Zobaczyć trzeba dla porównania południową jak i północną część tego mniejszego od województwa łódzkiego kraju (łódzkie 18,219 km 2, Czarnogóra 13,812 km2). Ten mały raj na ziemi, o którym Lord Byron pisał z uznaniem „Gdy rodziła się nasza planeta, najpiękniejsze spotkanie morza z lądem musiało zdarzyć się na czarnogórskim wybrzeżu” to miejsce gdzie każdy wciąż może znaleźć coś dla siebie.
Różnorodność Montenegro to wyjątkowy atut i chociaż oficjalnie istnieje od 2006 roku zaskakuje mnie od czterech lat na każdym kroku i nie chodzi mi bynajmniej o język (z grupy słowiańskich). Bo w tej kwestii można się łatwo oszukać. Pravo to „prosto”, jutro to „poranek, a jagoda to „truskawka”, nie wspomnę o pomidorach, o których mawiają z dumą paradize (tł. „raj”). Owszem to raj dla kubków smakowych, ale…
To „ale” zobaczyłam właśnie w tym roku po raz pierwszy. Uciekając przed turystycznym zgiełkiem, wysokimi cenami, upałami, planowaną jesienią kolejną falą pandemii wybrałam czerwiec jako dogodny czas na spędzenie tam siedmiu dni. Byłam trochę zaskoczona, ale może dlatego, że nie był to wypoczynek, tylko ciężka praca w upale nad nagraniami i maraton po południowej części kraju. Byliśmy tam w ostatnich dniach czerwca, tuż przed pełnym sezonem turystycznym (lipiec, sierpień). Mieliśmy duże wsparcie ze strony mojego męża Sajo Czarnogórzanina oraz moją kopalnię wiedzy turystycznej, „tonę wyposażenia” i dużo szczęścia. Dzięki temu niebawem powstanie za sprawą Dariusza Kwapisiewicza i BrandMedia kilka filmów z kompozycjami SAJO Safet Kovac z Czarnogórą w tle.
Moje „skromne” zadanie polegało na zorganizowaniu tego 7 dniowego wyjazdu na południe Czarnogóry. Ta część kraju jest już niestety „turystycznym bagnem”, a komercją śmierdzi tu na kilometr. Dariusz Kwapisiewicz chociaż sceptycznie, ale wyczuwał też inne, podobno przyjemne zapachy. Organizując eskapadę wycięłam na wstępie z programu miejsca, które jak wynika z aforyzmu „Jak byłeś już w Łomży to w Podgoricy nie musisz”.
Zatem na filmach nie zobaczycie Podgoricy (stolicy kraju), Budvy (mekki imprezowiczów, serbskiej mafii i tych co chcą zwyczajnie pobalować lub zaświecić niekoniecznie złotym zębem), byłej stolicy kraju Ulcinj (miasta artystów i serbskiej bohemy, bo to za blisko Albanii, choć marmolada figowa tam pyszna, to bunkrów tam zdecydowanie za dużo). Z punktów widokowych wyspa Stefana została uchwycona przez nas tylko z drogi (taksówkarz przy nas za zrobienie zdjęcia od biednych turystów przy tym punkcie widokowym zainkasował 5 euro!), z oszczędności zatem i sceptycyzmu nie odwiedziliśmy pięknej wyspy, a konieczność wcześniejszego „zarezerwowania tam kawy” nas zwyczajnie przeraziła.
Organizacja 7 dni w południu Czarnogóry:
Jeśli nie znacie czarnogórskiego słowa „polako” to postaram się wyjaśnić co oznacza, najlepiej jak potrafię. Otóż „polako” oznacza powoli, albo jest wyznacznikiem bałkańskiego stylu życia. Jeśli byliście w Chorwacji to tam też żyje się w „stylu polako”. Jednak w Czarnogórze życie płynie w tempie „polako” trzy razy wolniej niż w Chorwacji. Tak samo też organizuje się cokolwiek. A zawieranie umów polega często na stwierdzeniu „Kochanieńka będzie dobrze”.
Przy moim urzędniczym poczuciu bezpieczeństwa i odpowiedzialności w zawieraniu pisanych umów, poległam w Czarnogórze wielokrotnie. Najczęściej stosowany tam ślad pisany, to ten napisany kijem na piasku (jedyna, piękna piaszczysta plaża jaką tam znam to Velika Plaża niedaleko Ulcinj). Oczywiście nie generalizuję, ale nawet i „duzi” mają problemy. Dzwonię np. do najbardziej ekskluzywnego hotelu w Barze, a pani mi ze stoickim spokojem odpowiada, żebym zadzwoniła kiedy indziej bo ona ma teraz za dużo ludzi na recepcji…
Dużym szczęściem była dla nas wcześniejsza rezerwacja czarterowego połączenia obsługiwanego przez najstarszą polską linię lotniczą. Lot do Czarnogóry z wodą i smakołykami na pokładzie, super obsługą, bez opóźnień trwał godzinę i 50 min, a powrotny godzinę i 30 min. Pewnie dlatego, że do Polski lata się szybciej :).
Na lotnisku powitała nas jednak kolejka na półtorej godziny, polska Straż Graniczna działała niestety „polako”. Cena lotu przy dużej ilości bagażu okazała się całkiem dobra. W republice parlamentarnej Czarnogóry obowiązuje samozwańczo euro (stosowane bez formalnej umowy) jest jedyną obowiązującą tam walutą.
Co do zakwaterowania postawiliśmy na apartament, który przed sezonem kosztował np. 30 euro za dwie osoby ze śniadaniem i obiadokolacją, w sezonie kosztuje już 50 euro bez wyżywienia.
Pokój ok. trzy polskie gwiazdki przed sezonem z trzema posiłkami to koszt od osoby 16 euro, a w sezonie dwa razy tyle. Ekskluzywne miejsca turystycznego high life (wystawnego i ekskluzywnego życia) dorównują światowym cennikom, za wyjątkiem noclegu w hotelu na fotogenicznej wyspie St. Stefan. Tam najtaniej przenocować można za 1000 euro za dobę.
Napisz komentarz
Komentarze