ALEKSANDER „Ciotuch” CIOTUCHA - jeszcze jedna ukochana postać, po której stracie odczuwam smutek i żal. Poznałem go osobiście trochę później niż Andrzeja i przez Andrzeja, choć wcześniej wiedziałem kto to jest. Byliśmy już po inicjacji rockandrollowej u „Szymona” kiedy Andrzej zakomunikował mi, że na Rolandówce żyje niejaki Alek „Ciotuch”. Mamę miał w Stanach a ta na święta przysyła mu prezenty w postaci płyt rockandrollowych. Ostatnio dostał najnowsze trzy single, trzy „czwórki” z Elvisem Presleyem. Pamiętam niektóre utwory z płyt, jak „Shake Rattle Roll” „Jailhouse Rock”’ „I Forgat To Remember To Forget”, „Heartbreak Hotel” czy „Tutti Frutti”.
Poraziła mnie ta informacja jak piorun, zapragnąłem zdobyć je za wszelką cenę. Od tej chwili nie mogłem spać, chciałem je mieć jak najszybciej, odkupić, nie ważne za ile. Andrzej doprowadził do pierwszego spotkania, na Rolandówce. Alek choć jeszcze nie był „zarażonym” Rock & Roll’em i nie bardzo rozumiał ten rodzaj muzyki i... nie posiadał zbytniej wiedzy o Elvis’ie. Był więc sceptyczny, nie chciał słyszeć o sprzedaży, myślał, że chcę go oszukać. Pokonywałem Krycha Pole (dzisiejsze osiedle Nieborów) trzy lub czterokrotnie, idąc na Rolandówkę „na skróty” przez most na Wolbórce na tzw. Blichu. Przekonywałem Alka do sprzedaży, ustaliliśmy już cenę za płytę, 50 zł sztuka czyli 150 zł za komplet, jednak przekonać się nie dał.
Miałem jednak przeczucie, że jak mu nie odpuszczę, to za kolejnym razem da się ”skusić”. Tak też się stało. Gdy podawałem mu pieniądze, w drugą rękę wziąłem płyty, Alek do mnie rzekł; „Wiesz co Antek, odkąd zacząłeś docierać na Rolandówkę, czuję że Cię polubiłem i nawet zaprzyjaźniłem boję się, że z chwilą, gdy sprzedam ci płyty utracę przyjaciela”. Stało się jednak inaczej, do końca jego życia byliśmy sobie bardzo bliscy i przyjaźni. Wprowadziliśmy Alka, wspólnie z Andrzejem, do Wojtka „Szymona”. Szybko się z nami z „asymilował” stając się kolejną „ofiarą” rockandrollowej rodziny.
Alek był przystojnym, ładnym chłopakiem, nie musiał się wysilać by dziewczyny go polubiły, pokochały. Do „Literackiej”, na „fajfy” przystąpił trochę później, jednak swoim „image” i dowcipem jaki posiadał, wyrównał jego niebytność w „rodzinie Literacka 62”. Przebywaliśmy z sobą na wielu, wielu wspaniałych imprezach, prywatkach. Bardzo wcześnie, w wieku 18/19 lat poznał Jolę, długo z sobą chodzili, kochali się. Alek był wiernym chłopakiem, później jej mężem. Pobrali się po odbyciu przez Alka służby wojskowej, urodziła im się córka Agnieszka. Przez 40 lat byli z sobą, Alek umarł mając 60 lat. Pamiętam jak przyjechałem z przerwanej nauki ze Skierniewic i jechałem na drugi dzień do WKR do Piotrkowa, wówczas Alek „wykrakał”; - Antek jedziesz po kartę do wojska. Miał rację, przyjechałem z kartą i biletem do armii, do Słupska. Pobór mieliśmy o jednym czasie, na Pomorze, z tym, że Alek do miejscowości Szczecinek. Przed wyjazdem do wojska zaliczyliśmy w łódzkim kinie pierwszy film z Beatlesami „A Hard Day Night” i wspólnie jechaliśmy spóźnieni do pomorskich jednostek.
Po latach zamieszkaliśmy na jednym osiedlu Niebrów, na jednej ulicy, na Dzieci Polskich, spotykaliśmy się i korzystaliśmy z porannych zakupów w sklepie w „Biedronce”. Kiedy powstał pomysł zrobienia przeze mnie w ARKADACH spotkania muzycznego z Elvisem Presleyem, ogarnęło mnie zwątpienie, niepewność czy warto w moim wieku podejmować takie wyzwanie. Wmawiałem sobie; „a po co mi to, może się ośmieszę, zbłaźnię. Eee dam sobie spokój”. Był koniec maja 2005 roku, spotykam rano w „Biedronce” Alka Ciotuchę, przedstawiłem mu swój pomysł z Elvisem. Alek zdecydowanie poparł mój projekt i przypomniał naszą wspólną przygodę związaną ze sprzedażą płyt Presleya. Poczułem wtedy, że jeszcze raz połączy nas ukochany przez Alka utwór Elvis’a z Jego singlowych "czwórek", „I Forgot To Remember To Forget - Zapomniałem pamiętać o zapomnieniu”, który spowodował, że Alek tak długo zwlekał ze sprzedażą.
Rozstałem się z nim ostatecznym, wewnętrznym postanowieniem i przekonany do słuszności zrealizowania w ARKADACH swojego muzycznego przedsięwzięcia. Ale życie bywa okrutne i... za kilka dni w „porannej Biedronce” usłyszałem tragiczną wiadomość - ALEK CIOTUCHA NIE ŹYJE. Ta przerażająca informacja ścięła mnie z nóg. Być może to co teraz powiem zabrzmi paradoksalnie ale... to wtedy poczułem, że to właśnie śmierć Alka, ostatecznie zmobilizowała mnie doprowadzenie do końca, muzycznego przedsięwzięcia jakim było inauguracyjne spotkanie w Galerii ARKADY, pt „Weekend z Elvisem” czyli protoplastę mojego, muzycznego cyklu „Herosi Rock’n’Rolla" trwającego, z małymi przerwami, choć w różnych formach, do dzisiaj.
„Martwy lis pozostawia po sobie tylko skórę, człowiek-P A M I Ę Ć”
Napisz komentarz
Komentarze