Często do tak przeze mnie określonych zdarzeń dochodzi „bo komuś coś się należy” jak przysłowiowemu „psu kość”. Wielokrotnie byłam świadkiem, gdy pan nazwał dziewczynę "wredną suką", bo jak tylko go zauważyła, szybko się podniosła, by zwolnić miejsce. Zaczęła się kłótnia. Innym razem mój znajomy, który ma wadę kręgosłupa, wracał do domu. Miał ze sobą ciężką torbę. Usiadł, a wtedy starsza kobieta upomniała go, że powinien zapytać ją, czy może ona nie chce usiąść. Grzecznie odpowiedział, zgodnie z prawdą, że bardzo bolą go plecy, ponieważ jest chory, weźmie trzy oddechy i zwolni jej miejsce. Nie spotkał się ze zrozumieniem. Miał natomiast okazję, by dowiedzieć się najstraszniejszych "faktów" na temat swojej mamy, w ogóle całej rodziny, wychowania i tego, jak strasznym jest człowiekiem.
To o tyle przykre, że gdy rozmawiam ze znajomymi to każdy, ale to każdy co do zasady chce pomóc, ale też każdy, kto przeżył podobną nieprzyjemną historię osobiście zastanawia się skąd w ludziach tyle złości. Często są to niestety osoby w podeszłym wieku, lekko niepełnosprawne, które oczekują, że ulubione, wymarzone miejsce będzie czekać, że wszyscy będą się zachowywać zgodnie z ich oczekiwaniami, że ze względu na wiek, pozycję, pełnioną funkcję, bycie klientem, swoją wyimaginowaną ułomność czy gorsze samopoczucie wszystko im się należy – przynajmniej takie mam wrażenie. Czyżby nie można było grzeczniej?
Wielu z nas widzi na co dzień sytuacje w przychodniach lekarskich, kiedy to wszyscy czekamy na pomoc, jedni bardziej chorzy, inni mniej, wielu tylko po wypisanie recepty, czy konsultacje. Widziałam wiele takich sytuacji, kiedy to wręcz dochodzi do wymuszeń. Mam umówioną wizytę na określoną godzinę, a ustępuję miejsca osobie, która czeka na lekarza od dwóch godzin przed jego przyjściem i przecież to ona była pierwszą w kolejce…
Obserwowałam krzyki w supermarketach na niczemu nie winne kasjerki, bo trzeba poczekać do kasy chwilę dłużej, wrzaski na urzędników, którzy nie mogą pomóc, albo nie chcą zrobić tego czego oczekuje klient. Kiedyś z moim tatą, pacjentem onkologicznym, na wózku wysłuchałam sterty epitetów od dwóch starszych pań, które nie mogły chwili poczekać, aż odblokuję wejście bo się zaklinował szpitalny, kiepski wózek a na zewnątrz był mróz i musiały poczekać, aż uprzejmy pan pomoże mi się wydostać z potrzasku. Mój tata, naprawdę twardy gość miał wtedy łzy w oczach. Ja uodporniona w pracy zawodowej wszelakimi „wymuszeniami” nie zareagowałam, ale pan, który nam pomógł nie wytrzymał…
Wielu chorób czy dolegliwości nie widać, inne chcemy ukryć. To, że ktoś nie ustąpił miejsca, nie pomógł, nie musi oznaczać, że jest niewychowanym chamem, burakiem i bezczelnym prostakiem. Siedzący młody chłopak nie usłyszał jedynie kilku epitetów. Pamiętam jak czytałam, że grzecznie wysłuchał monologu starszej pani, a później założył kurtkę, która do tej pory leżała w miejscu nogi. Miejscu, w którym jednak nogi nie było. Wstał i powiedział: "Proszę usiąść". Żadne więcej słowo nie padło. Ani z ust wyraźnie zawstydzonego chłopaka, ani starszej pani ani nikogo kto był świadkiem tej sytuacji. Oczywiście, kobieta "mogła nie wiedzieć", ale na pewno mogła zachować się inaczej. Chociażby nie używać rynsztokowego języka, by przekazać światu, że jest zmęczona i chciałaby usiąść.
