Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 00:10
Reklama
Reklama

Anita Lipnicka: wciąż wierzę, że wszystko się może zdarzyć

Kiedy miała 19 lat, jako wokalistka Varius Manx zachwyciła całą Polskę swoim głosem i wrażliwością. I choć sprawiała wrażenie eterycznej i delikatnej, zawsze była silna, zdeterminowana i konsekwentna. Inaczej Anita Lipnicka nie przetrwałaby prawie trzech dekad na scenie. W czerwcu skończyła 48 lat, a w październiku wydaje płytę „Śnienie”, na której sporo miejsca poświęca refleksji nad upływającym czasem. W rozmowie z PAP Life opowiada o przełomowych momentach w swoim życiu i miejscach, które ją kształtowały.

PAP Life: Po kilku latach przerwy wracasz z nową płytą „Śnienie”. Promujesz ją singlem „Amsterdam”. Dlaczego właśnie to miasto?

Anita Lipnicka: Bo ma ono dla mnie znaczenie symboliczne. Kiedy się tam wybrałam po raz pierwszy, miałam 19 lat i właśnie zaczynała się na poważnie moja przygoda z muzyką. Byłam wtedy tuż po nagraniach pierwszej płyty z Varius Manx, mieszkałam z chłopakiem w Łodzi i to z nim pojechałam do Amsterdamu, autostopem! Dzisiaj taka podróż wydaje się nie do wyobrażenia, ale wtedy wszyscy byliśmy dużo bardziej ufni, świat wydawał się przyjaźniejszy. Amsterdam zrobił na mnie ogromne wrażenie, wróciłam oszołomiona jego energią. Od tego czasu zawsze kojarzył mi się z powiewem świeżego powietrza, wolnością, młodością. Ta podróż głęboko zapadła mi w pamięć. Dziś stała się dla mnie metaforą tamtego okresu, kiedy wszystko było jeszcze przede mną, każde drzwi stały otworem, przed oczyma roztaczał się nieskończony ogrom możliwości. W miarę upływu lat ten wybór możliwości się zawęża, nasza perspektywa się przesuwa. W tej piosence nie chodzi więc o konkretne miejsce, raczej o moment w życiu, do którego nie da się już wrócić. Każdy z nas ma taki swój Amsterdam. O tym jest ten utwór, z pozoru radosny, wesoły i słoneczny, ale z pewną nutką nostalgii, tęsknoty za tym, co minęło. Zresztą cała płyta „Śnienie” naszpikowana jest refleksjami na temat mijającego czasu. Pewnie dlatego, że jestem w wieku, kiedy zaczynam częściej oglądać się przez ramię, rozmyślać o tym, co straciłam, co wygrałam, ile jeszcze przed mną.

PAP Life: Wracałaś później do Amsterdamu?

A. L.: To ciekawe, ale nie. Dopiero niedawno, po prawie trzydziestu latach, wybrałam się tam ponownie, żeby nakręcić teledysk do piosenki. Przy okazji powstała też sesja zdjęciowa do okładki płyty. To była taka podróż sentymentalna, rewizja przeszłości.

PAP Life: I jakie teraz miałaś wrażenia?

A. L.: Zobaczyłam to miasto na nowo, wydało mi się jeszcze większe, jeszcze bardziej dynamiczne, tętniące życiem. Ciekawe jest jednak to, co pamięć wyprawia z naszymi wspomnieniami. Kiedy pojechałam tam ze swoją ekipą, by tropić własne ślady, uparłam się, by szukać pomnika krowy, pod którym 30 lat temu rzekomo piłam wino i jadłam frytki z majonezem. Ale żadnego pomnika krowy nigdzie nie było! Czy naprawdę istniał, czy go sobie wymyśliłam, a może to był zupełnie inni pomnik albo w zupełnie innym mieście? Kiedy zestawiamy rzeczywistość z naszymi wspomnieniami, pojawia się mnóstwo nieścisłości.

