PAP Life: Można panią teraz oglądać w dwóch filmach: w „Chłopach” i w „Polowaniu”. W pierwszym gra pani matkę Jagny, w drugim skorumpowaną sędzię. Ciekawe, mocno zarysowane postaci, ale to role drugoplanowe. Dla dojrzałych aktorek mało jest głównych ról?
Ewa Kasprzyk: Długo grałam w większości główne role. Myślę, że u mnie po filmie „Bellissima”, w którym zagrałam główną rolę – bardzo wyrazistą, wyczerpującą, pełną i inną niż do tej pory – zrobiła się cisza. Mimo, że to był film nagrodzony na festiwalach w Gdyni i w Wenecji, to po nim pojawiła się chyba tylko jedna propozycja – castingu do roli Podstoliny u Wajdy, który przegrałam. Zagrałam tysiące jakichś ról matek, ciotek, babek bizneswoman, teściowych, dzięki którym powiększało się tylko moje konto w banku. Ale też nigdy nie czekałam, aż ktoś mi coś zaproponuje, tylko robiłam rzeczy, które sama wymyślałam, były monodramy, np. „Patty Diphusa” według Almodovara, była dobra rola w „Kto się boi Virginii Woolf?”. Ja do tej pory nie mam agentki, która mogłaby o mnie zawalczyć, gdzieś mnie zaproponować. Ale ja mam jeszcze czas na swoje kolejne pięć minut.
PAP Life: Dojrzałość w polskim kinie ciągle nie jest atutem?
E. K.: Nie, chyba że się robi filmy o seniorach, wtedy wręcz jest pożądana. Nie chce generalizować, bo krajobraz filmowy trochę się zmienił. Wiele aktorek dojrzałych gra, ale skoro mnie pani o to pyta, to ja w tej materii nie mam brania.
PAP Life: Dlaczego?
E. K.: Nie wiem. Ostatnia moja większa rola była w komedii „Perfect day”, która nie do końca okazała się sukcesem Cóż, pewnie ja też specjalnie nie pomagam swojej karierze, nie chodzę po produkcjach, nie płaczę, nie proszę, tylko mam swój plan na życie. Jestem, jak niektórzy mnie nazywają, chodzącą ikoną i za chwilę przejdę do historii.
PAP Life: To może teatr daje pani spełnienie?
E. K.: Moje spełnienie to jest żyć. Wróciłam dopiero z Hiszpanii, mam jeszcze tysiące rzeczy do zrobienia i do zobaczenia. Ale w przerwie od życia mogłabym zagrać coś dobrego. (śmiech)
PAP Life: Życie jest ważniejsze od ról?
E. K.: Oczywiście. Czy ktoś będzie pamiętał jakieś moje role? No, może, jeżeli były wybitne i znaczące. Ale skoro nawet dla mnie nie były one istotne, to tym bardziej nie będą dla kogoś. Wszyscy i tak będą mnie kojarzyć z Wolańską z „Kogla-mogla”, więc naprawdę nie oczekuję nie wiadomo czego. I tak jest lepiej niż gdybym żyła w jakimś gorzkim poczuciu niespełnienia, że tu bym zagrała, a może tam wystąpiła. Po prostu robię swoje. Jeżdżę w trasę z dwoma spektaklami, które sama wyreżyserowałam. Dlatego mam optymistyczną wizję swojej przyszłości. Jestem na takim etapie, że jak chcę, podoba mi się, to wchodzę w to. A jeśli nie, to odmawiam. Tak ja w przypadku piątej części filmu „Kogel–mogel”.
PAP Life: Zawsze miała pani takie podejście do zawodu czy kiedyś była większa wewnętrzna presja, żeby dużo grać?
