Znamy się ponad piętnaście lat. Przegadaliśmy wiele godzin i powiem szczerze, osobiście nie umiem sobie wyobrazić tego kontrastu boiska na Nowowiejskiej, bez tego krzesełka i trenera siedzącego na nim, z kawą czy herbatą w ręku. Trochę taki lokalny folklor (uśmiech), którego kiedyś już nie będzie?
Co raz bliżej jest ta chwila Teraz ciągnie się to resztkami sił, choć te jeszcze są. Przyjdzie jednak moment, że ktoś przejmie klub ode mnie, wówczas ograniczę swoją rolę do pomocnika albo pomogę w momencie, kiedy będę musiał zmotywować jakiegoś młodego człowieka do pracy. Na tą chwilę mamy takiego kandydata na moje zastępstwo
.Można rzec, iż w tym roku doczeka się Pan tej upragnionej bieżni. Powiedział mi Pan kiedyś, że póki ta bieżnia nie powstanie, Pan nie wstanie z tego swojego krzesełka. Dzisiaj ma Pan 78 lat. Nogi już nie noszą tak jak kiedyś, ale głowa wciąż otwarta i pełna chęci do pracy?
Chce powiedzieć, że otrzymałem znakomite wykształcenie trenerskie do prowadzenia swojej dyscypliny sportu. Sam trenowałem, opiekowali się mną wyśmienici polscy trenerzy jak min. trener Jaworski czy trenerzy AZS Poznań. Uczelnie, do których uczęszczałem przygotowały nas bardzo dobrze od strony teoretycznej i praktycznej. Wszelkie zajęcia były prowadzone doskonale, choćby te z filozofii, fizjologii czy fizykoterapii, którą prowadził m.in. ojciec Wojciecha Fibaka.
50 lat kariery trenerskiej za Panem. Zmieniła się Polska, zmieniła się lekka atletyka?
Zmieniła się ogromnie. Kiedy ja stawiałem pierwsze kroki w lekkiej atletyce sekcja prowadzona była przez m.in. Pana Prusa, nauczyciela wychowania fizycznego w „Budowlance”. Kolejno przeniósł się on na uczelnię do Katowic, po czym obronił tytuł doktora. Drugim trenerem był Pan Wojewódzki. Dzisiaj młodzież ma zdecydowanie łatwiej, ale wracając do początków to oprócz mnie w kadrze był jeszcze min dwukrotny mistrz Polski w konkurencji skoku o tyczce Zdzisław Mordaka , który potrafił wygrywać m.in. z przyszłym mistrzem olimpijskim Tadeuszem Ślusarskim. Byli też inni świetni sportowcy. Lekkoatletyka ogólnie była najtańsza. Potrzebny były tylko buty i chętny trener. Dzisiaj za wiele rzeczy muszą płacić rodzice.
No to teraz zacznijmy może troszkę poważniej. Brązowy medal Mistrzostw Polski w 1968 roku w rzucie oszczepem, jako zawodnik, Reprezentacja Polski w rywalizacji z Bułgarią. To dużo czy mało dzisiaj patrząc z perspektywy czasu?
Na pewno nie było dużo. Niestety przyszły kontuzje i okroiła się ta kariera. Chcąc jednak uzupełnić te oficjalne dane. Brałem udział w trzech meczach kadry juniorskiej oraz dwóch kadry młodzieżowej. W 1968 roku startowałem m.in. w niemieckim Wiesbaden. W rzucie oszczepem rywalizowałem m.in. z takimi tuzami tej konkurencji jak Klaus Wolfermann – rekordzista i złoty medalista olimpijski. Co prawda ja z nim przegrałem (uśmiech) byłem trzeci, ale drugi z naszych Janek Szwarc wygrał te zawody.
Skąd w ogóle pomysł na lekkoatletykę. Zaczynał Pan – jak każdy dzieciak – od piłki nożnej?