PAP Life: Czasem wracamy do miejsc, które pamiętamy jako magiczne, a po latach okazują się nijakie.

A. L.: Też wielokrotnie doświadczyłam takich rozczarowań. Myślę, że splot okoliczności jest bardzo istotny. Jakieś doświadczenie może nam obrzydzić albo wyidealizować konkretne przeżycie, że staje się ono niedoścignionym snem w naszej jaźni. Jednym z moich ukochanych europejskich miast jest Porto, od siedmiu lat namawiam męża, żebyśmy się tam razem wybrali. Ale trochę też się tego obawiam. Nie wiem, czy kiedy w końcu tam pojedziemy, nie okaże się, że Porto nie jest już moim miastem ze snów. Że tylko tak je pamiętam.

PAP Life: Każdy z nas ma też miejsce, które go ukształtowało, miało wpływ na późniejsze wybory. Jakie uczucia pojawiają się w tobie, kiedy myślisz o rodzinnym Piotrkowie Trybunalskim?

A. L.: Faktycznie tam się wszystko zaczęło. Wracam do tego miasta, chociaż przyznam, że coraz rzadziej. Tak naprawdę mam coraz mniej powodów, żeby tam jeździć. Myślę, że ogromny wpływ na to miała śmierć mojego ojca, który nie żyje już od wielu lat, a moja mama właściwie mieszka ze swoją mamą w Tomaszowie Mazowieckim. Mój rodzinny dom stał się więc domem duchów. Kiedy ostatnio byłam w Piotrkowie przy okazji koncertu, doświadczyłam bardzo złożonych emocji. Zaczęłam się nawet nad tym zastanawiać, czemu są takie ambiwalentne, dlaczego nie jest tak, że wracam do Piotrkowa i mówię: „Wow, jak mi tu dobrze, chcę tu dłużej zostać!” 

Może chodzi o to, że już dawno odseparowałam się emocjonalnie od tego miejsca. Z rozrzewnieniem wracam za to do wspomnień z wczesnego dzieciństwa związanych z okolicami Piotrkowa, z tamtejszą cudowną przyrodą. Do przepięknych łąk i lasów, do rzeki Pilicy, do Sulejowa, w którym mieszkała moja prababcia. Potem, gdy jako nastolatka stawiałam pierwsze kroki na scenach piotrkowskiego amfiteatru czy domu kultury, to też były ważne dla mnie miejsca. Jednak większość z nich już zniknęła. Nie ma kina Havana, gdzie oglądałam pierwsze filmy Polańskiego, nie ma kawiarni Ormianin, w której godzinami przesiadywaliśmy ze znajomymi po szkole... Ale pamiętam także, że dość wcześnie pojawiło się u mnie silne pragnienie, by wyrwać się z rodzinnego miasta i popędzić w świat. Gdy więc teraz tam wracam, mam poczucie wygranej, że zrobiłam to, co chciałam, że tak dużo przeżyłam, a na pewno nie byłoby mi to dane, gdybym tam została.

PAP Life: Świat szybko cię porwał. Chodziłaś jeszcze do liceum, a twoje piosenki śpiewała już cała Polska.

A. L.: Ale zanim to się stało, bardzo ważnym doświadczeniem był wyjazd do Tokio. Miałam wtedy 15 lat. To był chyba mój pierwszy krok milowy, który miał wpływ na to kim dziś jestem. Po trzech miesiącach spędzonych w Japonii, tak egzotycznej, tak innej niż rzeczywistość, w której dorastałam, wróciłam do domu, do swojej ławki szkolnej. Ale wiedziałam, że jestem już w zupełnie innym punkcie niż moi znajomi, że wystrzeliłam jak rakieta w przestrzeń międzyplanetarną i już nic mnie nie zatrzyma. Obudził się we mnie apetyt na więcej. To odkrycie, że świat jest tak wielki, tak różnorodny, że tyle jest do zobaczenia, utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszystko jest możliwe, wystarczy tylko chcieć, by spełnić swoje marzenia.

