TIR-y na osiedlowych uliczkach nie są tylko naszym problemem. Ciężarówki rozjeżdżają wiele osiedli. Można sprawę tę rozwiązać w sposób systemowy. Prawie dwa lata temu próbowałem to zrobić, składając wniosek o ustawienie znaków "Strefa zamieszkania" czyli D-40. Zgodnie z przepisami w strefie tej poza ograniczeniem prędkości do 20 km/h wolno parkować jedynie w miejscach do tego wyznaczonych. Ponadto progi zwalniające nie muszą być oznaczone znakami pionowymi, a opuszczając strefę zamieszkania, należy ustąpić pierwszeństwa wszystkim uczestnikom ruchu drogowego. Warto przy tym podkreślić, że na osiedlu nie ma chodników dla pieszych, a po ulicach często spacerują mieszkańcy, a dzieci jeżdżą na rowerach, rolkach i hulajnogach. Stworzenie strefy jest więc jak najbardziej uzasadnione i właściwie nie powinno nikomu (poza właścicielem ciężarówek) przeszkadzać, bo mieszkańcy osiedla swoje auta trzymają na podwórkach lub w garażach.
Wniosek trafił pod obrady Komisji Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (wcześniej rozmawiał na ten temat osobiście z wójtem Szmiglem) i uzyskał pozytywną opinię. Nic więc nie stało na przeszkodzie, by postawić dwa znaki i mieć problem z głowy. Niestety urzędniczka z Urzędu Gminy, do której pismo trafiło uznała, że wniosek jest bezzasadny i przygotowała odpowiedź odmowną. Motywowała ją tym, że gmina musiałaby na tym terenie wyznaczyć miejsca parkingowe, a nie ma do tego odpowiednich miejsc. Brawo! Pani wykazała się szczytem niekompetencji. Nie pierwszy zresztą i nie ostatni raz. Dlaczego? Otóż dlatego, że takiego obowiązku zgodnie z polskim prawem... nie ma.
W ten sposób wójt Franciszek Szmigiel oraz jego urzędnicy postanowili pomóc "przedsiębiorcy", któremu zasady współżycia społecznego są całkiem obce. Biznesmen ten parkuje więc nadal swoje samochody i nadal przetankowuje olej opałowy, wypłukując przy okazji asfalt. Nie pozostaje nic innego jak za każdym razem wzywać do wykroczenia policję. Tak też zdarza mi się czynić. I co robią policjanci? No właśnie...
W ubiegłym tygodniu zatelefonowałem z prośbą o interwencję. Dyżurny tomaszowskiej Komendy Powiatowej Policji nie mógł zrozumieć jakiego rodzaju wykroczenie popełnia w terenie zabudowanym kierowca 16-metrowego składu ciężarowego, parkując w osiedlowej uliczce. Przez kilka minut wypytywał, o co mi chodzi. Mówił coś o tym, że człowiek ma firmę zarejestrowaną w tym miejscu. Jak zapytałem czy mam w tej sprawie zadzwonić bezpośrednio do komendanta, odpowiedział " a dzwoń sobie pan". Nóż k... ktoś tu pełni do jasnej cholery funkcję służebną. Chyba, że o tym zapomniał przy okazji wizyty u lekarza resortowego.
Kolejne kilka minut zajęło nam przekomarzanie się na inny temat. Dyżurny za wszelką cenę chciał poznać personalia zgłaszającego. Osobiście nie mam z tym problemu i za każdym razem podaję swoje dane (przez co często muszę być świadkiem w Sądzie). Łatwo to sprawdzić, bo mam na swoim "koncie" kilku pijanych kierowców. Pomyślałem jednak, że przecież nie telefonuję z zastrzeżonego numeru, w razie potrzeby można mnie zidentyfikować, do tego jestem osobą publiczną i typem, którego trudno czymkolwiek przestraszyć.
Co jednak w przypadku osób nie mających tyle odwagi, a chciałyby zgłosić przestępstwo albo wykroczenie w sposób anonimowy. Często słyszę (także, gdy omawiamy roczne raporty policyjne w naszej Radzie Powiatu), że zgłosić policji wykroczenie może każdy nie podając swojego nazwiska. Dlaczego więc policjant był w tym konkretnym przypadku tak natarczywy. Czy nie mógł po prostu przyjąć zgłoszenia i wysłać patrol we wskazane miejsce?
Zgłoszenie w końcu zostało przyjęte i patrol przyjechał. I co zrobili Policjanci. Otóż, jak się dowiedziałem od osoby zastępującej tego dnia rzecznika prasowego KPP, ukarali kierowcę... pouczeniem. Zawodowego kierowcę, który wykroczenie popełnia z pełną świadomością i premedytacją (bo to nie pierwszy raz, kiedy policja tu interweniuje). Pouczenie poskutkowało, bo kierowca odpiął ciągnik od naczepy i postawił go w odległości jednego metra od niej. Brawo! Jeszcze raz Brawo! To się nazywa szybkie i skuteczne rozwiązanie problemu.
Kończąc wrócę jeszcze do władz gminy i postawy wójta. Otóż drogi i ulice stanowią majątek wspólnoty samorządowej. Obowiązkiem funkcjonariusza publicznego jest dbałość o jego właściwy stan i o to, by nie dochodziło do dewastacji. Nie wystarczy drogę zrobić i przeciąć wstęgę na jej oficjalnym otwarciu, Trzeba jeszcze o majątek wspólnoty dbać także na co dzień. Czy tak jest w tym przypadku? Śmiem w to wątpić.
Napisz komentarz
Komentarze