W 2003 roku, 30 lipca umiera osiemdziesięcioletni właściciel najsłynniejszej, małej wytwórni płyt Sun Records w Memphis (Tennessee) - Sam Phillips (wprowadzony do Rock’n’Roll Hall Of Fame w 1986 roku). Była to postać, której Ameryka zawdzięcza wielki rozwój rock’n’rolla. To w tej maleńkiej wytwórni nagrywały amerykańskie, największe sławy rhythm and bluesa, bluesa, country, gospel, rock’n’rolla. Phillips zatrudniał w wytwórni najlepszych muzyków studyjnych, gitarzystę Scotty Moora i kontrabasistę Billy Blacka. W późniejszym czasie tworzyli oni, wraz z perkusistą D.J. Fontaną, zespół akompaniujący Presleyowi. Tu powstawały pierwsze nagrania Elvisa Presleya, Johnny Casha, Carla Perkinsa, Roya Orbisona czy Jerry Lee Lewisa. Tu powstała w okresie przedświątecznym w grudniu 1956 roku, najdroższa, czarnorynkowa płyta The Million Dollar Quartet (cena na czarnym rynku dochodziła do 1.500 dolarów). W wytwórni Sun, przed świętami Bożego Narodzenia spotkali się przyjaciele, piosenkarze na swoistym, nie zamierzonym jam session; Jerry Lee Lewis, Carl Perkins, Johnny Cash i król (już okrzyknięty tym terminem, nagrał i sprzedał w tym roku – 1956 - osiem złotych płyt) Elvis Presley, z którego to spotkania powstał wymieniony krążek.
W trakcie jam session w studio Sun, Sam Phillips nagrywał wielkich podczas ich muzycznej konwersacji. Płyta trafiła oficjalnie na rynek dopiero po śmierci Elvisa (1978 r). Stało się tak, gdyż wcześniej w listopadzie 1955 roku Elvis, ze wszystkimi prawami autorskimi został sprzedany wytwórni RCA Victor. Słynne zdjęcie, które posłużyło za okładkę płyty, na nim siedzący przy pianinie Elvis i stojący nad nim od lewej do prawej, Jerry Lee, Carl i Johnny obiegło świat i do dziś w formie widokówek, pocztówek i innych gadżetów, rozchodzi się w sposób ekspresowy. Również ja jestem w posiadaniu tej widokówki, którą z pozdrowieniami przysłał mi Wojtek Szymon bawiąc turystycznie w Memphis. Nie dotarł do studia chory Roy Orbison. Tak się złożyło, że wcześniej zmarli, oprócz Jerryego Lee, wszyscy śpiewający uczestnicy słynnego jam session, również nieobecny na sesji Roy Orbison. Kiedy w 2003 roku zmarł Sam Phillips, schorowany Jerry Lee nosił się z zamiarem nagrania super krążka, który poświęcony byłby swoim zmarłym przyjaciołom, a roboczy tytuł płyty miał brzmieć prowokująco, Last Man Standing (Ostatni stojący mężczyzna). Chciał to uczynić na swoje 70 urodziny (29 wrzesień 2005 r), lecz z powodu choroby całe muzyczne przedsięwzięcie przełożył. Okazja nadarzyła się dopiero rok później, w 2006 roku. Dla potrzeb telewizji TV Public Broadcasting Sony Music (PBS) w Nowym Jorku, w jej studio Jerry zrealizował swoje największe przedsięwzięcie muzyczne.
Charakterystyczne, że telewizja ta nadaje swoje programy bez reklam. Każdy Amerykanin, działający w show businessie chciałby, jak na amerykańskie warunki telewizyjne, wystąpić choć raz w takim programie. Jerry Lee w trwającej (nie był to klasyczny koncert choć z małym udziałem publiczności) trzy dni sesji nagraniowej zatrudnił wielu wybitnych starych i młodych rockmanów, muzyków i piosenkarzy, wystąpili między innymi; Willie Nelson, Buddy Guy, John Fogerty, Tom Jones, BB King, Kris Kristofferson, Kid Rock, Merle Haggard oraz jedyna piosenkarka, wspaniała Norah Jones. W tym szczególnym jam session uczestniczył tomaszowianin, mieszkający obecnie w Nowym Jorku, Wojtek Szymon Szymański. To on na moją pocztę mailową, wkrótce po powrocie do domu z tego spotkania, wysłał dokładne sprawozdanie. Przyznać muszę, że kiedy je czytałem, mocno, muzycznie się podnieciłem, z miejsca wziąłem na tapetę płytę Jerry Lee.