PAP Life: W Tokio pracowałaś jako modelka. Jak do tego doszło?

A. L.: Moja mama przeczytała w gazecie ogłoszenie o naborze dziewcząt do konkursu, którego finałem miało być podpisanie kontraktu z jedną z wiodących agencji modelek w Tokio. Nie mówiąc mi nic o tym, wysłała kilka moich zdjęć. Pewnie nawet nie wierzyła, że coś z tego wyjdzie. Wkrótce jednak ktoś zadzwonił z Warszawy i zaproszono mnie na próbne zdjęcia. To było i dla niej, i dla mnie, wielkie zaskoczenie. Cały proces eliminacji i przygotowań trwał pół roku. W końcu jako jedna z pięciu finalistek dostałam kontrakt w Japonii. Pojechałam, zamieszkałam z dwiema dziewczynami w wynajętym mieszkaniu. Z dnia na dzień znalazłyśmy się w Tokio, nie mówiąc nawet w języku angielskim! Teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że to był tylko sen.

PAP Life: Miałaś wtedy zaledwie 15 lat. Nie bałaś się?

A. L.: Różne rzeczy mogły się wydarzyć. Na każdym kroku czyhały na nas różne pokusy, niebezpieczeństwa – alkohol, narkotyki, przypadkowe znajomości. Dziś, z perspektywy bycia mamą, powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, żeby puścić córkę na drugi koniec świata. Pod względem zawodowym wszystko było w porządku, wbrew przestrogom ciotek i wujków, którzy mówili, żeby mnie nie puszczać, bo to może być handel kobietami i skończymy w agencji dla prostytutek itd. Cała sytuacja była transparentna i niezwykle profesjonalna, ale trudna do udźwignięcia emocjonalnie. Wszystkie czułyśmy się totalnie wyobcowane, niepewne tego, co nas czeka. Pamiętam, że w pierwszych dniach pobytu każda z nas wymiotowała z nerwów. Po trzech miesiącach sama podjęłam decyzję o powrocie do Polski, bo pozostanie w Japonii oznaczałoby przerwanie edukacji, a ja wiedziałam, że chcę skończyć szkołę. Nie wiem, skąd była we mnie ta dojrzałość, zdrowy rozsądek. Jednak, mimo, że nie było mnie tylko chwilę, kiedy wróciłam, byłam już innym człowiekiem. Utwierdziłam się też w przekonaniu, że skoro dałam sobie radę w Tokio, to mogę wszystko, jakby wstąpiła we mnie jakaś moc.

PAP Life: Może stąd wzięła się twoja odwaga, żeby potem wyjść na scenę i śpiewać swoje teksty do tysięcy ludzi.

A. L.: Być może. Ta przygoda pozwoliła mi uwierzyć, że mam siłę sprawczą. Zrozumiałam wtedy, że ode mnie wiele zależy, że mój los nie jest przesądzony i mogę sama stać się kreatorką własnej życiowej ścieżki. Kiedy po dwóch latach spędzonych w Varius Manx podjęłam decyzję, że odchodzę, wiele osób dziwiło się, mówiono, że przekreślam swoją karierę. A ja, chociaż nie miałam żadnego planu B, czułam, że muszę to zrobić. To znowu była jedna z tych ważnych dla mnie decyzji, przesądzająca o tym, co będzie dalej. Byłam wycieńczona sławą, którą spłynęła na mnie jak grom z jasnego nieba, poza tym z każdym dniem rodziło się we mnie coraz większe poczucie jakiejś krzywdy, że jestem eksploatowana ponad siły, wystawiona na świecznik, odarta z prywatności, a na nic się to nie przekłada, bo mój standard życia wcale zmieniał się wprost proporcjonalnie do rosnącej popularności. Wydałam dwie hitowe płyty, a stać mnie było najwyżej na kolorowy telewizor. Kiedy zaczęłam dociekać, zadawać zbyt wiele pytań dotyczących umów, finansów, słyszałam odpowiedzi w stylu: "Ciesz się, że jesteś sławna". Serio? Dlatego postanowiłam się od tego odciąć, odejść z wytwórni fonograficznej, z którą byłam wtedy związana, zakończyć współpracę z Varius Manx i przejąć kontrolę nad własnym życiem. Bez względu na konsekwencje.

