Arkę Noego w Tomaszowie prowadzą od kilku lat państwo Aneta i Marek Markiewiczowie. Prowadzą dosyć skutecznie skoro z roku na rok liczba podopiecznych, wolontariuszy oraz osób, które wspierają ich wysiłki systematycznie rośnie.
- Wiele osób kojarzy Was głównie ze spotkań w szkołach na temat narkomanii. Tymczasem zajmujecie się również wieloma innymi problemami, jak chociażby przemoc domowa, czy wszechobecna bieda. Właśnie o tym chciałbym abyśmy chwilę porozmawiali. Jak wygląda przedświąteczna pomoc dla waszych podopiecznych.
- Na co dzień pomagamy około 60-ciu osobom - mówi Aneta Markiewicz. – W skali miesiąca jest to jednak ponad 1,5 tysiąca osób. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, ciągle się to zmienia. Różne rzeczy się wydarzają. Trafia do nas wiele osób z problemem alkoholowym. Często bardzo trudne przypadki.
- Pomagacie każdemu, kto przyjdzie do Was „z ulicy”?
- Pomagamy. Z tym, że u nas wygląda to nieco inaczej. Wiele osób, które do nas przychodzą ma charakter bardzo roszczeniowy. Wręcz uważają, że wszystko im się należy i że nie muszą pracować. U nas tak nie ma. Nie wystarczy przyjść i wymagać, trzeba tez coś dać z siebie. Najczęściej są to drobne prace pomocnicze w Stowarzyszeniu. Zdarzają się sytuacje, że niektórzy mają z tym problem, że trzeba coś zrobić. Takim osobom dziękujemy.
- Skąd bierzecie produkty, by wyposażać w nie tylu podopiecznych? Musi być tego bardzo dużo.
- Pod stała opieką mamy 500 rodzin. Część produktów pochodzi z Banku Żywności, mamy piekarza, który od samego początku codziennie zaopatruje nas w chleb. Także sklepy te małe i te duże. Sporo produktów przekazuje nam Lidl. Najczęściej są to artykuły z krótkimi terminami przydatności.
- Ci Wasi sponsorzy sami się zgłaszają, czy do każdego trzeba dotrzeć i poprosić o pomoc?
- Na początku rzeczywiście trzeba było do każdego dotrzeć i poprosić. Teraz się to trochę zmieniło. Ludzie sami do nas przychodzą i oferują pomoc. Wszyscy wiedzą, że naszym celem nie jest dawanie komuś utrzymania ale zaspokajanie tych najbardziej naglących potrzeb. Nie zastąpimy MOPS, z którym zresztą bardzo dobrze nam się współpracuje.
- Czy wasza praca w okresie przedświątecznym różni się w jakiś sposób od tego co robicie na co dzień?
- Dodatkowo robimy zbiórki w sklepach. Teraz zebraliśmy 700 kilogramów żywności. Zrobiliśmy z tego ponad 200 paczek, które rozdajemy wielodzietnym rodzinom, które skierowuje do nas MOPS. Przed świętami gwałtownie wzrasta liczba osób, które się do nas zgłaszają o pomoc. Ludzie na co dzień mniej odczuwają własną biedę niż w czasie świąt. Wtedy przychodzą tez ci, którzy niechętnie proszą o wsparci e. Często zdarza się, że sami docieramy do osób potrzebujących. Bywa, że ktos znajomy albo sąsiad prosi byśmy się kimś zaopiekowali.
- Jak wielu wolontariuszy z Wami pracuje? We dwójkę niewiele moglibyście zrobić.
- To prawda. Tak na co dzień jest to stała ekipa siedmiu osób, którzy codziennie od godziny 7 do `13 są tutaj na miejscu. Do tego bardzo dużo młodzieży. Tylko w tym roku przeszkoliliśmy ponad 70-ciu wolontariuszy. Wszystkim chcielibyśmy serdecznie podziękować.
Napisz komentarz
Komentarze