Zasłuchując się cudownym utworem I’ll Make It All Up To You trawiłem treść wojtkowego zapisu. Bardzo chciałem na bieżąco opowiedzieć o tym wydarzeniu w Galerii w ramach swoich Herosów. Kiedy na początku kwietnia dostałem informację od Szymona, że wysłał mi płytę DVD z zapisem filmowym koncertu Last Man Standing, myślałem, że ze szczęścia oszaleję. Natychmiast ustaliłem datę spotkania w Galerii, ostatnia sobota 28 kwietnia 2007 roku. Powiadomiłem przyjaciół, między innymi Czarka Francke z Gdańska o mojej koncepcji na najbliższe spotkanie. Zaowocowało to tym, że powiadomiony o moim przedsięwzięciu Czarek, w gdańskim sklepie muzycznym zakupił dwa egzemplarze płyty CD, Last Man Standing, która ukazała się na polskim rynku (filmu z koncertu jeszcze nie było), jedną dostarczył mi kurierem.
Słuchając aż do znudzenia arcydzieła płytowego, upajając się znakomitymi duetami wielkich przebojów, nie tylko z repertuaru mistrza Jerryego Lee, spokojnie oczekiwałem na przesyłkę ze Stanów płyty DVD. Zbliżał się dzień kwietniowego spotkania, przesyłka nie dotarła. Późnym wieczorem, w piątek (27) Bartosz Gałek, twórca moich filmowych prezentacji, by nie dać plamy z rozreklamowanego medialnie spotkania, zmontował dla moich potrzeb film z kilku klipów z You Tube. W Internecie były od pewnego czasu promowane, niektóre utwory (klipy) z wydarzeń w TV PBS z NY, w połączeniu z innymi, jeszcze nie pokazywanymi klipami, dały dobrze zrobiony muzycznie film.
Uratowałem twarz, blamażu nie było, ale pozostał dyskomfort nie tylko u mnie, również u niektórych uczestników. Na szczęście istnieje taka instytucja jak Internet, sam miałem okazję o tym się przekonać. Pięć ważnych duetów nagranych w TV PBS znalazło się na filmie Bartosza, Green Green Grass Of Home z Tomem Jonesem, Your Cheatin’ Heart z Norhą Jones, Good Golly Miss Molly z Johnem Fogerty, Who Will The Next Fool Be z Solomonem Burke i rock’n’rollowy rodzynek Honky Tonk Woman z Kidem Rock, wymieszanych ze starymi utworami Jerry Lee, dały ponad godzinny, rock’n’rollowy spektakl, godny killera tej formacji muzycznej. Jednak po zakończeniu spektaklu, opuszczający kawiarnię nie czuli się w pełni usatysfakcjonowani. Okazało się później, że ten wysłany przez Wojtka egzemplarz płyty nie dotarł do mnie wogóle, zaginął gdzieś pokonując wody Atlantyku. Pozostało jedynie na mojej poczcie mailowej sprawozdanie, relacja z pobytu Szymona w studio na Manhattanie z koncertu Jerryego. Wiedziałem jedno, że do trzeciego spotkania z Jerry Lee Lewisem dojdzie, jak tylko będę w posiadaniu filmu - koncertu, Last Man Standing.