PAP Life: Wtedy wyjechałaś do Londynu i w twoim życiu zaczął się wątek brytyjski, który trwa do dzisiaj.

A. L.: To prawda, ten wątek się ciągnie i pewnie się nie skończy. Zabawne, że gdy patrzymy, jak te życiowe puzzle się układają, to dostrzegamy, że wszystkie zdarzenia są jak naczynia połączone, każdy ruch ma sens. Skąd wziął się Londyn? Nie wymyśliłabym, że chcę tam polecieć. To też była seria przypadków. Gdy odeszłam z zespołu, na mojej drodze pojawił się Wiktor Kubiak, producent wykonawczy musicalu „Metro". Poznałam go przez realizatora dźwięku płyt Varius Manx, który jednocześnie był związany ze Studiem Buffo i „Metrem”. Wiktor Kubiak w tamtym czasie sprawował też opiekę menadżerską nad Edytą Górniak, która wtedy rezydowała w Londynie i pracowała nad swoją anglojęzyczną płytą. Pojechałam do Londynu, poznałam Wiktora, który po kilku dniach zapytał mnie, czy nie chciałabym podpisać z nim kontraktu. Zdecydowałam się na ten krok i to była bardzo dobra decyzja. W Londynie odzyskałam równowagę wewnętrzną, poszłam do szkoły, nauczyłam się angielskiego. Jednocześnie był to dla mnie intensywny etap rozwoju. Cały czas biegałam po galeriach sztuki, teatrach, salach kinowych. Otwierały mi się oczy i głowa.

PAP Life: Nagrałaś dwie świetne solowe płyty, które dostały mnóstwo nagród. A jednak zdecydowałaś się na powrót do Polski. Dlaczego?

A. L.: Londyn dał mi mnóstwo możliwości, miałam okazję poznawać nowe smaki, chłonąć wrażenia i doświadczenia, pracować z topowymi muzykami, których nazwiska znałam z płyt swoich ulubionych wykonawców. To wszystko było dla mnie fascynujące! Ale w pewnym momencie dotarła do mnie gorzka prawda, że tam zawsze będę tylko obywatelką drugiej kategorii, że to, skąd pochodzę, jednak determinuje moje losy, w jakiś sposób mnie ogranicza, że moja pozycja startowa jest zupełnie inna niż osób, które tam się urodziły czy wychowały. Nie było sensu się dłużej czarować marzeniami o podboju świata.

PAP Life: Wróciłaś z Wielkiej Brytanii i... związałaś się z Walijczykiem, Johnem Porterem. Byliście parą, macie córkę Polę, nagraliście razem kilka płyt. A 7 lat temu wyszłaś za mąż za Marka Graya, który jest Anglikiem. Przypadek?

A. L.: Chyba nie. Jeżeli wierzyć w to, że nie żyjemy tylko raz, że kiedyś już tu byliśmy i urodzimy się ponownie, to można założyć, że nie ma przypadków. To, że nas ciągnie w jakąś stronę, w pewne miejsca czy do konkretnego człowieka, musi mieć jakieś uzasadnienie. Mnie wiele razy zaskoczyła w życiu moc przeznaczenia. Może z tą Anglią łączyły mnie silne więzy w poprzednim wcieleniu? (śmiech). Mam córkę z Johnem, który jest Walijczykiem od lat zakotwiczonym w Polsce, mój mąż jest Anglikiem, nagrałam pięć płyt w Anglii, mam tam sporo znajomych, z którymi łączą mnie bliskie, przyjacielskie relacje. A zatem ta przeplatanka moich związków z Wielką Brytanią trwa cały czas.

