Faktycznie, kiedy przejrzymy profile Facebookowe niektórych tomaszowskich szkół, możemy mieć wrażenie, że ich głównym zadaniem jest organizowanie imprez ku uciesze polityków. Setki zdjęć, a na nich znane, wciąż te same twarze. W nauczycielach, którzy zmuszani są, by w nich uczestniczyć często burzy się krew. Chcą pracować i uczyć. Takie przecież jest zadanie. Przyszli do pracy z konkretną misją a zrobiono z nich "kaowców". Ci właśnie nauczyciele, których mam okazję spotykać, którzy często zatrzymują mnie na ulicy, by ze mną chwilę porozmawiać często zadają to samo pytanie: czy my w tym Starostwie nie mamy co robić?
No właśnie: jacy My? Co ja mam wspólnego z tym czy innym urzędnikiem lub urzędniczką, który upodobał sobie to, by... bywać? Bo lubi na przykład, by za każdym razem go przedstawiano, bo ma okazję wsłuchiwać się w odgłos, jaki wydają udarzające o siebie spocone dłonie? Ja mam co robić! Tyram, jak koń w okolicach Morskiego Oka, nie mam czasu, by wyjść z kolegami na piwo, więc czemu ktoś ma mnie obciążać odpowiedzialnością za to, że ten czy inny "leser" zamiast pracować fruwa z miejsca na miejsce?
Coż, gdy się jednak głębiej zastanowić, to jednak Ci ludzie mają racją, bo mają prawo oczekiwać od każdego radnego reakcji na patologię, bo to właśnie w ich imieniu nasze mandaty sprawujemy. Gdy przyglądamy się pracy tych tak zwanych "bywalców" okazuje się, że jej efekty wypadają blado. Co gorsza, wiele tych imprez jest wręcz inspirowanych przez urzędników starostwa. Tak przynajmniej twierdzą nauczyciele.
Polecamy: Prawym okiem: zbliża się bunt mrówek
Oczywiście nauczyciele (w większości) nie mają w sobie na tyle odwagi, by otwarcie się postawić i zaprotestować. Łatwo ich bowiem szykanować, pomijać przy nagrodach i stosować formy mniej lub bardzoej bezpośredniego mobbingu. Co mają zrobić, jeśli dyrekcja za wszelką cenę chce przypodobać się urzędnikom, którzy na co dzień powinni kontrolować jej działalność zarówno od strony dydaktycznej, jak i administracyjno - organizacyjnej? Spuszczają głowy i robią, co im się każe. Szykują kolejny event, pozyskują sponsorów i zaprzęgają do roboty dzieciaki.
No właśnie... dzieciaki. Wszak to dla nich są te szkoły.... A tu okazuje się, że jednak są osoby od nich ważniejsze. Słyszmy często, że młodzież jest zła. Mówi się, że nowe pokolenie jest zwyczajnie głupie. Podkreśla się problemy z czytaniem, rozumieniem, brakiem umiętności pracy w grupie, niską przedsiębiorczością, niechęcią do nauki i osobistego rozwoju. Do tego dochodzą problemy natury emocjonalnej. Ktoś się dziwi? Skoro zamiast je rozwiązywać biegają z krzesełkami do sali gimnastycznej i z powrotem. Młodzież nie jest ani mądrzejsza ani głupsza niż była kiedyś, to My nie pokazujemy jej właściwej drogi.
Może więc pora, by każdy zajął się tym, co do niego należy. Dzieciaki nauką, nauczyciele nauczaniem, a cała reszta niech sobie robi co chce... byle na własny rachunek lub w firmie u szwagra...
Napisz komentarz
Komentarze