Przyzwyczajenie? Ślepa miłość? Dwoje dzieci na utrzymaniu? Sfera ekonomiczna? Wstyd przed rodziną, sąsiadami? Skłonności masochistyczne? Cierpiętnictwo?
Nigdy nie poznam prawdy, i nie chcę jej poznać, nie chcę ran rozdrapywać, choć dzisiaj mogę jednoznacznie, jednomyślnie wszystkim wyznać, że jej zawdzięczam swoje życie i zdrowienie poprzez wychodzeniu z alkoholizmu. Nie jestem w stanie wyrazić w słowach mojej wdzięczności za utrzymanie naszego związku. Jedynie co mogę uczynić, by zrekompensować dawne cierpienia moich bliskich, rodziny, znajomych, tym co mnie kochali i kochają, to nie odejść od mityngu, od drugiego człowieka, drugiego alkoholika, czyli od siły większej ode mnie samego.
Bo tylko dzięki wartościom, mądrościom uzyskanym i wdrażanym w swoje życie (zasłyszanych na spotkaniach AA) nieustannie mogę diagnozować moją nieuleczalną, najbardziej śmiertelną chorobę, pogłębiając i rozwijając w sobie POKORĘ i duchowość. Tak cenne wartości, które utrzymują mnie w trzeźwości, w procesie zdrowienia, objawiając się w moim (choć są to wyświechtane słowa) wnętrzu tak zwaną POGODĄ DUCHA. Jej uzyskanie - jest największą gwarancją - by nie sięgnąć po pierwszy kieliszek.
Wielu, pierwszy okres bytności w AA przeżywa, jako „miodowy miesiąc”. Znaleźliśmy wszak nowe i prawdziwe podstawy naszego życia, ciesząc się z tego powodu. Jednak okres ten nie oddala nas od życiowych problemów.
Dopiero wówczas do mnie dotarło, że choroba alkoholowa zaatakowała moje życie, gdy postanowiłem zaprzestanie picia. Zrozumiałem wówczas, że sama abstynencja to nie wszystko, że samo nie napicie się alkoholu, to mniej niż zero, że trzeźwienie by zdrowieć, to coś więcej niż utrzymanie abstynencji, że bardziej potrzebuję w tym skomplikowanym procesie „świadków” tamtych czasów, wydarzeń dążących, tak jak moja osoba, do wyjścia z koszmaru picia niż doradzających, fachowych NAUCZYCIELI.
Po tej samodiagnozie nasuwało się pytanie, co w tej beznadziejności mam robić, by zmienić swoje życie? By bezpiecznie żyć nie napiwszy się „pierwszego”? Wydawałoby się, że na to proste pytanie nigdy nie znajdzie się prostej odpowiedzi, bo takiej faktycznie nie ma, że odpowiedź jest tak skomplikowana jak skomplikowane jest życie alkoholika.
Kolokwialnie mówiąc, alkoholik w swych kłamstwach, zakłamaniach i zaprzeczaniach, to spirala Archimedesa umieszczona w przestrzeni w ośmiu płaszczyznach. I to jest cały, skomplikowany problem do rozwiązania. Jak to uczynić? Jak pozbyć się agresji, kompleksu, gniewu wobec bliskich, wypełniających moje wnętrze po zaprzestaniu picia? Czy mój problem rozwiążą profesjonaliści, zawodowe terapie, „branżowi” sponsorzy i socjotechniki stosowane, rozwijające wiedzę z zakresu problemu alkoholowego? Nie zawsze pamiętające o chorej duszy osoby dotkniętej alkoholizmem.
Zapewne konieczność taka zachodzi, ale wiedza uzyskana rozbudowała mój umysł, znamiona mojego EGOCENTRYZMU, co stało się najbardziej niebezpieczne w procesie trzeźwienia. W alkoholowym uzależnieniu choruje nie tylko ciało, umysł ale w szczególności DUSZA, EMOCJE, UCZUCIA. Na krótką metę, formy wyżej wymienione mogą być skuteczne, bez względu na wiek, w którym to alkoholik postanowił zaprzestania picia. Muszę jednak pamiętać, że choroba nigdy mnie nie opuści, że w alkoholiku trwać będzie do końca jego dni. Dlatego osoby z problemem alkoholowym muszą zawsze pamiętać, że …
Nie wystarczy urodzić się człowiekiem, trzeba jeszcze być człowiekiem
… co jest podstawą w procesie trzeźwienia.
A jak to zrobić, by takim się stać? Żadna profesjonalna instytucja, socjotechniki, perswazje, kluby czy stowarzyszenia abstynenckie, samodzielnie nie są w stanie, bez udziału drugiego alkoholika czyli siły większej, wyższej od nas samych taką osobę „odbudować”, „stworzyć”, „uzbroić w uczucia”.
W/g mojej, subiektywnej, opinii, 33-letniego doświadczenia między innymi w instytucjach państwowych jak i w grupach samopomocowych wspólnoty AA czy moja praca w komisji MKRPA, nie wystarcza. Dla mnie trwałą podstawą w trzeźwieniu jest przede wszystkim ZAWIERZENIE drugiemu człowiekowi czyli sile wyższej, większej ode mnie samego.
Jedyne takie miejsce na ziemi, gdzie ewolucyjnie przebudowywać można swoją duszę, myślenie, marzenia, odczuwanie, są grupy samopomocowe Wspólnoty AA, działające na bazie 12 Kroków/12 Tradycji. W tych wspólnotowych grupach podstawą i ZASADĄ w dzieleniu się, jest używanie pierwszej osoby „Ja”. Utrzymywanie takiej formy na mitingu, jest dla słuchającego niespotykanym odkryciem w sugestywnym poznawaniu swoich wad, frustracji, złych emocji i uczuć, gniewu i agresji czyli następuje samo diagnozowanie swojego „wnętrza”, swojej duszy, choroby, w której to diagnozie odkrywamy, że …
Jedynym, skutecznym lekiem na agresję i gniew jest – nie tylko milczenie a … a jak to uczynić, dokonać. Mówiąc językiem aa-owca, uczestnika grup samopomocowych we Wspólnocie AA jest - DAĆ CZAS CZASOWI ale … ale do czasu.
Napisz komentarz
Komentarze