W mojej urzędniczej pracy zawodowej obserwuję codziennie wiele podobnych sytuacji, ale niestety coraz częściej nie jestem w stanie wykazać się empatią, choć mam jej w sobie spore pokłady. Nikt z „petentów” nie zastanawia się czy jestem chora, zdrowa, jaki miałam dzień, mam być uprzejma, współczująca, rozwiązująca problemy prywatne, mam być lekiem na zapomniane okulary, poprawiać samopoczucie, współodczuwać ból. Są jednak pewne sytuacje kiedy trzeba mówić nie, bez względu na to co się stanie. Czy to będzie oznaczać, że brak mi wrażliwości, kompetencji, albo może to wypalenie zawodowe lub zwyczajna nieuprzejmość, często się zastanawiam?
Jednak wiem na pewno, że na pewne zachowania pomimo wydawać by się mogło mojej „grubej skóry” nie ma mojego przyzwolenia. Roszczeniowcy… W sporym uproszczeniu człowiek roszczeniowy sądzi, że mu się należy, ale zapytany z jakiego tytułu, nie jest w stanie udzielić obiektywnego wyjaśnienia. Z przykrością stwierdzam , że odpowiedź „ no bo tak” nierzadko przystrojona w emocjonalne epitety, ideologiczne frazesy, populizm zrzucające odpowiedzialność za cokolwiek co jest przedmiotem roszczenia na państwo, organizacje, społeczeństwo, rodziców, szefa, przypadkowe osoby pojawia się najczęściej.
„Roszczeniowcy” bo tak ich od pewnego czasu nazywam bardzo rzadko zdają sobie sprawę ze swojej przypadłości, co więcej to na dodatek współczesna polska kultura, której zadaniem jest temperowanie zachowań aspołecznych, nie zawsze spełnia swoą rolę. Jakże bowiem często sami, dla świętego spokoju dajemy sobą poniewierać.
Kiedy powiedzieć „STOP”? Jeden z tomaszowskich urzędników wezwał ostatnio policję do awanturującego się interesanta. Agresywny pan dostał spory mandat i pomimo tego nie dał za wygraną. Poszedł się poskarżyć przełożonemu urzędnika, którego obarczył odpowiedzialnością za „wszelakie zło świata tego”, ubliżając mu bez opamiętania w tłumie osób. Publiczne czy mniej publiczne obelgi, nieprawdziwe osądy, pieniactwo, hejt, nienawiść bez powodu. Jak zatem reagować? Skoro z jakiegoś powodu w powszechnym mniemaniu współczesnej “inteligencji” postawa roszczeniowa ma niby czynić nas lepszymi ludźmi.
Mówi się, że „ryba się psuje od głowy” Jako świadek, bądź uczestnik wielu podobnych zachowań osób starszych, na wyższych stanowiskach, czy niepełnosprawnych sądzę, że współczesna młodzież, dzieci powinni czerpać przykład ze starszych, mądrzejszych bardziej doświadczonych życiowo, ale gdzie mają takich wzorców mają szukać?
Asertywność, roszczeniowość, pieniactwo, hejt, nienawiść, egoizm postawy takie, często pochwalane społecznie, akceptowane w mediach, mediach społecznościowych, w życiu codziennym są przez nasze wspólne przyzwolenie rozwijane codziennie. Na krzyk, roszczeniowość, hejt, akty agresji słownej dla tzw. świętego spokoju często nie reagujemy. A może trzeba i warto?
Człowieczeństwo. Jakich wniosków się spodziewacie? Jakie płyną wnioski z tych historii? Ustępować – oczywiście bo są tacy, którzy z różnych czasem nie widzianych gołym okiem powodów muszą usiąść. Pytać, prosić i jeszcze raz prosić – jeżeli ktoś nas nie widzi, a my czujemy, że usiąść musimy. I koniecznie na zawsze zapamiętać – nic nam się nie należy. Często uprzejmością, wyrozumiałością, szacunkiem, zrozumieniem dla drugiego człowieka, edukacją można osiągnąć znacznie więcej niż bezcelowymi wrzaskami. Ale co robić kiedy to nie przynosi skutku… Agresja przecież nie musi rodzić agresji, ale tego to rodzice powinni uczyć już dwulatków, szkoła uczniów, studia studentów, pracodawca pracownika, kościół wierzących, media czytelników itd. Na naukę podobno nigdy nie jest za póżno.
Napisz komentarz
Komentarze