Flirt dla flirtu, to nie to samo, co prawdziwe przyciąganie. Sprawy energetyczne, głęboka fizyka starożytnych cywilizacji, indyjska Prana, chińskie Chi…. Cholera wie co! Coś ciągnie nas do tej właściwej osoby, czy też tej osoby, która wydaje nam się być właściwą. Zupełnie jakby przy wielkim wybuchu, którego wszyscy byliśmy częścią, nasze energie już się kiedyś spotkały, wibrowały razem i stęsknione przyciągnęły się ponownie. Wiem, wiem… Pomyślicie – wariatka – pieprzenie o kosmosie, kiedy chodzi tylko o to, że ktoś nam sie podoba i mamy ochotę na wspólny spacer. Błagam was! Jak uderza nas to dziwne coś, to zrobienie herbaty przeradza się w pełną bogatych wizj "rozkminę", o wspólnie spędzonym, letnim poranku, gdzieś w zaciszu świata, na drewnianej werandzie, czy gdzie tam sobie preferujecie być. Miłość jest chyba jednym z żywiołów rządzących tym światem.
Dobrze! Stoimy ogłupieni jak kołki wbite w ziemię. Wpatrzone i zahipnotyzowane jakąś dziwnie krępującą nas energią, zastanawiamy się, jak to właściwie zrobić. Jak sprawić, żeby on się w nas zakochał? Bo już wiemy, że tego właśnie chcemy. Co więcej, jeszcze nie znajac jego imienia, znamy już imiona naszych wspólnych dzieci, więc chyba czas przedsięwziąć jakieś kroki, w obronie życia niepoczętego, poprawiając tym samym tabelę statystyk przyrostu naturalnego. Jakby tak na to spojrzeć, to miłość niesie ze sobą bardzo wiele znamion patriotyzmu…
Zazwyczaj tutaj trafiamy na sytuację tak nieprzyjemną, jak zgniły ziemniak przypadkiem wyciągnięty z piwnicznego worka. Normalny czar, spontaniczność, eurydycja, sexapil, to wszystko za sprawą chęci zaimponowania, przemienia się w pokraczny teatrzyk naszej nieudolności. Co ciekawe, miłość kieruje się dziwnymi prawami fizyki – im silniejsze przyciąganie, tym bardziej odczuwalny opór. Ale moi kochani, w tej sytuacji nie ma co siadać z kartką i długopisem, to nie czas na przeprowadzanie rachunku prawdopodobieństwa. Nie rysujemy wykresów i takich tam pierdół, bo to nic nie da. Swoje błędy i tak popełnimy, bo popełnić niestety musimy. Na pocieszenie dodam tylko prawdę słodką jak ciągutka, która wyrywa nam plomby z siódemek – jeśli nie wygłupiliście się na pierwszej randce, to moi drodzy, niestety nie była to miłość.
Uczucia nas ogłupiają, ujmują nam zmysły i zamieniają w takie ochoczo podskakujące marionetki. Co jest naczym sznurkiem? Kto nami porusza?Emocje, popędy, pragnienia, potrzeby, gdyby to wszystko miało swoją ludzką postać, to ci ludzie staliby nad nami tłumnie, ciągając nas we wszystkie strony. Szarpiąc nitki przywiązane do naszych nadgarstków, czyniliby to z siłą wyrywającą nam ręce, maksimum na etapie drugiej randki. A przecież tak bardzo potrzebujemy ich na trzeciej…
Zależy nam ogromnie, tak więc stresujemy się niepotrzebnie, zastanawiając sie nieustannie. Czy mu się spodobałam ? Co ona o mnie myśli? Czy on jest gotowy na poważny związek? Czy jeśli będę zbyt wylewny, to ona ucieknie? I tak gramy, stawiając swoje kółka i krzyżyki, próbując zawładnąć grą, w której tak łatwo o remis. Przez to nieustanne gdybanie nie umiemy być sobą przy tych, na których najbardziej nam zależy.