PAP Life: Masz swoją "małą Anglię" w Warszawie.

A. L.: Trochę tak. W domu z konieczności mówimy z Polą po angielsku, bo Mark nadal nie zna dobrze polskiego, choć przeprowadził się tu dla mnie 8 lat temu. Ale we mnie samej chyba nic angielskiego nie ma. Brytyjczycy zachowują sporą rezerwę w kontaktach, są niezwykle uprzejmi, ale zdystansowani. Z moją otwartością, temperamentem, niestabilną naturą bliżej mi raczej do nacji południowych: Hiszpanów, Włochów czy Greków. Gdy chcę coś powiedzieć, to walę prosto z mostu, bez zastanowienia, co na pewno nie jest angielskie.

PAP Life: Często latasz do Londynu?

A. L.: Dość często. Rodzice i dzieci mojego męża mieszkają w Anglii, więc spotykamy się z nimi albo tam, albo tutaj. W Londynie studiuje córka Marka, on sam pracuje dla londyńskiej firmy. To się wszystko jakoś splata. Choć Londyn, do którego dziś wracam, to jest już inne miasto niż to, które pamiętam z mojego wyjazdu w połowie lat 90.

PAP Life: Przez wiele lat śpiewałaś wyłącznie po angielsku, teraz wróciłaś do śpiewania po polsku.

A. L.: To prawda, przez 12 właściwie nie śpiewałam po polsku. Kiedy byłam z Johnem, zawiesiłam działalność solową i graliśmy tylko w duecie. Co prawda John mówi po polsku, ale niezbyt gramatycznie, kiedy próbowaliśmy nagrać coś w naszym języku, to brzmiało to śmiesznie i niewiarygodnie. Łatwiej było mi śpiewać po angielsku niż jemu na polsku. Potem płytą „Hard Land of Wonder” wróciłam do śpiewania solo, ale ten album też był cały napisany po angielsku i nagrany w Anglii. Dopiero na płycie „Vena Amoris” wróciłam do ojczystego języka, choć też nagrałam ją w Anglii i z angielskimi muzykami. Najnowszy album „Śnienie” jest już cały po polsku i nagrany z polskimi muzykami.

PAP Life: Od lat mieszkasz w Warszawie. Inspiruje cię to miasto?

A. L.: Mnie inspiruje raczej przyroda, natura. Gdybym mogła, najchętniej mieszkałabym w lesie. Ale lubię Warszawę, która stała się moim rodzinnym domem zastępczym, bo tu mieszka mój brat z żoną i dziećmi oraz najbliższy przyjaciel, którego znam jeszcze z Piotrkowa Trybunalskiego. Za każdym razem, kiedy wracam do Warszawy, czuję, że jestem stąd, że tu zapuszczam korzenie. Wiem, że mimo marzeń o posiadaniu jakiegoś skromnego lokum na południu Europy, głównie ze względu na pogodę, na pewno nie byłabym w stanie na stałe wyemigrować. To jest zadziwiające, jak miejsce, w którym osiadamy, decyduje o naszym poczuciu tożsamości.

PAP Life: Skoro mówimy o ważnych dla ciebie miejscach, to muszę zapytać, dlaczego ślub z Markiem wzięłaś na greckiej wyspie Hydra?

A. L.: Hydra jest dla mnie wyjątkową kropką na mapie świata. Pokochałam ją dawno temu, kiedy jeszcze mało kto stąd wiedział o jej istnieniu. Pierwszy raz pojechałam tam ponad 15 lat temu, po przeczytaniu biografii Leonarda Cohena, który zawsze był dla mnie największym śpiewającym poetą. Z tej książki dowiedziałam się, że Cohen spędził na Hydrze wiele lat swojego życia, uciekał tam przez zgiełkiem Nowego Jorku, miał tam dom, w którym powstało wiele ważnych dla mnie piosenek. 

