W nocy poszłam do domu, rano do pracy i do szpitala wróciłam około godziny 13. To, co zobaczyłam wolało po prostu o pomstę do nieba. Zastałam swoją matkę leżącą w łóżku i usiusianą do samych piersi. Nie wiem ile czasu leżała taka cała w moczu ale wyglądało na to, że dosyć długo. Mama jest osobą tęgą, więc poszłam do gabinetu pielęgniarek, by poprosić o pomoc w przebraniu.
Pielęgniarka zaczęła na mnie krzyczeć, ze co ja sobie myślę, że matce mojej założono cewnik ale ona go wyrwała. Odpowiedziałam, że skoro mają do czynienia z osobą nie chodzącą i nieprzytomną, to można użyć pampersów. Pytałam jak można było tak kobietę, przez tyle godzin zostawić samą sobie. Odpowiedź była taka, że panie nic na to poradzić nie mogą.
Na moją prośbę dotyczącą pomocy w przebraniu mojej matki, usłyszałam magiczne słowo „zaraz”. Widocznie pielęgniarka uznała, że skoro ktoś leży przemoczony przez kilka godzin, to kolejne kilkadziesiąt minut już mu nie zaszkodzi.
Czekam więc na to „zaraz”. Mija 5, 10, 15 i nikt się nie zjawia. Idę więc jeszcze raz do pokoju zabiegowego. Pytam jeszcze raz: jak tak można drugiego człowieka traktować. - Co pani myśli, że my mamy tylko pani matkę? - niezbyt grzecznie odpowiedziały pielęgniarki. Mówię więc, że ja wszystko rozumiem ale, że matka leży mokra, w przeciągu a choruje na przewlekłe zapalenie płuc i trzeba okazać minimum zainteresowania takiej osobie. W końcu udało mi się doprosić pomocy. Panie przebrały ze mną mamę i założyły cewnik.
Wieczorem mamę przeniesiono na salę. Całe popołudnie spędziłam na oddziale i pacjentami nikt się specjalnie nie interesował.
Następnego dnia stan mojej matki się nieco poprawił. Przynajmniej na tyle, że była przytomna i mogła odpowiadać na pytania. Próbowałam dowiedzieć się o jej stan od pielęgniarek i lekarzy. Okazało się, że informacji nie ma mi kto udzielić. Lekarz, który był na dyżurze nie był w stanie powiedzieć czegokolwiek na temat leżącej na oddziale pacjentki. Nie pozostało nic innego, jak załamać ręce.
Na szczęście moja matka ma dzieci, które mogą przyjść do szpitala, by się nią zaopiekować. Na tej samej Sali leżała samotna, bezdzietna kobieta po udarze. Zdarzyło się, że ta kobieta się przewróciła. To, w jaki sposób pielęgniarki podeszły do tej chorej, to była prawdziwa zgroza. Próbowałam kobiecie pomóc ale nie dałam rady. Inna chora pobiegła po pielęgniarki. Przyszły chyba ze cztery i takie „wiązanki” puściły kobiecie, że aż zrobiło mi się nieprzyjemnie. - Czy wy już Boga w sercu nie macie - zapytałam. - Wy też będzie kiedyś starszymi kobietami.
Panie pielęgniarki się oburzyły i w niewybrednych słowach stwierdziły, bym się nie wtrącała.
Kolejna nieprzyjemna sytuacja miała miejsce następnego dnia, kiedy ratownicy medyczni przywieźli z dializy 90-letnią staruszkę. - Po coście nam tego trupa przywieźli - stwierdziły pielęgniarki. Nawet ratownicy się obruszyli. Wtedy postanowiłam nosić ze sobą, chodząc do szpitala kamerkę.
Poszłam na skargę do pani doktor, która dzień później miała dyżur. Powiedziałam, że tak przecież być nie może. Jak można obrzucać pacjentów epitetami.
Zwróciłam też uwagę, że nie przystoi aby pielęgniarki zwracały się do o wiele starszych od siebie pacjentów per „ty”. Powiedziałam też, że mam nagrane, jak zachowują się pielęgniarki w stosunku do innych osób. Efekt rozmowy był taki, że moimi nagraniami zainteresowała się pielęgniarka oddziałowa.
Kolejny problem napotkałam, kiedy zabierałam mamę ze szpitala. Miałam zlecenie na przewóz chorego ze szpitala do domu. Okazało się, że mama ma wyjść ze szpitala w sobotę a tego dnia przewozy nie są realizowane. Skoro nie ma przewozów, to po co wypisywać pacjentów w sobotę. Równie dobrze można było to zrobić dzień wcześniej.
Imię i nazwisko do wiadomosci redakcji
Napisz komentarz
Komentarze