NT. Mówiliście o skomplikowanej logistyce Waszej wyprawy i paczkach, które pomagały Wam przetrwać, ale przecież trudno jest nie robić sklepowych zakupów przez blisko rok
Krzysztof: Odległości między sklepami w miejscu, w którym byliśmy, to czasem nawet 100 kilometrów. Nie jest jak u nas, że wszystko jest blisko i narzekamy, że najbliższy sklep jest zamknięty i musimy jechać 5 kilometrów do sąsiedniej wioski. Dlatego mieszkańcy są przygotowani. Mają w domach nawet po cztery lodówki. Żyją tym, co wcześniej zgromadzą. To zupełnie inny świat.
Klaudia: Kiedyś zatrzymaliśmy się przed jednym domem i poprosiliśmy o wodę. Zapytaliśmy o sklep. Pan powiedział nam, że jest gdzieś tam bardzo daleko. Zapytał co chcemy kupić. Odpowiedzieliśmy, że kiełbasę /chociaż te kiełbasy wyglądają zupełnie inaczej niż u nas/. Pan wszedł do domu, po czym wyszedł do nas w ciapciach i przyniósł nam kiełbasę. Nic w zamian nie chciał. Wiedział, że jak nasz organizm daje nam sygnał, że chcemy tej kiełbasy, to znaczy, że jej naprawdę potrzebujemy, że czegoś nam brakuje. Nie dyskutował z nami, tylko chciał nam pomóc. Mają taką zasadę, która mówi, że skoro żyją w środku lasu i spotkają w tym lesie podróżnika, to wiedzą, że on potrzebuje pomocy. Tę zasadę wiele osób nam podkreślało. Muszę pomóc, bo kiedyś sam mogę oczekiwać pomocy. Nie zamyka się przed nikim drzwi.
Krzysztof: Mieliśmy też w Finlandii kilka razy problem z przyczepą. Musieliśmy na przykład pospawać ramę. Był jeden dzień, kiedy byliśmy na totalnym pustkowiu. Nie było nikogo, tylko ścieżka skuterowa. Akurat tak się złożyło, że przejeżdżał obok nas człowiek, jadący skuterem do stacji benzynowej, która była 20 kilometrów dalej. Zapytał, czy nam nie pomóc. Powiedzieliśmy, że potrzebujemy spawarki. Człowiek pojechał zatankować. Wrócił do domu i przyjechał po nas samochodem razem ze spawarką. Żeby nam pomóc przejechał ponad 100 kilometrów.
NT. Kiedyś w Polsce ludzie tak samo sobie pomagali. Dzisiaj typowy obraz Polaka, to ktoś wpatrzony w smartfona nie ludzi
Klaudia: To prawda. W Finlandii czuliśmy się jak u siebie.
Krzysztof: Powiem inaczej, to jest nasza Polska sprzed 20-30 lat.
Klaudia: W moim dzieciństwie tak to właśnie wyglądało.
Krzysztof: Zabawnie było na Łotwie. Tam wyłapały nas media i staliśmy się gwiazdami. Szukali nas, robili zdjęcia i machali do nas z okien. Czuliśmy się jak bohaterowie narodowi.
NT. Tym bardziej, że do przyczepki cały czas macie umocowaną polską flagę.
Krzysztof: O tak. Mieliśmy flagi umocowane i z tyłu na przyczepce, i z przodu. Te przednie ciągle traciliśmy przez wiatr. Wystarczyła chwila nieuwagi i znikały. W ambasadach prosiliśmy o kolejne. :).
Klaudia: Byli ostrzegani, że jako Polacy nie jesteśmy lubiani. Szczególnie na Litwie. Mieliśmy rzeczywiście takie sytuacje, gdzie tę niechęć odczuliśmy. Nie było to jednak nic bardzo groźnego. Tylko w Rydze próbowano nam ukraść psa, a Krzyśka pobić.
NT. Jak to?