Wybrałam się więc na Hydrę sama, by tropić ślady Cohena, odwiedzałam miejsca, które rozpoznawałam z jego biografii, jego ulubione plaże, bary, w których przesiadywał, znalazłam też jego dom. Wtedy był to nie lada wyczyn, bo domu Cohena nie dało się znaleźć na żadnej mapie czy aplikacji w telefonie, po prostu trzeba było odliczać kroki, np. skręcić w prawo, potem daj czterdzieści kroków w lewo, za sklepem z zielonymi drzwiami prosto trzydzieści schodków pod górę itd. Na Hydrze nie ma ruchu ulicznego, aut ani motorów. Życie mieszkańców koncentruje się w okolicach portu, a całe miasto pnie się po skarpie w górę i jest usłane pajęczyną przesmyków dostępnych jedynie dla pieszych i osiołków, które są tam jedynymi środkami transportu.

Dlatego to miejsce jest takie magiczne i zachowuje swój niezmienny urok. Kiedy podjęliśmy z Markiem decyzję o ślubie, od razu powiedziałam mu, że jeśli już, to chcę zrobić to tylko tam, w obecności najbliższych nam osób, gdzieś na maleńkiej dzikiej plaży. I tak właśnie wyglądał nasz ślub. Później kilkukrotnie byliśmy razem na Hydrze, choć przyznam, że ostatnio wracałam stamtąd zasmucona, bo „moja” wyspa stała się atrakcją turystyczną. Ale nadal po sezonie ją kocham. Marzę, by spędzić tam swoją emeryturę!

PAP Life: Jest miejsce, w którym jeszcze nie byłaś, a bardzo chciałabyś

A. L.: Chciałabym wybrać się na długa wyprawę do Stanów, przemierzyć ten kraj samochodem, poznać różne jego oblicza. Byłam w Nowym Jorku, na Florydzie i w Chicago, ale nie widziałam tych prawdziwych Stanów, które są tak różnorodne, fragmentami wciąż dzikie. Stamtąd pochodzi przecież tylu artystów, którzy mnie inspirują. Taka wyprawa musiałaby trwać co najmniej kilka tygodni, więc też wymagałaby dokładnego zaplanowania. Wciąż jednak wierzę, że wszystko się może zdarzyć, więc na pewno kiedyś zrealizuję i to marzenie. Ale póki co przede mną promocja nowej płyty i trasa koncertowa, w którą ruszam już jesienią! (PAP Life)

Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska

Anita Lipnicka – piosenkarka, autorka tekstów, kompozytorka. Karierę muzyczną rozpoczęła w wieku 19 lat, gdy została wokalistką zespołu Varius Manx, z którym nagrała dwie płyty „Emu” (1994) i Elf (1995). W 1996 roku rozpoczęła karierę solową. Za debiutancki album „Wszystko się może zdarzyć” otrzymała status trzykrotnie platynowej płyty. W latach 2003-2015 była w związku z Johnem Porterem, z którym razem nagrała cztery płyty. W 2016 poślubiła Marka Graya. W październiku ukaże się jej nowy album „Śnienie”.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie
Sejm odrzucił wniosek PiS o wotum nieufności wobec ministry zdrowia Izabeli Leszczyny Sejm odrzucił w czwartek wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec ministry zdrowia. Posłowie PiS zarzucili jej działania wbrew interesom pacjentów. Premier Donald Tusk zapowiedział, że po odrzuceniu wniosku Izabela Leszczyna "będzie nadal wyciągała z bagna system ochrony zdrowia" po rządach PiS.Data dodania artykułu: 21.11.2024 19:58Sejm odrzucił wniosek PiS o wotum nieufności wobec ministry zdrowia Izabeli Leszczyny Były nauczyciel odpowie m.in. za prezentowanie pornografii młodzieży Przed sądem rejonowym w Oświęcimiu 4 grudnia ma ruszyć proces byłego nauczyciela jednej z tamtejszych szkół, który odpowie m.in. za prezentowanie pornografii nastolatkom i naruszenie ich nietykalności cielesnej – dowiedziała się PAP w krakowskiej prokuraturze okręgowej.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:37Były nauczyciel odpowie m.in. za prezentowanie pornografii młodzieży Polacy coraz częściej chcą się rozwodzić. Potwierdzają to eksperci. Widać to też po danych z sądów W trzech kwartałach tego roku do sądów okręgowych w całej Polsce wpłynęło blisko 62 tys. pozwów rozwodowych. To o 1,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich prawie 61 tys. Najwięcej pozwów złożono do sądów w dużych miastach. W całej Warszawie odnotowano ich łącznie 5,8 tys. Z kolei w Poznaniu było 3,9 tys. takich przypadków, a w Gdańsku zaobserwowano ich 3,4 tys. Eksperci nie są zaskoczeni tymi danymi. Jednocześnie wskazują, że spada liczba zawieranych małżeństw. Można zatem postawić tezę, że w strukturze społecznej zachodzą istotne zmiany.Data dodania artykułu: 20.11.2024 18:30Polacy coraz częściej chcą się rozwodzić. Potwierdzają to eksperci. Widać to też po danych z sądów
Reklama
Reklama
„Miłość jak miód” „Miłość jak miód” „Miłość jak miód”seans w ramach cyklu Kultura Dostępna!W czwartkowe popołudnie, 28 listopada w kinach zagości cykl Kultura Dostępna i polska komedia romantyczna „Miłość jak miód”. Majka i Agata zamieniają się miejscami, dzięki czemu odnajdują wielkie uczucie.Majkę (Agnieszka Suchora) i Agatę (Edyta Olszówka) równie dużo łączy, co dzieli. Obie są po pięćdziesiątce, przechodzą menopauzę i nie wierzą, że w ich życiu cokolwiek zmieni się na lepsze. Jedna mieszka nad Bałtykiem, druga w Tatrach. Jedna prowadzi cukiernię, druga jest wziętą architektką wnętrz. Jedna jest wdową, drugą partner właśnie zostawił dla młodszej. Jedna poświęca się dzieciom i wnukom, kompletnie zapominając o sobie, druga nie ma rodziny i dba o swój duchowy rozwój. Pewnego dnia przyjaciółki spotykają się na pogrzebie koleżanki z liceum. Agata namawia Majkę do spontanicznego wyjazdu w góry, sama zaś zajmuje jej miejsce. Nieoczekiwana zamiana ról przynosi szereg komplikacji, zabawnych zwrotów akcji i wyzwań, którym kobiety będą musiały stawić czoła. Czy uda im się przezwyciężyć przyzwyczajenia, uprzedzenia i lęki? Czy zdobędą się na odwagę, żeby otworzyć się na miłość i rozpocząć nowy rozdział w życiu? Czy naprawdę nigdy na nic nie jest za późno?Kultura Dostępna w Kinach jest częścią programu realizowanego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którego operatorem jest Narodowe Centrum Kultury. Projekt dofinansowano ze środków Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Szczegółowe informacje i repertuar najnowszej edycji cyklu w kinach Helios w całej Polsce dostępne są pod adresem: www.helios.pl/kultura_dostepna oraz www.nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/kultura-dostepna. Data rozpoczęcia wydarzenia: 28.11.2024
