Zapamiętałem jeszcze jedno anegdotyczne wydarzenie z tamtego okresu. Otóż, z moim przyjacielem, Reniem Sz-kiem spotkaliśmy się w mieście z „Grzybem” i po krótkiej wymianie zdań, postanowiliśmy przerobić flaszkę „Wyborowej”. Kupiliśmy ją, wraz z zakąską, w sklepie „Siódemka” przy Pl. Kościuszki, po czym wybraliśmy się nad rzekę Wolbórkę, na tzw bulwary. Tu zawsze urzędowała bulwarowa babcia, która za opróżnioną butelkę wypożyczała szkło, słynną musztardówkę – w której to, w przepięknie rżniętej wina szklanicy pozostał na zawsze musztardy smak - tak niezbędnej przy kulturalnej wypitce.
Kiedy usiedliśmy nad brzegiem rzeki, Reniu wyciągnął z zanadrza flaszkę i zakąskę. Wówczas – „Słuchaj Reniu - odezwał się w tym momencie „Grzyb” - do zakupionej zakąski trzeba mieć przygotowany zawsze kawałek pergaminu albo gazety, może być np „Głos Robotniczy”, po to tylko, żeby te dziesięć deko kaszanki czy małosolny ogórek, przed pokrojeniem w talarki położyć na powyższych papierach, pamiętając zawsze … by smak łączyć z estetyką”.
Wiesiek „Grzyb” i Mirek Gor-ski, starzy, dawni przyjaciele z grupy tomaszowskiej awangardy, nie żyją. Zdzisław „Grabarz” spędził kilka lat w Nowym Jorku, dzisiaj jest na zasłużonej emeryturze i mieszka w podhalańskiej wsi koło Szczyrku. Z ostatniej chwili, „Grabarz” - zmarł w tym roku. Zdzisław Jagiełło pracował w zakładach Predom – Prespol w Niewiadowie, a kiedy powstała samochodowa, małolitrażowa fabryka w Bielsku – Białej, przeniósł się do Bielska i zamieszkał tam wraz z rodziną. Jurek Grzybowski jest na emeryturze. Ciekawostką niech będzie fakt, że statystował w filmie Andrzeja Wajdy „Katyń”.
Spróbuję przybliżyć czytelnikowi sylwetki naszych, lokalnych bikiniarzy. Najbardziej był znanym, Janek Rzęczykowski, popularny bokser „Lechii”; w wadze muszej. Staczał zacięte pojedynki, dysponował mocnym, prawym sierpowym. Był chłopakiem niskiego wzrostu, szczupłym, o gęstej, lekko falującej czuprynie. O jego popularności w mieście decydowała również wspaniała umiejętność tańczenia rock’n’rolla. Wraz ze swoją przystojną, ładną dziewczyną Haliną (przyszłą żoną), byli ozdobą wszystkich tych miejsc w mieście, gdzie odbywały się zabawy taneczne.
Było takie jedno, w ZDK „Włókniarz”, na I piętrze (obecnie mieści się tam Biblioteka Miejska), w którym co sobotę odbywały się wieczorki taneczne. Do tańca przygrywał jazzujący zespół Edmunda Wydrzyńskiego (pierwszy zespół, który rozpoczął grę na dancingach w „Jagódce” w latach 1958/59) z udziałem młodego gitarzysty, Zdzisława „Piwka” Piwowskiego. Zdzisiek w 1961 roku ubiegłego wieku założył rock’n’rollowo jazzowy zespół DIX-61, z którym przez lata 60/70-te grał na dancingach w kawiarni „Jagódka”.
Przychodziło tu mnóstwo ludzi żeby potańczyć, ale i podziwiać szaleńczo roztańczoną parę, Janka i Halinę. Rock’n’roll był nowym, nieznanym tańcem, mało kto sobie z nim radził tańcząc, a Janek z Haliną i jeszcze kilka innych par w mieście weszło już gładko w nowy, taneczny styl, który dopiero jakiś czas później miał zapanować na stałe na polskich i tomaszowskich parkietach.
W lokalu O.Z.R-u przy Warszawskiej 10, na rok przed otwarciem w tym budynku restauracji/kawiarni „Jagódka”, odbyła się zabawa sylwestrowa 1957/58 roku. Jak opowiada Zdzisiek „Piwek”, uczestnik sylwestrowej zabawy, na parkiecie dominowała sławna w mieście, tańcząca rock’n’rolla para, Janek i Halina Rzęczykowscy. Mówiło się, że tak naprawdę w naszym mieście ten sylwester był początkiem tanecznej ery, ery rock’n’rolla. Janek przez długie lata był pracownikiem Zakładów Mięsnych, pracował z moim przyjacielem Andrzejem „Flegmą”.
Napisz komentarz
Komentarze