Czekając aż sygnalizator „zaśpiewa”, załączam sobie LTE w moim „chińczyku” i czytam kolorowe, aczkolwiek pełne grozy tytuły: „Zamach stanu” „Schetyna i Petru wzywa opozycję do zjednoczenia”; „Koniec demokracji”. Uwolniony na co dzień od telewizji - tak naprawdę nie wiem o co chodzi. Przejechałem blisko 50 kilometrów i sobie myślę: „Ani jednej kontroli drogowej, wojska nie widać, a jedyny zamach jaki dzisiaj widziałem był w momencie kiedy moja sprężyna wystrzeliła z wędziska w kierunku wody. ABW, CBA, CBŚ także gdzieś pochowane”.
Na całe szczęście tą całą moją marną lekturę przerwał dźwięk sygnalizatora i krzyk mojego kompana – „Mam rybę – karp królewski. Na oko jakieś 2 kilogramy” Niewielki, ale pierwsza sztuka zaliczona – wraca do wody cała i zdrowa.
Mija około 2 godziny. Na moim tripodzie dzieje się niewiele, więc włączam Facebook i widzę na zdjęciach samorządowców, oraz być może przyszłych samorządowców Platformy Obywatelskiej. Zrobili sobie pamiątkowe selfie, w drodze na niejaką imprezę towarzyską w obronie sądów - o które cały ten jej cyrk. Wyglądało to dość komicznie na tle rzekomego zamachu stanu. Jeden z nich miał na założoną koszulkę hawajskę, drugi wypicowany lepiej jak przedstawiciel handlowy reprezentujący koncern farmaceutyczny. Świetna impreza towarzyska – powiem szczerze że kupiłbym pól litra i chętnie - tak dla towarzystwa - dołączył. Impreza docelowa jednak to raczej nie moja bajka, no ale „zamach” jest, więc strażnicy sprawiedliwości sądowej wyruszają w teren. Pół żartem, pół serio tacy nasi tomaszowscy Avengersi.
W południe wychodzi słońce, zaczyna być gorąco, ryby biorą nieźle. Mamy już na koncie kilka ładnych Karpi, kilkadziesiąt Karasi srebrzystych, ładną Płoć. Kusi mnie jednak co jakiś czas, aby sięgnąć po mojego Androida i poczytać jeszcze o tym zamachu PIS na demokrację.
Włączam pierwsze lepszy niemiecki portal polskojęzyczny, a tam kolejna dawka magicznych tytułów. Jeden z nich mówi o tym że jakaś aktorka Stalińska o dziwnym głosie - w ramach ochrony sądownictwa - twierdzi że mamy zdewastowane Państwo. Pytanie tylko co Pani aktorka ma na myśli dewastację? Bo jeżeli o handel, przemysł zbrojeniowy, przemysł gospodarczy i wiele innych aspektów związanych z PKB – to Pani aktorka miała chyba mocno zakrapianą kilkunastoletnią imprezą – gdyż to już zdewastowane zostało dawno temu.
Dla przeciętnego Polaka bolączka i żale Pani Stalińskiej znacząniewiele. Rachunki i ceny za żywność, oraz produkty przemysłowe wzrosły o 100 - 160 (światło w 2007 – 100zł; w 2015 – 280zł) procent biorąc pod uwage ostatnie 8 lat, a pensja o 20 procent, biorąc pod uwagę rzeczywistość, a nie statystyki.
Na wiecu wypowiadał się specjalista od przedsiębiorczości – Frasyniuk, czyli prosty robotnik, który w mgnieniu oka dorobił się majątku na usługach transportowych. Wypowiada się największy ekonomista na świecie Leszek "tanio kupię, tanio sprzedam" Balcerowicz.
Ogólnie jednak coś mi nie gra. W tym całym warszawskim ranczo kogoś mi zabrakło. Przez ułamek minuty zastanawiałem się kogo? Zreflektowałem się szybko i rzekłem głośno do mojego kompana „ Ty… Kity nie ma. Gienka wymienili na starszy model”. Obok nas stało trzech Łodzian, a jeden z nich rzucił hasło „Pewnie walczy jak Rex Hunt na Discovery, w końcu płotek pełno”. Gość wymiótł tekstem wszystko. Taka to rodzinna wędkarska brać, że ludzie nie znasz, ale na rybach prawie wszyscy potrafią się dogadać.
