Bardzo trudne są, prawie beznadziejne po tzw. zapitce (nawroty choroby), ponowne podjęcie prób zaprzestania. Wiele osób dotknięta alkoholowym problemem jest przekonana, że „zaliczenie” sześciotygodniowej terapii w Ośrodkach Uzależnień, comiesięcznymi spotkaniami w ośrodkach lecznictwa, np. „dzień byłego pacjenta”, wspomaganie się sponsorem i innego rodzaju instytucjami, daje gwarancję osoby „wyleczonej”?
Nic bardziej mylnego. Nie można ominąć czy zapomnieć osobie dotkniętej problemem alkoholowym, że chorują uczucia kłamstwa, zakłamania czy zaprzeczania swoim: nie cnotom, nie zaletom a wadom charakteru. A to wymaga dłuższego procesu, nie zamykając go żadną jednostką czasu, określonym terminem. Chorym się jest do końca swoich dni życia.
Trzeźwienie to nie uczelnia w której kształci się abstynenta. To nie tylko chory umysł ale w szczególności i przede wszystkim chora dusza. Żaden ludzki umysł nie „zaakceptuje” wprost swoich niedoskonałości, będzie szukał skrótów, uproszczeń, omijał „prawdę”, a ona jest jedynym warunkiem by stać się porządnym, uczciwym czyli trzeźwieć i zdrowieć.
Niejednokrotnie „cięższych” prawd nie udźwignie nasz umysł, nasza dusza, nasze serce. Dlatego, by wejść w PROCES trzeźwienia, nieuchronne dla mnie było zawierzenie jakiejś niespotykanej sile. Jakiej? Czym lub kim ONA jest? Jest nona niechybnie silniejsza ode mnie samego – Było to niespotykane odkrycie poprzez moje zawierzenie (dojście do BOGA jakkolwiek Go pojmuję, jakkolwiek nie mogę Go pojąć) drugiemu człowiekowi, alkoholikowi uczestnikowi wspólnych spotkań.
Podczas dzielenia się istotą swoich błędów, dzięki którym można poznać samego siebie, uwolnić się od swoich wad charakteru (niczym „Alicja w krainie czarów” …. tylko z drugiej strony lustra) poznając zalety, wiarę i niewiarę, niedoskonałości i błędy czyli jak mogłem zdiagnozować swoją chorobę alkoholową. Siłą wyższą dla mnie jest osoba, której bezwarunkowo zawierzyłem i powierzyłem życie i wolę swoją na „ołtarzu” spotkań w grupach Wspólnoty AA.
Nie musi być to człowiek z tak zwanym dużym abstynenckim stażem w samopomocowej grupie AA, a wręcz przeciwnie, może to być osoba z odważną umiejętnością dzielenia się sobą, z wiarygodną i czytelną charyzmą przekazu . Może niejednokrotnie stanowić „JĄ” osoba jeszcze oczekująca na przekroczenie symbolicznego „progu” Wspólnoty AA, jeszcze cierpiąca, pijąca.
Dla mnie ONA zawsze będzie stanowić coś „większego” ode mnie samego, by była neutralną siłą wobec jakiegokolwiek kościoła, wyznania czy religii. Każdy uczestnik grupy AA ma szanse odnaleźć, odkryć w sobie duchowe przemiany by powrócić do BOGA, do KOŚCIOŁA, RELIGII, które te cywilizacyjne wartości, jak na przykład, wyssałem z mlekiem matki.
Napisz komentarz
Komentarze