Trzy tygodnie temu dziennikarska trzpiotka z lokalnego tygodnika postanowiła skrytykować pomysł prowadzenia handlu na miejskim targowisku także w niedzielę. Jak zwykle stosując, zwyczajną dla siebie kalkę myślową miesza sympatie polityczne, działalność społeczną, osobistą nienawiść i cholera wie co jeszcze. W majakach dziennikarki znajdziemy wszystko: posłów, mszę niedzielną, obronę kapliczek, kobiałki jajek i worki ziemniaków. Nie ma tylko jednego. Zabrakło bowiem jakiegokolwiek sensu. Wrzuciła wszystko i wszystkich do jednego kotła i zamieszała wielką czerwoną chochlą wyprodukowaną na zapleczu redakcji „Krytyki Politycznej”.
Jeśli zapraszamy gości na obiad, który zamierzamy ugotować, to powinniśmy posiadać chociaż minimalną umiejętność przygotowywania potraw. Składniki dobieramy w sposób odpowiedni, zachowując proporcje, mając na celu osiągnięcie efektu w postaci dobrego smaku.
Pierwszy i najważniejszy składnik targowiskowej zupy podaliśmy już na wstępie. Drugim dodającym nieco pikanterii jest fakt, że przychody jakie ujawnia Wacława Bąk nie są jedynymi, jakie trafiają bezpośrednio do budżetu miasta. Kolejnym jest udział w płaconych przez kupców podatkach dochodowych. W przypadku sieci handlowych ich dochody (o ile je w ogóle wykazują) rozliczane są całkiem gdzie indziej, najczęściej w tzw. rajach podatkowych. W Tomaszowie z tego tytułu nie zostaje nic! Co to oznacza? Krótko mówiąc to, że biedni mieszkańcy naszego miasta zasilają swoimi pieniędzy rządy Merkel, Hollanda albo Christofiasa.
Następny składnik to wiedza ekonomiczna. Nawet małe dzieci wiedzą, że dosięga nas poważny kryzys. Wystarczy przejrzeć oficjalne statystyki. Krótki spacer po mieście przynieść może kolejne ciekawe obserwacje. Dziesiątki lokali użytkowych stoi opustoszałych. To prawdziwy symbol zapaści, pokazujący niską silę nabywczą tomaszowian. To co widać gołym okiem nie dostrzegają Prezydent i władze miasta, podnosząc co roku podatki od nieruchomości i opłaty targowiskowe. Dla usprawiedliwienia wymyślono, że podwyżka będzie jedynie o procent określający poziom inflacji. Rzecz jednak w tym, że nie jest to najmądrzejszy sposób na pobudzenie małej przedsiębiorczości w Tomaszowie Mazowieckim, a przecież tylko ona może wyprowadzić miasto z absolutnej zapaści.
Niedawno wymyślono co zrobić aby jeszcze bardziej dokuczyć generującemu wysokie dochody Targowisku. Podjęto uchwałę o strefach płatnego parkowania, które wyeliminują dużą grupę klientów, którzy dotychczas robili zakupy na Placu Narutowicza. Jak widać ktoś wpadł na pomysł jak zabić kurę znoszącą złote jajka.
PS
Proponujemy pani radnej Wacławie Bąk, by poszła o jeden krok dalej i przychody z targowiska porównała z dochodami miejskich spółek. Zestawienie danych mogłoby być równie ciekawe.
Napisz komentarz
Komentarze