Teraz kilka historii z ostatnich dni, w jakich uczestniczyłem. Pierwsza dotyczy starszej, ponad 70 letniej, kobiety. Trafiła do szpitala z okropną raną nogi. Do katastrofalnego stanu doprowadziła ją zajmująca się pacjentką pielęgniarka z jednego z POZ-ów (dla mnie temat do prokuratury i opisze fgo osobno). Pobiegłem do szpitala na prośbę rodziny. Jak zobaczyłem ranę, zwyczajnie zachciało mi się płakać. Widziałem już różne rzeczy, ale najczęściej na zdjęciach przysyłanych przez czytelników. Jeden z lekarzy wydał szybką diagnozę. Nogę trzeba uciąć. Zaczęła się prawdziwa rozpacz. Nie zrobiono wszystkich badań, nie sprawdzono ukrwienia, bo po co? Ucięcie nogi to najprostszy i najszybszy zabieg. Wyobraźcie sobie starszą kobietę, której bez żadnej rozmowy wcześniejszej, bez żadnego przygotowania, w sposób obcesowy podsuwa się do podpisania druk wyrażający zgodę na amputację. Można się załamać? No można. Doktor jeszcze radośnie informuje, że "pojeżdzi sobie pani na wózku".
Na szczęście doktor Maciej Amsolik się nieco zbuntował i postanowił ranę oczyścić. Nogę starszej pani udało się uratować. Obecnie się goi. Można? Znowu odpowiem: można. Panie doktorze, publicznie i serdecznie Panu dziękuję w imieniu Pani Janeczki i jej rodziny. Pacjentkę na dalsze leczenie wysłano do Kutna (tu pomógł pan Prezes Chudzik i Piotrek Kagankiewicz - również dziękuję obu Panom). Nie wiem natomiast jak pielęgniarki z chirurgii przygotowywały transport pacjentki, ale faktem jest, że ponoć trafiła do drugiego szpitala bez żadnej dokumentacji medycznej. Lekarze z Kutna skomentowali to w odpowiedni sposób (który pozostawiam Waszej wyobraźni).
Trzy dni temu na SOR trafia kolejna starsza kobieta. Znowu jadę. Potężne bóle brzucha. Diagnoza mówi o woreczku żółciowym. Doktor uspokaja, pacjentka trafia na chirurgię. W nocy telefonuje z płaczem do wnuczki. O 1 w nocy wnuczka jedzie do szpitala, by tam zostać "obsztorcowaną" przez zaspaną pielęgniarkę. Będący na dyżurze lekarz (prawdowpodobnie ten sam, ktory chiał obcinac nogę) stwierdza, że "babcia histeryzuje".
Rano rozmawiam z ordynatorem. Pacjentce wykonano gastroskopie oraz USG. Wszyscy w sumie wiedzą, że przy gazach w jelitach, wyniki USG można sobie wsadzić (mówiąc kolokwialnie) w buty. Podobno od strony chirurgicznej nie ma jednak żadnych problemów. Konieczna okazała się konsultacja kardiologiczna. Pacjentka trafia na internę, Doktor Słomka stwierdza, że kardiologicznie problemów nie widzi, bo czemu ma widzieć, skoro kobieta uskarża się na bóle brzucha. Dochodzi jednak do krwotoku (możecie zobaczyć na zdjęciu). Zaczyna się panika. Pacjentka nie mająca problemów chirurgicznych trafia na stół operacyjny i... wycinane ma prawie 2 metry jelita cienkiego, ze względu na martwicę, wynikającą z niedokrwienia. SZOK! Nie wiem czy większy u lekarzy, czy u rodziny starszej pani. Doktor Amsolik znowu na posterunku. jak sam twierdzi jeszcze godzina i... pacjentki by nie było już wśród żywych. Doktor jak zwykle się postarał ale zaraz do niego wrócę...
W naszym szpitalu nie ma sali "pooperacyjnej", gdzie pacjenci mogliby pod stałym nadzorem dochodzić do siebie. Więc tego nadzoru nie ma w ogóle. Zoperowaną kobietę na ogólnej sali podłączono do kardiomonitora. Wydaje się jednak, że ktoś nie za bardzo fachowo to zrobił. Poniżej film ze wskazań urządzenia. Puls na poziomie 200 i nikt nie reaguje. Pulsoksymetr nie założony. Na sali działa tylko jeden przycisk przywołujący pomoc w razie potrzeby. Co robią pielęgniarki z chirurgii? Ich ulubionym miejscem pobytu jest pokój socjalny. Słowo. Dzisiaj byłem tam kilka razy i za każdym odbywała się tam nasiadówka. Pielęgniarki z chirurgii robia jeszcze coś innego, ale o tym też za chwilę.
