E.G-I.: Ostatnio wstrząsnęły mną dwa przypadki. Pierwszy, to dziecko, które urodziło się w dobrym stanie, było przygotowywane do wypisu do domu, i tuż przed wyjściem, w trzeciej dobie życia, wystąpiły u niego drgawki, zaburzenia oddychania. Dziecko trzeba było umieścić na oddziale intensywnej terapii, zapewnić wsparcie oddechowe. Do tego wystąpiło zaburzenia ssania, nadwrażliwość na każdy dźwięk i dotyk. Obawiając się infekcji zrobiliśmy szeroką diagnostykę, ale wyniki jej nie potwierdziły. Oprócz niewielkich zaburzeń jonowych i gazometrycznych nie mogliśmy niczego znaleźć i staliśmy w niepewności wobec tego, co mogło być przyczyną pogarszającego się stanu dziecka.
Zrobiliśmy szeroki wywiad u rodziców, pytaliśmy, czy nie było spożywania leków, substancji psychoaktywnych – alkoholu, narkotyków, gdyż to, co obserwowaliśmy u dziecka nie układało nam się w całość, nie pasowało do żadnej jednostki chorobowej. Dziecko było nieprzytomne, ze wzmożonym napięciem mięśniowym, z zaburzeniami oddychania, drgawkami… To trwało kolejne trzy dni. Dopytywaliśmy rodziców o substancje, które mogłyby uszkodzić płód. I w pewnym momencie tata powiedział do mamy dziecka: słuchaj, jeśli to tak długo trwa, tak dramatycznie wygląda, to chyba musimy powiedzieć, że ty piłaś alkohol w ciąży. A ona na to: ja nie piłam żadnego alkoholu, tylko białe wino. Byliśmy zszokowani. To byli piękni, młodzi ludzie, mama miała 26 lat, tata 28, obydwoje z wyższym wykształceniem. Mnie zatkało. Powiedziałam, że białe wino także jest alkoholem, na co mama odpowiedziała: pani chyba żartuje, pani doktor. Niech pani nie przesadza. Byliśmy w wakacji w Hiszpanii i tam wszystkie kobiety w ciąży piły wino.
Trzy tygodnie później, wypisując dziecko do domu, w karcie informacyjnej umieściliśmy zapis o spektrum płodowych zaburzeń alkoholowych. Potem się dowiedziałam, że wkrótce, po 2-3 tygodniach, to dziecko trafiło do innego szpitala, i matka zataiła przed lekarzami diagnozę. Nie dała im ani książeczki zdrowia dziecka, w której była zapisana diagnoza, ani karty informacyjnej ze szpitala, powiedziała, że nie dostała od nas takich dokumentów. Pani doktor, pediatra, z tamtej placówki, zadzwoniła do nas z pretensjami i w ten sposób się dowiedziałam.
PAP: To dziecko miało zespół odstawienny, delirium tremens?
E.G-I.: Tak, miało wszystkie objawy zespołu odstawiennego. Matka nie przyjechała do porodu w stanie upojenia alkoholowego, ale fakt, że poziom alkoholu w jej krwi był zerowy nie oznacza wcale, że taki sam był u noworodka - wody płodowe stanowią rezerwuar alkoholu, więc o wiele dłużej pod jego wpływem jest płód, niż kobieta ciężarna, zwłaszcza, że wątroba płodu o około 50 proc. słabiej metabolizuje alkohol, niż człowiek dorosły.
Poza tym płód wydala etanol tak, jak człowiek dorosły, a więc z moczem i, częściowo, z oddychaniem – wykonuje ruchy oddechowe już od 12 tygodnia ciąży, przygotowując się niejako do oddychania. A im bliżej rozwiązania, tym te ruchy oddechowe są częstsze. Płód wykonuje ruchy oddechowe, ale drzewo oskrzelowe ma wypełnione płynem owodniowym, w związku z czym wydala ten etanol prosto do wód płodowych, tak samo jak mocz. Kiedy oddycha, wciąga te wody z alkoholem powtórnie do organizmu.
PAP: Wygląda to więc tak, że matka wytrzeźwiała, a dziecko ciągle jest pijane.
E.G-I.: Dokładnie tak, jak to pani powiedziała.
PAP: A ten drugi przypadek, który panią wstrząsnął?
E.G-I.: Matka przyjechała do nas na oddział ze stężeniem ponad 3 promili – do porodu. Była po prostu totalnie pijana. Noworodek przyszedł na świat w bardzo ciężkim stanie, z zaburzeniami oddychania, jednak główne objawy były ze strony układu pokarmowego: w trzeciej dobie rozwinęło się martwicze zapalenie jelit. To schorzenie polega na martwicy ścianek jelit, powoduje ich perforację, czyli mówiąc inaczej – pękanie. Ta martwica bywa różnej wielkości - może obejmować centymetr jelita, kilka-kilkanaście centymetrów, jednak u tego dziecka martwicą objęta była cała odbytnica, całe jelito grube i bardzo duża część jelita cienkiego. W trzeciej dobie dziecko przeszło zabieg chirurgiczny, miało wyłonioną stomię.
Z powodu rozległości tej martwicy, a co za tym idzie konieczności poważnej resekcji obszarów objętych zmianami, u dziecka rozwinął się zespół krótkiego jelita. Ryzyko, że przy tak rozległej resekcji przewód pokarmowy nie podejmie swojej prawidłowej funkcji jest bardzo duże. Utrzymanie dziecka przy życiu wiąże się w takim przypadku z odżywianiem pozajelitowym przez całe jego życie. U dorosłego trudno jest prowadzić odżywianie pozajelitowe, choć ma już utworzone, dojrzałe wszystkie organy, należy je tylko utrzymać przy życiu. Natomiast w przypadku dziecka – im bardziej jest ono niedojrzałe, im jest mniejsze, to żywienie pozajelitowe ma nie tylko utrzymać je przy życiu, ale też zapewnić mu prawidłowe wzrastanie, co w takim przypadku jest bardzo trudne, a czasami wręcz niemożliwe. Nie ma na świecie takiego żywienia pozajelitowego, które zastąpiłoby normalny pokarm i zapewniło prawidłowy rozwój i wzrastanie dziecka bez powikłań.
PAP: Te dzieci są skazane na śmierć?
E.G-I.: Tak, tylko nie wiadomo, czy w wieku dwóch lat, czy np. trzech. Poza tym takie odżywianie wiąże się z wieloma komplikacjami i powikłaniami zagrażającymi życiu. Musimy podać dożylnie wszystkie substancje potrzebne do tego, żeby wykształciły się narządy, a nie jesteśmy w stanie, jako "sztuczna fabryka" zastąpić tej naturalnej, to jest po prostu niemożliwe.
PAP: Alkohol wywołał tę martwicę? Dlaczego?
E.G-I.: Tutaj musiałabym wygłosić cały wykład biochemiczny, ale mówiąc w wielkim skrócie – w każdym okresie życia zarodka i płodu alkohol zwęża naczynia krwionośne w łożysku i sznurze pępowinowym. Dlatego dzieci, które rodzą się pod wpływem alkoholu są niedokrwione oraz niedotlenione, co przekłada się również na niedokrwienie i niedotlenienie jelit, skutkujące rozwojem martwiczego zapalenia jelit. Bardzo współczuję temu dziecku, gdyż odtworzenie tak długich fragmentów jelit jest, przynajmniej dziś, z medycznego punktu widzenia, niemożliwe.
PAP: Miała pani do czynienia z dziećmi narkomanek?
odpowiedź na kolejnej stronie
Napisz komentarz
Komentarze