E. K.: Od początku miałam dystans. Kiedy urodziłam dziecko i dostałam propozycję zagrania głównej roli w serialu Jana Łomnickiego, to wybrałam opiekę nad moja Małgosią. Nigdy nie miałam ciśnienia, że po trupach, że dla mnie najważniejsza jest kariera. Ale faktem jest też, że nie mogę żyć bez pracy. Uważam, że praca jest ciekawsza niż ciągłe wakacje, zwłaszcza przymusowe. Ja tak naprawdę wyrywam czas dla siebie, żeby trochę odpocząć. Ciągle coś się dzieje – tu premiera, tam promocja. Ostatnio byłam z filmem „Chłopi” na festiwalu w Toronto. „Chłopi” robią karierę, a jestem przeszczęśliwa, że mogłabym być malutką częścią tego pięknego projektu, który jest naszym kandydatem do Oscara. Myślę, że to nagroda za moją pracę. Rola Dominikowej może nie jest duża, ale zauważalna. A Jagny już przecież nie zagram. (śmiech)
PAP Life: Czy role, które pani grała, pomagały pani odnaleźć się w jakiś życiowych sytuacjach czy raczej doświadczenie życiowe wykorzystywała pani do ról?
E. K.: To zawsze działa w dwie strony: postaci, które gram, są trochę takie jak ja, ale też moje role mnie w jakiś sposób zdefiniowały. Na pewno w budowaniu postaci wykorzystuje się pewne predyspozycje, cechy. Ale mam też w dorobku role zagrane wbrew warunkom, jak w „Polityce” Patryka Vegi. Ta rola podważa argument, że ciągle powielam stereotypy.
PAP Life: Kiedyś powiedziała pani: „wolę kojarzyć się z seksem niż z geriatrią”.
E. K.: I wciąż tego się trzymam.
PAP Life: Ale przez to ma pani opinię kobiety, która wciąż gada o seksie, choć w pewnym wieku już o tym mówić nie wypada. Nie przejmuje się pani tego typu opiniami na swój temat?
E. K.: Nie wypada mówić o seksie, za to wypada o polityce, tym się teraz wszyscy zajmują (śmiech). W moim przypadku trudno już przylepić mi jakąś łatkę, bo dawno ją mam. Jestem już na takim etapie, że nie boję się, że ktoś o mnie coś pomyśli. Ludzie różnie rzeczy myślą, dają temu wyraz w swoich komentarzach, hejcie. Warto popatrzeć dalej, jak jest na świecie. Tam kobiety po sześćdziesiątce wchodzą w nowe związki, dbają o siebie, podróżują, zwiedzają. My się dopiero tego uczymy. Jest w naszym kraju trochę fajnych babek, barwnych ptaków, które żyją jak chcą. I uważam, że kobiet mocnych, silnych, wiedzących, czego chcą, mądrych, będzie coraz więcej.
PAP Life: Im jesteśmy starsi, tym bardziej rozumiemy, że czas, który nam został jest ograniczony i dlatego chcemy żyć mocniej, intensywniej?
E. K.: Teraz wchodzi do kin o Dianie Nyad, sześćdziesięcioczteroletniej amerykańskiej pływaczce, która przepłynęła maraton z Kuby na Florydę. W którymś momencie ona mówi: „Przestańcie mi mówić, że to nie dla mnie, to ja decyduję o moich wyborach”. Świetnie to rozumiem, bo sama pływałam wyczynowo. To są dla mnie wzorce do naśladowania, a nie myślenie o tym, że czas upływa. Tego nie powstrzymamy. Raczej trzymam się jasnej strony życia. Młodsi nie będziemy. A jeżeli możemy w starszym wieku robić jeszcze to, co robiłyśmy w młodości, a do tego chcemy spróbować nowych rzeczy, to wszystko jest z nami w porządku.
PAP Life: A pani czego nowego chciałaby spróbować?
E. K.: Bardzo chętnie wybrałabym się do Ameryki Południowej, bo nigdy tam nie byłam. Myślę, że taka podróż mogłaby wnieść nową jakość w moje życie.
PAP Life: Dojrzałość dodaje odwagi czy czyni człowieka bardziej ostrożnym?