Teraz kilka słów o wspomnianym doktorze. Niezwykle uprzejmy i miły mężczyzna. Tyle, że... ja go w szpitalu widzę... zawsze. Kiedy ten człowiek wypoczywa? Przysięgam, że jest mi go naprawdę szkoda, ale martwię się też trochę o pacjentów, bo przy zmęczeniu o błąd nietrudno. Za to chyba błędem rzeczywistym jest, że ordynator oddziału obecny jest na nim tylko dwa dni w tygodniu, więc trudno tu mówić o jakimkowiek zarządzaniu pionowym. Przed kim mają czuć respekt pielęgniarki, które zresztą o lekarzach z oddziału wypowiadają się niepochlebnie nawet w obecności pacjentów?
Co robią one same, kiedy nie piją kawy i nie papusiają cisteczek w pomieszczeniu socjalnym? Niektóre z nich zajmują się procederem porównywalnym do opisywanego przez Patorę procederu łódzkich "łowców skór". Myślicie, że żartuję? Wcale nie. Wiecie ile kosztuje pacjent z wyłonioną stomią? Z tego, co twierdzą niektórzy dystrybutorzy za pacjenta płaci się ok 200 zł. Policzcie więc. Skoro zaopatrzenie takiej osoby w środki hignieniczne, worki itd. kosztuje kilkaset złotych, a marża to 8 do 10 procent, to więcej kosztuje łapówka niż wynosi zysk na sprzedaży. Czy to oznacza, że dystrybutor prowadzi działalność charytatywną i dopłaca do biznesu? Nie! To znaczy, że robi oszczędności kosztem pacjenta, a więc zwyczajnie go okrada. Ci ludzie często trafiają później do nas z paprzącymi się zaognionymi ranami. Pomoc ze strony szpitala żadna. Bierzemy ją na siebie, Zdarza się, że pomagamy nawet pacjentom, których nie zaopatrujemy, bo nam jest ich zwyczajnie, biednych ludzi szkoda. A jedna moja znajoma jeździ do tych ludzi.... za darmo... bo po prostu taka jest i uważa, że takie ma powołanie zawodowe.
Dzisiaj po południu starszą panią z wyciętym jelitem zabrano na "erkę" na oddziale internistycznym. Wreszcie ktoś zapewni jej jakąś normalna stałą pooperacyjną opiekę. Wybrałem się więc wieczorem na oddział. Porozmawiałem z lekarzem dyżurującym (odwiedzał pacjentów po 21) .Przy okazji pospacerowałem trochę po korytarzu i.... przypomniały mi się skargi na to, że na neurologii ludzie wieczorami jęczą z bólu i nikt sie nimi nie zajmuje. Zajrzałem więc i na ten oddział. Radosna pani doktor, jak mnie zobaczyła, zaczęła wypytywać co ja tam robię. No cóż... zna mnie i wie kim jestem, więc grzecznie odpowiadam, że spaceruję. Na co zostałem postraszony, że pani wezwie ochronę. Czemu nie od razu CIA? Cóż, ja na jej miejscu wezwałbym raczej psychiatrę, bo ewidentnie pani potrzebuje pomocy dobrego specjalisty.
Minie za chwilę rok kadencji. Staramy się pomagać szpitalowi na ile się da. Dzięki mojej interwencji są już pierwsze nowe łóżka na oddziale rehabiilitacyjnym, a za tydzień dojadą pozostałe. Kupiliśmy karetki. Rozstrzygnięto też przetarg na ramię do endoskopii. Być może w przyszłym roku uda się wyremontować jeden z oddziałów i to w sposób kompleksowy. Tylko czasem zastanawiam się: po co?
Od blisko roku oczekuję na naprawdę poważną rozmowę na temat szpitala, jego potrzeb, ale też naszych oczekiwań i wymagań. Zapraszam do niej osoby zainteresowane, a więc władze samorządowe, ale też ordynatorów poszczególnych oddziałów. Bez podszeptywaczy, mniejszych i większych cwaniaczków ale z ludźmi, którym nie tylko zależy na budynku i sprzęcie, ale przede wszystkim na ludziach w tym miejscu leczonych. Proszę też o wsparcie innych radnych.
PS
Zachęcam Was do kontaktu ze mną. Opisujcie swoje przypadki. Chciałbym doprowadzić do powołania w naszym mieście prawdziwego rzecznika pacjentów. Chciałbym, aby był to ktoś, kto nie będzie związany z żadną medyczną korporacją zawodową.
Napisz komentarz
Komentarze