W Tomaszowie trudno zrobić cokolwiek, by ktoś inny nie próbował tego niszczyć. Przykłady opisywałem osobiście na portalu dziesiątki, jeśli nie setki razy. Demolowane ławki, nowiutkie kosze na śmieci topione w Niebieskich Źródłach, wysmarowana odchodami ściana przy Miejskim Centrum Kultury na zrewitalizowanym Placu Kościuszki. Urzędnicy magistraccy mogliby opowiadać zapewne godzinami o tym co musza naprawiać i sprzątać.
Od kilku tygodni sam prowadzę małe prace budowlane. Póki co murarze wykonali fundamenty, zalali tzw. chudziak, no i docieplili styropianem część budynku, znajdującą się w ziemi. Oczywiście styropian wystawał ponad stan zero po to, by łączył się z tym, który stanowił będzie elewację budynku. Zapewne jego różowy kolor zwiódł na pokuszenie okoliczną smarkaterię. W sobotę rano zastaliśmy część połamaną i powyrywaną. W sobotę wieczorem młodociana patologia kontynuowała dewastację.
Czterech kilkunastoletnich smarkaczy wesoło dokonywało aktu zniszczenia, wyżywając się na styropianie, który przecież niczym im nie zawinił. Jednego udało mi się zatrzymać. Pytam ile ma lat, gdzie chodzi do szkoły. Okazało się, że do katolickiego gimnazjum przy ulicy Warszawskiej. Cóż, szkołą uczy i wychowuje. Jak widać jednak chyba nie najlepiej.
Oczywiście chłopak niewinny. On nic nie niszczył tylko koledzy, którym udało się uciec. OK, powiesz to policjantom. Wezwałem więc dzielnych rycerzy w srebrnym radiowozie. Przyjechali stosunkowo szybko, to trzeba przyznać. No i podjęli tzw. czynności. W międzyczasie zjawili się rodzice chłopaka. Wyjaśniłem o co chodzi. Panowie policjanci zaczęli spisywać dane. W końcu jeden z nich pyta mnie o numer telefonu.
No i zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Po jaką cholerę mu mój numer telefonu. W młodych chłopcach nie gustuję a wezwanie na przesłuchanie czy w jakiejś innej sprawie nie tylko można ale należy przysłać mi pocztą. Ludzi, których dziecko zatrzymałem nie znam i nie wiem, czy znając mój numer telefonu nie będą do mnie wydzwaniać złośliwie w środku nocy albo wysyłać sms-ów z pogróżkami. Dane adresowe są moim zdaniem wystarczające w takim przypadku.
Stwierdziłem więc, że telefonu nie posiadam, po czym wyjąłem go ostentacyjnie z kieszeni. - Czyli telefon jednak się znalazł - stwierdził policjant i zaczął mi grozić konsekwencjami z art. 55 Kodeksu Wykroczeń. Nieźle poruszam się w przepisach prawnych ale takiego akurat nie znam. Zapisałem więc sobie domniemane naruszenie przeze mnie prawa, by sprawdzić w domu czego ono dotyczy. no i sprawdziłem. Przepis mówi o kąpieli w miejscu niedozwolonym. Przyznam, że czytając KW kompletnie zgłupiałem, bo nie mogłem sobie przypomnieć tej radosnej chwili zanurzania się w wodzie. Na Słowackiego żadna rzeka nie płynie a i fontanna najbliższa dopiero przy Pl. Kościuszki się znajduje.
Znajoma prawniczka zwróciła mi dopiero uwagę, że policjant najwyraźniej się pomylił i musiało mu chodzić o art. 65. Problem jednak w tym, że i on nijak ma się do odmowy podania przeze mnie numeru telefonu.
Dalej było równie ciekawie. Policjant wyciągnął własny telefon i sprawdził w Google, że zniszczenie mienia ścigane jest z oskarżenia prywatnego. Podziękowałem w tym momencie Panu Bogu za smartfony, bo chłopaczyna kompletnie nie wiedziałby co ma ze sobą uczynić. Ze sobą jak ze sobą ale gorzej, że ze mną, bo uświadomiłem sobie, że przecież mogłem wylądować na dołku jako wróg publiczny numer jeden z zarzutem kąpieli a może i jeszcze publicznego obnażania się.
W czasie spisywania danych personalnych policjant postanowił jednak przedstawić stronom faktyczny stan prawny z jakim jego ocenie mamy do czynienia. Google już potrzebne nie były, wystarczyła chyba zawodowa praktyka. Dzięki uprzejmości funkcjonariusza chłopak i jego rodzice dowiedzieli się, że przejmować niczym się nie muszą, bo przecież jest słowo przeciwko słowu a poza mną nikt inny niszczenia nie widział, więc sprawa i tak zostanie umorzona. Nic tylko pogratulować.
Dzieckiem nie jestem i z Policją /nie tylko tomaszowską/ miałem niejednokrotnie do czynienia. Podobne sprawy kończą się faktycznie najczęściej umorzeniami. Kiedyś facet na moich oczach porysował mi kluczem samochód i oczywiście żadnych konsekwencji z tego tytułu nie poniósł. On też z góry wiedział, że pozostanie bezkarny.
W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak oświadczyć, że nie wnoszę o ściganie wandali. To zwyczajnie zmarnowany czas. Tak jak marnowane są pieniądze na wynagrodzenie niektórych policjantów
Napisz komentarz
Komentarze