Krzysztof: Klaudia weszła do sklepu. Ja zostałem sam. W pewnym momencie podeszła do mnie grupa mężczyzn, a Kadlook zaczął się za mną chować. To nie jest agresywny pies, ponieważ wykorzystywany jest w dogoterapii. Trudna sytuacja. Nie wyciągnę z kieszeni gazu, bo nie wiem jak oni zareagują, ani też jak potraktowałaby nas Policja. Nie jesteśmy przecież we własnym kraju. Złapałem więc Kadlooka za jądra, on warknął i się przestraszyli. Wtedy wybiegł jakiś Łotysz i ich odgonił. Powiedział, że oni wiedzą kim jesteśmy i że chcą psa. Zagroził, że zadzwoni po Policję, więc uciekli.
Klaudia: Wróciliśmy do polskiej szkoły, w której mieszkaliśmy.
Krzysztof: Mieliśmy taki moment, jak byliśmy w drodzie, że spotkaliśmy człowieka, który chciał nam pomóc. Obejrzał nasz rower i był oburzony tym, w jaki sposób przygotowała nam go w Polsce firma. Wykupił nam trzydniowy pobyt w hotelu. W tym czasie zamówił potrzebne części i naprawił nam nasz sprzęt. Kiedy jesteśmy w drodze, nasz organizm jest w stanie ciągłej walki. W warunkach hotelowych, po jednym dniu pobytu, Klaudia się rozchorowała. Pojawiło się zapalenie oskrzeli. Musieliśmy zostać dłużej.
Klaudia: Pani konsul wzięła mnie do siebie do domu, a Krzysztof nocował w szkole.
NT: Nieco mniej adrenaliny i taki efekt
Krzysztof: Kiedy nocowałem w szkole, następnego dnia rano po zajściu z psem obudziła mnie pani dyrektor szkoły, pytając gdzie jest Kadlook. Pies spał spokojnie w sali. Nie powiedziała mi o co chodzi, ale wyraźnie się uspokoiła. Dopiero od sprzątaczki dowiedzieliśmy się, że w nocy ci sami mężczyźni, którzy chcieli zaatakować mnie, pobili przez pomyłkę kogoś innego. Zostało to zgłoszone Policji i z Rygi zostaliśmy wywiezieni w policyjnej eskorcie. Ogólnie bardzo ciekawy kraj z widocznymi wpływami naszych wschodnich sąsiadów. Było sporo pozytywów, ale i negatywów, gdzie np. jakaś pani krzyczała do nas: wracajcie do tej swojej Polski. my was tu nie chcemy.
NT. O co Was ludzie najczęściej pytają. 10 miesięcy w podróży. 8 tysięcy przejechanych kilometrów. Setki spotkanych na drodze ludzi.
Krzysztof: Najczęściej pytają nas czy w czasie naszej podróży się kłóciliśmy. Oczywiście, że mieliśmy różne chwile. To zależało od dnia, wysiłku, zmęczenia. Nawet żołnierze, którzy ze sobą długo przebywają, miewają konflikty. Jest masa czynników, które potrafią dwoje ludzi w danym momencie poróżnić. To jest normalne.
NT. Nie macie ochoty teraz od siebie odpocząć?
Krzysztof: Nad czym się zastanawiasz: /śmiech/
Klaudia: /śmiech/ Właściwie to nie. Nie czujemy takiej potrzeby. Oczywiście, że się kłóciliśmy. Czasem były to dosyć ostre sprzeczki. Ale przy okazji nauczyliśmy się kłócić.
NT. Pies Was łączył i jeden rower /śmiech/
Klaudia: /śmiech/ To prawda. Pies i tandem, bo nie było możliwości się rozdzielić.
