Wolność mediów - a co to takiego?
Chyba należałoby zacząć od ulubionej przez protestujących Konstytucji RP. Artykuł 14 ustawy zasadniczej mówi, że Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu. Dalej należałoby sięgnąć do ustawy Prawo Prasowe i dwóch pierwszych jego artykułów
Art. 1. Prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej.
Art. 2. Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań, w tym również umożliwiające działalność redakcjom dzienników i czasopism zróżnicowanych pod względem programu, zakresu tematycznego i prezentowanych postaw.
I to właśnie ten drugi artykuł naruszają proponowane przez PiS regulacje. Dlaczego? Dlatego, że różnicują podmioty ze względu na ich strukturę właścicielską. Mówiąc wprost nie jest to tak całkiem niedorzeczne, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Gdyby podobne zapisy wprowadzał rząd mniej autorytarny nikt nie mrugnął by nawet okiem. Media są nie tylko transmiterem informacji, ale również częścią gospodarki i to taką, która ma charakter strategiczny dla każdego kraju.
Niemcy doskonale to rozumieją i dlatego niemal wszystkie ich dzienniki pozostają w rękach niemieckich wydawców. Wpływanie na opinię publiczną danego kraju ma znaczenie nie tylko polityczne ale i gospodarcze. Można to robić globalnie albo lokalnie poprzez koncentracje wydawnictw i tworzenie medialnych koncernów. Jesteśmy globalną wioską w której toczy się nieustająca wojna.
Polskie prawo prasowe gwarantuje stosunkowo szeroką wolność medialna. Zgodnie z nim organy państwowe, przedsiębiorstwa państwowe i inne państwowe jednostki organizacyjne, a w zakresie działalności społeczno-gospodarczej również organizacje spółdzielcze i osoby prowadzące działalność gospodarczą na własny rachunek są obowiązane do udzielania prasie informacji o swojej działalności.
Prawdziwym zagrożeniem dla wolności prasy nie jest Lex TVN ale lekceważenie prawa prasowego i brak odpowiednich sankcji za jego nieprzestrzeganie. Przy czym dotyczą głównie dziennikarzy. Polityk, czy urzędnik, który nie udziela odpowiedzi na zadawane pytania pozostaje praktycznie bezkarny. Cóż z tego, że dziennikarz wygra sprawę przed SKO czy Sądem? Ano nic. Skoro mówimy o odpowiedzialności dziennikarzy, to nadal w prawie karnym funkcjonuje niesławny art. 212 zgodnie z którym za publikowane treści można trafić do więzienia. Ktoś powie, że to się nie zdarza, ale możliwość taka istnieje i jeden przypadek jednak był (pamięta ktoś jeszcze Monikę Olejnik w klatce przed sejmem?). Żeby być dobrze zrozumianym. Nie chodzi o to, by dziennikarze nie ponosili odpowiedzialności jeśli ich artykuły są kłamliwe. Rzecz w tym, że istnieją dostateczne możliwości dochodzenia roszczeń wynikające z Kodeksu Cywilnego.
Dzisiaj małe lokalne wydawnictwa często są niszczone przez różnych małych samorządowych dyktatorków i zasypywani setkami pozwów. Kilka lat temu politycy Platformy Obywatelskiej zapewniali, że przepis zlikwidują. Osobiście na ten temat rozmawiałem z ówczesnym ministrem Krzysztofem Kwiatkowskim. Przekonywał, że projekt zmian jest już gotowy. I zaginął w czyjejś szufladzie. Powód jest oczywisty. Artykuł 212 stanowi on narzędzie wywierania nacisku na dziennikarzy i wydawców.
Wolne i powolne, bywa że swawolne
Wiele osób często myli wolność mediów z ich niezależnością i obiektywizmem. O ile wolność jest atrybutem o charakterze prawnym, to już niezależność jest mocno iluzoryczna. Znam wielu bardzo poważnych dziennikarzy, którzy często opowiadają, że wydawcy wywierają na nich presje wynikające z ich umów reklamowych. Wiele tematów jest wyciszanych zanim tak naprawdę ktokolwiek się nimi zajmie. Co do obiektywizmu, to raczej kwestia zachowania odpowiedniego poziomu pozorów. Przypomnę, że w ustawie mowa jest o mediach zróżnicowanych pod względem programu, zakresu tematycznego i prezentowanych postaw. Co to znaczy? Tyle tylko, że przekaz jest zawsze zdeterminowany światopoglądem osoby, która go wytwarza. I naprawdę nie ma w tym nic złego. Pluralizm i wolność polega na możliwości wyboru i dokonywania porównań (pamiętajcie, że historii uczymy się na podstawie przekazów wytwarzanych przez kronikarzy).
Protestować, protestować jest.... Bosko
Kilka lat temu politycy PiS autokarami zwozili do Warszawy swoich zwolenników, którzy domagali się umieszczenia telewizji TRWAM na multipleksie. Tysiące osób z całej Polski jechało by wspierać medium Tadeusza Rydzyka. Dlaczego tak bardzo zaangażowali się w to politycy? Bo chodziło o narzędzie walki politycznej. Jak się okazało, być może to ono przeważyła wyborczą szalę. Nie bez znaczenia są oczywiście pieniądze, które po zwycięstwie PiS popłynęły do Torunia szerokim strumieniem.
Dzisiejszy protest w Tomaszowie Mazowieckim zgromadził grupę kilkudziesięciu osób. Wśród nich dało się zauważyć byłego senatora i prezydenta miasta Jerzego Adamskiego z SLD. Większość protestujących znana jest także z innych podobnych manifestacji.
Co ciekawe prym wiodła grupa działaczy, którzy jeszcze kilka dni temu zbierali podpisy pod wnioskiem o likwidację TVP Info. Czy tylko ja dostrzegam tu jakiś dysonans o charakterze etycznym? Czy to znaczy że amerykański przekaźnik treści, co do zasady, jest lepszy od polskiego? Czy nie czuć tu mdłego zapachu hipokryzji?
Podkreślę to, by nie było żądnych niedomówień. Nie uważam TVP Info za wzór. Wręcz przeciwnie, w mojej ocenie to najgorszy rodzaj "gadzinówki", jakiej nie warto oglądać, ale... mam wybór, który mogę realizować za pomocą przycisków na pilocie.
Business is business
Coś, na co bez wątpienia warto zwrócić uwagę. Propozycja ustawy medialnej wywołała ożywione reakcje amerykańskich polityków, bez względu na przynależność partyjną. Pojawiły się nie tylko ostre słowa krytyki ale wręcz groźby. Chciałoby się by polscy wybrańcy narodu potrafili równie mocno bronić interesów polskich firm. Jeśli jednak to groźby mają lec u podstaw medialnej wolności, to ja zaczynam mieć poważne wątpliwości. Nie należy ulegać histerii i trzeba powiedzieć wprost, że mamy brutalną walkę o interesy, czyli o pieniądze i rynek reklam (także tych rządowych).
Przy okazji warto zauważyć, że nie istnieje chyba na świecie żadne inne internetowe narzędzie jak amerykańskie Google, czy też Facebook. To ich algorytmy kształtują przekaz medialny a nie świadome wybory użytkowników. Nawet to, co i gdzie kupujecie nie jest waszym świadomym wyborem. Co gorsza Google już dziś zapowiada, że jej przeglądarka wyeliminuje zewnętrzne pliki cookies. Pozostaniemy niewolnikami globalnych internetowych korporacji, które pozostają poza jakimkolwiek zasięgiem prawodawstwa lokalnego.
Napisz komentarz
Komentarze