E. K.: Oczywiście byłoby głupio nie uczyć się na błędach, które się popełniło i powtórzyć je kolejny raz. Ale niestety taka jest ułomność, a może też zaleta człowieka, że nawet jak się sparzy, to jeszcze raz wkłada ten palec we wrzątek. Jeśli chodzi o pracę, to na pewno w moim wieku nie trzeba tak gonić, chodzić, zabiegać i sprzedawać, bo jest się już znanym. Choć myślę, że w zawodach artystycznych człowiek nigdy nie odpuści, do końca chce być twórczy. Strach czy lek przed starością może tylko przyspieszysz proces starzenia. Wiek nie musi być ograniczeniem. Wystarczy spojrzeć na prezydenta Bidena, który ma przecież wpływ na połowę świata.
PAP Life: Zmorą starszych osób jest samotność.
E. K.: Jakiś czas temu widziałam film „Żyć 100 lat. Tajemnice niebieskich stref”. Jego autor badał, jakie czynniki mają wpływ na to, że są regiony, w których wielu ludzi dożywa setki. Na pewno środowisko, dobre podejście do życia, czyli optymizm, ruch, picie wina, oczywiście szlachetnego, towarzystwo, miłe spędzanie czasu, śmiech. To wszystko daje taki wynik. Ja rozmawiałam ostatnio z moją kuzynką i ona powiedziała, że chce żyć 103 lata. Odpowiedziałam, że mi starczy już setka. Z dumą patrzę na ludzi, którzy są sędziwi i mają ciągle na twarzy uśmiech, nie popadają w jakąś zależność od zazdrości, chciwości. W pewnym wieku to, co się zarobiło, powinno się już tylko wydawać na przyjemności i zachcianki, chociaż wiadomo, że bywa inaczej. A jeśli chodzi o samotność, to wysłuchałam niedawno wywiadu z jednym z naszych czołowych himalaistów, który powiedział, że dopiero po dwóch dniach na samotnej wyprawie odzyskuje się równowagę i nawiązuje kontakt z samym sobą. Człowiek niepotrzebnie boi się samotności. Przez ten cały szum, który nas zalewa i który wcale nie jest nam do niczego potrzebny, nie potrafimy się sami ze sobą dogadać.
PAP Life: A pani lubi być sama?
E. K.: Uwielbiam. Dlatego zawsze szukam okazji, żeby pobyć ze sobą, na przykład kiedy pływam na długim dystansie na basenie. Traktuje to jako rodzaj medytacji.
PAP Life: Ale jest pani przecież w związku?
E. K.: Tak jestem. Ale uważam, że każdy z nas tak naprawdę jest sam, bo nikt nie może za nikogo przeżyć życia. Każdy powinien decydować o sobie, chyba że ma naturę mimozy, ale to zawsze było mi obce. Ja tak naprawdę przez całe życie jestem sama.
PAP Life: A jest pani szczęśliwa?
E. K.: Najbardziej wtedy, kiedy jestem w drodze, w trakcie, w dążeniu do realizacji czegoś. I jeszcze, kiedy moi bliscy są zadowoleni, a moja suczka Shakirka cieszy się na mój widok, skacząc z radości. (PAP Life)
Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska
Ewa Kasprzyk – aktorka teatralna, filmowa, telewizyjna. Po ukończeniu studiów na PWST w Krakowie dołączyła do zespołu gdańskiego Teatru Wybrzeże. Od 2000 roku pracuje w warszawskim Teatrze Kwadrat, ale występuje w monodramach, które sama reżyseruje i wystawia. W filmie debiutowała rolą Kwiryny w „Dziewczętach z Nowolipek” Barbary Sass. Ogromną popularność przyniosła jej rola Wolańskiej w komedii „Kogel-mogel”. Do najważniejszych jej aktorskich dokonań należy rola w filmie „Bellisima”, która została nagrodzona na Festiwalu Filmów w Gdyni.
Napisz komentarz
Komentarze