Gienek się jednak pojawił. W czerwono – białych rękawicach. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Sam Piłsudski to przy nim mały ratlerek. Czy przemawiał nie wiem, ale „kita” – symbol polskiej opozycji być musiał.
Wracając do ryb mój kompan ciągnie sztukę za sztukę, ja czekam. Około godziny 14 rzucam nowy zestaw, próbuje naprężyć żyłkę, ale nie idzie tego zrobić, więc instykowanie zacinam i siedzi piękna ryba. 10 minut i mam Amura – pierwszego w życiu. Waga to około 8 -10 kilogramów. Coś pięknego. Po krótkiej sesji zdjęciowej rybka wraca do wody. Gospodyni twierdzi że to pierwszy o jakim tu słyszała – więc chcąc nie chcąc zapisałem się do historii tego stawu – jakże mi miło.
W Warszawie w między czasie impreza rozkwitła. Na pierwszym planie rozweselone starsze Panie i starsi Panowie. Panie odeszły od plotek i programów typu „Ukryta Zdrada”, „Szpital”, i wielu innych niezwykle ambitnych seriali typu „Klan” – w końcu weekend jest, a nowe odcinki dopiero w poniedziałki – to można swój lokal opuścić i poimprezować.
Następnie w nylonowych rajstopach, wypachnione, wyfryzurowne niczym licealistki na studniówki, widząc swoją ulubioną telewizję chętnie się wypowiadały. Niektórzy uczestnicy poszli nawet nieco dalej wykazując się nutką artyzmu w postaci transparentów wykonanych z tektury. Wielka sztuka to nie była, ale należą się brawa że w tym czasie – pilot od telewizora poszedł na półkę. Zawsze to jakieś inne zajęcie niż plotki czy telewizja.
Czas mija. Około 14.30 mamy swój zamach na łowisku, a dokładniiej zamach na wędkarza i jego matę karpiową. Takiej akcji powiem wam że jeszcze nie widziałem. Na pobliskiej plaży tworzy się wir z piachu wielkości dwupiętrowego budynku. Wiart jest tak silny że przewraca cały nasz i Łodzian sprzęt. Łapiemy co się da, jednak mata karpiowa Łodziaka odfruwa niczym napompowany helem balon, po czym przelatuje nad całym jeziorem, pobliskimi budynkami mieszkalnymi i ślad po niej zaginął. Właściciel rozżalony, bo kupił ją w promocji, a mata tania nie była. Rozbawieni całą sytuacją pocieszamy go że przynajmniej wspomnienia będzie miał nieziemskie, bo raczej drugi raz takie coś mu się nie przydarzy.Ojciec tego wędkarza, nie podarował i poszedł w pola szukać maty, oczywiście szans na znalezienie jej nie miał – ale promocja to promocja, być może młody drugiej nie uświadczy. Brakowało naszych obrońców - samorządowców. Może jako przeciwnicy zamachów - odzyskali by naszą matę.
Telefon się rozładował - w sumie to dobrze - bowiem czytać o „zamachu” już mi się nie chciało. Kolejne dwie godziny połowów wędkarskich przygód już nie przyniosły.Wieczorem skusiłem się jednak i włączyłem facebook-a, a tam co rusz na fotografiach rozweseleni, roztańczeni posłowie, senatorowie, samorządowcy z Tomaszowa i nie tylko - wrzucają sobie selfie z aktorami, znanymi politykami, czy też dziennikarzami. Prawdziwa sielanka. Każdy mógł zostąć Justinem Biberem, a balety lepsze jak w "rzymskiej remizie" (Rzeczyca - powiat tomaszowski). W Warszawie jedyne czego brakowało to rozpalonych grillów, oraz rytmicznej muzyki. Ze swojej strony, naszej opozycji na kolejny dancing w Warszawie mogę polećić poniższe utwóry. Proponuję też, aby PO uraczyła uczestników programem "ćwiartka plus" - dla każdego, który tej ćwiartki ze sobą nie zdążył zabrać. Warto postarać się także o kawałek terenu na rozłożenie grilla. Dbaj Platformo o swój elektorat.
Napisz komentarz
Komentarze