Do 14 roku życia wychodziłem na Konstytucji 3 Maja, gdzie było pole i grało się od rana w piłkę. Miałem jednak zacięcie do sportów indywidualnych. Będąc największym w swojej grupie wiekowej ustawiono mnie na bramce i nie za bardzo mi to odpowiadało. Idąc, którego dnia na „starą Lechię” usytuowaną jeszcze w „Parku Solidarności” zobaczyłem faceta, który rzuca oszczepem i spodobało mi się to. W kolejnych dnia pojechałem do lasu, po czym uciąłem kilka długich, leszczynowych „prętów”, osznurowałem rękojeść i dołożyłem końcowy fragment z drutu i poszedłem rzucać…na tym piłkarskim polu… jak nikogo nie było.
W MKS Tomaszów wychował Pan wielu mistrzów kraju w różnych kategoriach wiekowych. Te dzieciaki znalazły u Pana drogę, która nauczyła ich pracy oraz pewności siebie.
Mistrzów województwa łódzkiego nie jestem w stanie policzyć. Było ich mnóstwo. Mistrzów Polski musiałbym się zastanowić, bo też ich sporo było. Patrząc na moje 50 lat w roli trenera, zawsze szanowałem młodzież. Nie przypominam sobie sytuacji, w której opuściłbym trening bez podania przyczyny czy poinformowania ich o tym. Spóźniałem się też niezwykle rzadko i wydaje mi się że nie było to więcej jak 10 minut. Może finansowo tutaj u nas za bogato nigdy nie było, ale startowaliśmy wszędzie, gdzie trzeba było. Dodam że MKS Tomaszów ma wciąż dwa aktualne rekordy Polski młodzik. Izabela Ogórek w rzucie dyskiem 0,75 kg oraz 1 kg. Rekordy te mają już 18 lat.
Przemiany ustrojowe spopularyzowały dzisiejszy sport (bez podziału na dyscypliny), czy też dzisiaj - mimo nowoczesnych obiektów - ten sport nie jest już tym, czym był kiedyś, a kiedyś dla wielu ludzi, był takim kierunkiem życiowym ze względu na brak atrakcji i perspektyw w naszym szarym PRL. Dzieciaki chodziły biegać, kopać i rosły z tego gwiazdy?
Kiedyś łatwiej było wejść w sport zawodowy niż dzisiaj. Teraz trzeba włożyć w to swoje pieniądze. Ogólnie dzieci mają jednak lepsze warunki do trenowania. Uważam, że wrogiem numer jeden w uprawianiu sportu przez dzieci są smartfony i te gry. W lekkiej atletyce wydaje się że jest lekki regres, na który wpływ mają nowe czasy. Myślę jednak że lekkoatletyka dalej jest sportem gdzie można się wybić. W grach zespołach młody adept musi jednak poddać się sile grupy. Lekkoatletyka broni się tym, że jeden trener i jeden zawodnik wspólnie mogą zdobywać medal, a wciąż jest jednak popularna na świecie.
Który okres życiowy był dla Pana najtrudniejszy w roli zawodnika, czy trenera?
Wydaje mi się że podjęcie pracy po studiach. Na początku pracowałem z 3 osobami doprowadzając ich do medali Mistrzostw Polski. Uwierzyłem że można to lekką atletyka zrobić u nas w Tomaszowie. Zaczynaliśmy od zera. W Tomaszowie nie było nic. Bieżni porządnej, sal gimnastycznych. Większość z nas tak miała.
Przez 50 lat dużo miał Pan tych momentów, w których mówił sobie: „Kończę tą zabawę”?
E tam (śmiech). Byłem zawzięty od początku. Od 30 lat walczę ze swoim zdrowiem. Nie da się ukryć że jeżeli chodzi o zdrowie to nie jest najlepiej, ale ta bieżnia, której wreszcie się doczekam daje człowiekowi energię.. Kiedyś obiecałem sobie: „Trzeba trenerze Lechowicz tak długo żyć aż się doczekasz tartanu do biegania” i za to trzeba podziękować dzisiaj Prezydentowi Witko.
Dla trenerów z pasją sport jest jak narkotyk, jak niegasnące uzależnienie. Sama praca trenerska wymaga wielu poświęceń. Zamiast spędzać np. czas z żoną, z dziećmi ciągle szukamy nowych rozwiązań, nowych dróg dla naszych podopiecznych. Może jakieś rady dla tych młodych adeptów sztuki trenerskiej, często jeszcze z gorącą głową, a niewielkim pokładem pokory, które nabywamy wraz z wiekiem i doświadczeniem?