Krzysztof: Nie było aż tak tragicznie. Nauczyliśmy się żyć ze sobą i obok siebie. To, co myśmy przeżyli i jak to naprawdę było, to my tylko wiemy. Większość podróżników ukrywa dwie rzeczy. będę to zawsze podkreślał. Tak naprawdę to nie my tylko podróżujemy. Z nami podróżują wszyscy ci, którzy podróżować nie mogą, a którzy nas wspierają. To osoby, które razem z nami to wszystko przeżywają i dołączają do nas na różnych etapach podróży. Wiele osób po powrocie mówi: dokonałem tego. To jednak tak nie jest. My wjechaliśmy na Norkapp, przeżyliśmy ciężką zimę w Finlandii dzięki naszym umiejętnościom i wiedzy, ale przede wszystkim dzięki ludziom, którzy pojawili się na naszej trasie, którzy wypełnili nasze serca i z którymi wracamy do domu.
NT. A druga z tych rzeczy skrzętnie skrywanych?
Krzysztof: To jest granica ludzkich relacji. Dowiadujemy się kto jest naszym przyjacielem i jakich w ogóle ma się przyjaciół. Zaczynamy dostrzegać ludzką naturę zarówno z tej pozytywnej, jak i negatywnej strony. Są osoby, które innym ludziom nie wiadomo czego zazdroszczą, próbują psuć, stawiać bariery i wykorzystywać czyjąś nieobecność. Większość podróżników, których spotkaliśmy miało takie same przeżycia. Nikt o nich nie mówi.
NT. Ciemna strona ludzkich zachowań
Krzysztof: Wolimy koncentrować się na pozytywach. Na tym, że podróży nie odbywają sami. Kiedy wjechaliśmy na Nordkapp ludzie mówili, że jesteśmy pierwsi, klaskali nam, pozwolili nam spać w tym miejscu, mimo, że nie wolno nikomu tego robić. Spaliśmy przy wejściu i przez krótki czas byliśmy atrakcją turystyczną.
Klaudia: Spędziliśmy tam trzy dni, więc przewodnicy, którzy przyjeżdżali autokarami kilka razy dziennie wiedzieli o nas i przypuszczam, że mówili o naszej wyprawie turystom, bo przychodzili do nas się przywitać i zrobić zdjęcie. Powiesiliśmy w końcu flagę, by lepiej nas było widać. Polacy, którzy przyjeżdżali z tymi wycieczkami, byli z nas dumni.
Krzysztof: Nawet spotkaliśmy pewnego pana z Polski, który obserwował nasz blog i przyjechał na Nordkapp, ponieważ obliczył sobie, kiedy my tam będziemy. To było niesamowite.
NT. Jak Was słucham, to wydaje mi się, że wy nie skończycie na tej jednej podróży
Klaudia i Krzysztof: Nie. Na pewno nie.
Klaudia: Czekamy na kolejną zimę. W połowie czerwca, w warunkach wciąż zimowych wjechaliśmy na Nordkapp, ale jak zjeżdżaliśmy było już bez śniegu. Można było wjechać w każdy las, nie było zasp. To było takie przyjemne. Jak wjechaliśmy do Polski, to była już tylko wycieczka. Co chwila stacje benzynowe, restauracje i sklepy. Nie czujemy już, że jest to jakaś ekstremalna wyprawa. Tak więc, obecnie jesteśmy na wycieczce rowerowej. Czekamy na zimę, bo mamy już kilka propozycji i możliwości. Przede wszystkim Samowie zaprosili nas na spęd reniferów. Tym razem nie jechalibyśmy rowerem. Przyszła też propozycja udziału w sztafecie skautowej. Są w niej zimowe odcinki przez Syberię. Okazuje się, że nie mają chętnych, którzy chcieliby tam się wybrać. Bierzemy więc i to pod uwagę. Jest też jeszcze trzecia propozycja. Nie wiem czy będziemy sobie mogli pozwolić na dwa wyjazdy. Na pewno chcemy wziąć udział w spędzie reniferów.
Polecamy także:
Ona, on i pies - 10 miesięcy na rowerze w ekstremalnych warunkach
Napisz komentarz
Komentarze