Nie zastanawiało was nigdy, dlaczego takie powodzenie macie wśród ludzi, którymi nie jesteście zainteresowani? No właśnie! Przy ludziach, których nie bierzemy na poważnie snując rozważania z kategorii mąż/żona, zachowujemy się całkowicie naturalnie, swobodnie, bez spiny, bez zastanawiania się jak głeboko możemy się otworzyć, czy nie powiedzieliśmy nic niewłaściwego, wygłupiając sie tym samym jak ubrana w kamizelkę z frędzlami kapucynka. Nic tylko dać nam kapelusik i katarynkę…
Żyjemy w ciekawych czasach. Internet sprawia, że nawet jeśli jesteśmy daleko to jesteśmy blisko. Nie wszyscy jeszcze rozumiemy takie zależności, ale czasem intuicyjnie boimy się, że możemy komuś narzucać swoją obecność osaczając go wysyłanymi w eter słowami, zdjęciami, czy muzyką. Jak mamy rozkochać w sobie kogoś, kogo sie boimy? Piszemy wiadomość i dochodząc do połowy zdania kasujemy ją, zabijamy jeszcze niedokończoną, bo przecież to głupoty jakieś, on/ona wcale nie będzie miała ochoty tego czytać. Myśląc o drugiej osobie, o tym, co ona czuje, czego ona może chcieć, snujemy wyłącznie domysły, które nie mają żadnych racjonalnych racji bytu, ani prawdziwych podstaw.
Jak wygrać w kółko i krzyżyk ?
Jeśli czegoś potrzebujesz – zrób to. Napisz, zapytaj, powiedz, zadzwoń, wyjaśnij, tak bedzie prościej. Pierwsza randka – chemia – to działa, albo nie, więc pierwszy krok już za tobą, teraz albo chcesz grać dalej, albo odchodzisz od stołu przepraszając, bo koleżanka dzwoniła, że tak strasznie cie potrzebuje i musisz wcześniej uciekać. No ogólnie zarobiona jesteś…
Druga randka – zastanawiasz się w co sie ubrać, czy ostatnio on/ona o tobie myślała, ile myślała, no i oczywiscie, czy przy nastepnym spotkaniu ponownie pojawią sie te same emocje. I spotykacie się raz jeszcze. Jeśli jesteś sobą, nie boisz się pokazać, że lubisz te wspólne momenty, to zajmujesz kolejne pole. Tylko szczerość może nas uratować!
Trzecia randka – magnetyzm działa nieubłaganie. Spodobała ci się już na pierwszej randce. Pewna siebie, chociaż tak uroczo niezdarna i roztrzepana. Jej roześmiane oczy i policzki podskakujace w rytm twoich żartów sprawiaja, że chcesz ją objąć, dotknąć, choć na chwilę być na tyle blisko, by stać się jej częścią. Ona podziwiała go przy każdym spotkaniu. Myślała jak wibruje jego oddech, jak pachnie kiedy jest blisko niej i próbowała rozgryźć na milion sposobów tajemnice jego uśmiechu. Dlatego trzecia randka jest taka niezwykła i dlatego przepadamy w niej jak w trójkącie bermudzkim, albo się na nią decydujemy, albo też wiemy, że nie potrzebujemy trzeciej randki, bo nic z tego nie będzie.
Lądujemy w trójkącie bermudzkim, bo chcieliśmy sie tam znaleźć z własnej woli, która podobno jest wolna (tak przynajmniej mówią). Kto wygrywa grę w kółko i krzyżyk?
Wszyscy na to czekamy – usłyszeć “kocham “, nie musieć się już martwić, że mówiąc to komuś wygłupimy się okrutnie, będąc skazanym na odrzucenie. Zwlekamy więc, bo słowo “kocham” otwiera w naszej głowie wyłacznie dwie drogi, jedną z nich jest droga do drzwi, drugą zaś wyimaginowana jednopasmówka do związku.
Co jeśli tych dróg jest więcej? To męczące. Lubimy klarowne sytuacje. Czarne – białe. Kocha – nie kocha. Miłość jest dużo bardziej skomplikowana niż dziecięce zabawy w pozbawianie kwiatów ich płatków, ale znacznie prostsza, niż dwa dodać dwa, bo wynik czujemy intuicyjnie, boimy się tylko podać go do informacji publicznej. To co się naprawde liczy, to sama rozgrywka, która czasem przeciąga się niemożebnie zanim doprowadzi nas do jakiegokolwiek rozstrzygnięcia.
Marta Chmielińska
Napisz komentarz
Komentarze