”, „List”, „Serce na dłoni”, „Mały listonosz”, „Szkice Chopina”. Za wyreżyserowany wspólnie z mężem, Hugh Welchmanem pełnometrażowy film „Twój Vincent” otrzymała wiele nagród i wyróżnień, w tym nominację do Oscara i Złotego Globu. Członkini Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej.
Napisz komentarz
Komentarze