Najważniejsza jest cierpliwość. Nie zrobisz w ciągu pół roku czy roku z dzieciaka mistrza, bo zapewne odbije się to na jego zdrowiu. Lepiej przygotowywać dziecko powoli na dłuższy etap tej kariery. Młodzi często korzystają z drogi na skróty. Droga na skróty to może być aleja na cmentarzu (uśmiech).
Był Pan trenerem, nauczycielem. Co przez te lata dał Panu ciągły kontakt z młodzieżą?
Kontakt z młodzieżą dla starszego jest okrutny, bo mam wrażenie że te lata szybciej mijają (śmiech). Kiedyś ja uczyłem wszystkiego, a w dniu dzisiejszym zawodnicy starsi pokazują młodszym, a ja manualnie i werbalnie staram się ich korygować. Młodzież często chce szybkich wyników, ale sporty indywidualne uczą odporności na brak sukcesów. Uczą też systematyczności i dobrze przygotowują młodego człowieka do podejmowania indywidualnego i kreatywnego działania w pracy zawodowej, bowiem ci potrafią sobie podzielić ten czas na obowiązki, które mają wykonać wiec łatwiej tym czasem zarządzają.
Polityka. Pasja do niej, czy też altruizm, który podpowiada, aby startować w tegorocznych wyborach samorządowych?
Do kandydowania zachęciła mnie chęć działania. Moim małym osiągnięciem jest nazwanie z mojej inicjatyw jednego z rond imieniem Romana Dmowskiego.
Być może od Poniedziałku będzie Pan takim naszym lokalnym „Marszałkiem Seniorem” w Radzie Miasta. Tym młodym radnym przydałby się ktoś, kto ma tak bogate doświadczenia życiowe oraz umie spojrzeć na otaczającą go rzeczywistość z chłodną głową, bo w dzisiejszej polityce na szczeblu centralnym dzieje się wiele, ale niekoniecznie są to dobrze rzeczy.
Spokojnie dam sobie radę. Doświadczenie w dzielności społecznej czy sportowej mam. Byłem prezesem Lechii w najgorszych jej latach, kiedy prawa upadała. Wspólnymi siłami udało się ja uratować. Na pewno przyda się ktoś, kto ma chłodne spojrzenie do przodu i do tyłu. Trzeba pamiętać o korzeniach i skąd się wyszło żeby zrobić krok do przodu i gdzieś dojść. Mamy zawiła historię, która wielu chciało zmieniać, a jest ona bardzo ważna.
Tomaszów sportowo dzisiaj ma duży potencjał, ale nie do końca ten potencjał jest wykorzystany. Widzimy też, że dzieci garną się do sportu, ale jednak gdzieś to później wszystko się rozmywa. Pan, jako trener i polityk w swoich broszurach wyborczych wspomniał, że chce między innymi zawalczyć o to, zaczynając od podstaw tj. infrastruktura plus dostęp do niej?
Skoro stać nas na bezpłatne MZK to i obiekty sportowe powinny być dostępne dla ludzi w każdym wieku tak jak ma to miejsce w innych krajach Europy. Obiekty mają być wykorzystane. Każda grupa ma swoje potrzeby, czy młodzież, czy grupy starszych, czy też niepełnosprawni. Trzeba obniżyć koszty dla grup sportowych do minimum. Będę optował za tym, aby zmniejszyć bądź zlikwidować opłaty za obiekty sportowe.
Podoba się Panu tegoroczna kampania komitetów. Uważa Pan, że jest ona prowadzona w duchu Fair Play?
Ta kampania komitetów wyborczych przypomina bardziej castingi na gwiazdy filmowe, a nie na bycie człowiekiem społecznikiem wspomagającym działania i pomoc ludziom w różnych kwestiach, bo życie to nie tylko sport. To że ktoś ładnie wygląda nie znaczy że ma poukładane w głowie. Wracając do medali z Mistrzostw Polski. Zdobyliśmy ich ponad 80.
Zapraszam do głosowania na moją osobę. Lista numer 1. Prawo i Sprawiedliwość. Okręg 3. Miejsce 7. Z wyrazami szacunku. Arkadiusz Lechowicz.
Rozmawiał Bartłomiej Grzywacz
Napisz komentarz
Komentarze