Zabawne, że bogactwo objawia się obecnie w papierach wartościowych,
a dopiero bankructwo w zwyczajnej gotówce
Last Man Standing
Ponieważ kilkakrotnie, jak wcześniej wspominałem ci, rozmawiałem z managerem Jerry Lee Lewisa w sprawie koncertu w Polsce, otrzymałem emaila, że Jerry będzie nagrywał nową płytę w NY, i jeśli chcę to mogę wpaść do studia na Manhattanie gdzie odbędzie się nagrywanie. Będzie to robione z udziałem publiczności, jak to się mówi „with live audience” przez co artysta ma dodatkowy doping, pomaga mu to aby uzyskać odpowiedni wyraz, klimat. Dowiedziałem się, że dodatkowo będą tam inni muzycy, wokaliści, którzy będą wykonywali z Jerrym duety. Oczywiście nie mógłbym coś takiego przeoczyć. Zwołałem więc jeszcze kilku znajomych i całą paczką pojechaliśmy pod studio. Tu była już spora grupa ludzi oczekujących na otwarcie drzwi, za chwilę podjechała czarna limuzyna, z której wysiadł Jerry ze swoją siostrą Linda Gail. Jerry podpisał kilka autografów i zniknął we wnętrzu studia.
Za niespełna pół godziny otwarto drzwi i do środka dostało się około 100/200 osób. Była to mała salka z małym podium, na którym stał fortepian, żadnych miejsc siedzących, cała publika na stojąco. Grupa muzyczna z najwyższej półki. Jerryego wprowadzają z boku, siada za fortepianem i po uderzeniu w klawisze wydobywa się kilka taktów wprowadzając nastrój country & western, You Win Again. Po zaśpiewaniu dwóch utworów na scenę wjeżdża na wózku inwalidzkim Percy Sladge i razem z Jerrym śpiewają przebój Percyego I Ave Been Loving You Too Long. Później na scenę wchodzą Ronnie Wood, Bruce Springsteen, Buddy Guy, Don Henley, John Fogerty, George Jones i na widowni naprawdę zaczyna żyć muzyka razem z jego wykonawcami. Nagle wchodzi Tom Jones to już lepiej nie można sobie wyobrazić co się działo, a kiedy dołączył Keith Richards, gitarzysta z The Rolling Stones, wszyscy westchnęliśmy, - „Brakuje tylko Elvisa !!!” Utwory, które śpiewają są fantastyczne, Release Let Me Go, Rocking My Life Away, Bad Moon Rising aby wymienić tylko kilka. Kiedy Kid Rock zaczyna Honky Tonk Woman publika szaleje, Kid wskakuje na fortepian, jak za dawnych lat na swoich koncertach, Jerry Lee. Ten nie jest dłużny, wstaje ze stołka i kopiąc go w bok, bębni w klawisze z całych sił. Jesteśmy tuż przy scenie, jest dość duża grupa bardzo atrakcyjnych „lasek” i widać, że kamera cały czas skierowana jest na nie, aby pokazać, że młodzież też przychodzi posłuchać Jerryego. W tym momencie zauważyłem, że Ronnie Wood grając na gitarze co chwilę zerka w stronę grupy dziewczyn, pewnie którąś osobiście zna. Obok mnie stoi Peter Guralnick autor kilku doskonałych książek na temat wczesnego rock’n’rolla takich tytułów jak Last Train To Memphis, (Ostatni pociąg do Memphis) zamieniam z nim kilka zdań. Mówię, że mam wszystkie jego książki i opowiadam mu o planach sprowadzenia do Polski Jerry Lee Lewisa. On uważa, że „Jerry chyba nie będzie mógł się wybrać tak daleko ale może powstanie jakieś europejskie tourne, to może wtedy?”. Za nim zauważyliśmy minęło już dobrych kilka godzin. Cały koncert, z małą, półgodzinną przerwą trwał ponad cztery godziny. Wiele utworów było powtarzane na życzenie producenta, który chciał trochę inaczej ustawić niektóre utwory. To był bardzo ciekawy i mocno podniecający koncert, życzyłbym sobie by w moim życiu w Stanach Zjednoczonych takich było jeszcze więcej, czego i wam w Tomaszowie coś podobnego do przeżycia życzę.
Wojtek „Szymon” Szymański
Napisz komentarz
Komentarze