Repertuar kina Helios Repertuar kina Helios Tegoroczna jesień nie przestaje zaskakiwać różnorodnymi nowościami. Od najbliższego piątku w repertuarze kin Helios zagoszczą aż trzy premiery: „Simona Kossak”, „Vaiana 2” i „Heretic”. Ponadto widzowie mogą zapoznać się z licznymi filmowymi przebojami oraz projektami specjalnymi, takimi jak Kultura Dostępna czy Maraton Władcy Pierścieni.Polską nowością na najbliższy tydzień jest dramat „Simona Kossak”, przybliżający prawdziwą historię potomkini artystycznej rodziny Kossaków. Młoda kobieta porzuca dotychczasowe życie i towarzyskie salony, aby objąć posadę naukowczyni w Białowieży. W środku puszczy, pomimo trudnych warunków – bez prądu i bieżącej wody – rozpoczyna życie na własnych warunkach. Tam poznaje fotografa Lecha Wilczka, z którym łączy ją niezwykła relacja. Jednakże wyobrażenia Simony o pracy przyrodnika ulegają bolesnej weryfikacji. Musi stanąć w obronie nie tylko swoich ideałów, ale również świata roślin i zwierząt… W rolach głównych występują: Sandra Drzymalska, Jakub Gierszał i Agata Kulesza.W repertuarze znajdzie się także nowa animacja wprost ze studia Disney – to „Vaiana 2”, czyli kontynuacja ciepło przyjętej historii nawiązującej do kultury wysp Polinezji. Trzy lata po wydarzeniach z pierwszej części, Vaiana otrzymuje nieoczekiwane wezwanie od swoich przodków. Dziewczyna musi wypłynąć na dalekie i dawno zapomniane wody Oceanii. Vaiana zbiera więc grupę śmiałków gotowych na przygodę życia, wśród których znajduje się jej przyjaciel Maui. Ich zadaniem będzie przełamanie niebezpiecznej klątwy, a nie będzie to proste, gdyż będą musieli stawić czoła starym i nowym wrogom.Jesienna aura sprzyja oglądaniu horrorów, a już w najbliższym tygodniu pojawi się kolejna nowość z tego gatunku. „Heretic” opowiada o dwóch młodych kobietach, które od drzwi do drzwi starają się głosić słowo Boże. W jednym z domów otwiera im czarujący pan Reed – szybko okazuje się jednak, że mężczyzna posiada diaboliczną drugą twarz. Niespodziewanie wszystkie wyjścia zostają zamknięte, a podejrzany gospodarz co chwila pojawia się, aby zadać im kolejną zagadkę testującą ich wiarę. Rozpoczyna się śmiertelnie niebezpieczna gra, w której stawką jest przetrwanie…Ponadto w repertuarze Heliosa znajdą się hitowe nowości ostatnich tygodni, takie jak „Gladiator 2” w reżyserii Ridleya Scotta. Lucjusz jako dziecko był świadkiem śmierci Maximusa z rąk swojego wuja Commodusa. Teraz decyduje się walczyć w Koloseum jako gladiator, aby przeciwstawić się dwóm cesarzom, rządzącym Rzymem żelazną pięścią. Z wściekłością w sercu i z nadzieją na lepszą przyszłość Cesarstwa Lucjusz musi spojrzeć w przeszłość, aby znaleźć siłę i honor, by zwrócić chwałę Rzymu jego ludowi.Fani kina familijnego mogą wybrać się do kin na pozytywną produkcję „Paddington w Peru”. Tytułowy bohater wraz z rodziną Brownów postanawia wyruszyć w daleką podróż do Ameryki Południowej, a dokładniej do Peru, aby odwiedzić swoją ukochaną ciocię Lucy. W tym celu wszyscy udają się do umieszczonego nieopodal lasu deszczowego Domu dla Emerytowanych Niedźwiedzi. To jednak dopiero początek niezwykle ekscytującej przygody, w trakcie której odkryją wiele tajemnic.Kinomani, którzy pragną poczuć ducha zbliżających się Świąt, mogą zapoznać się z najnowszą częścią kultowej serii. Film „Listy do M. Pożegnania i powroty” ukazuje losy różnorodnych bohaterów, które krzyżują się w Wigilię. Do sagi po dłuższej przerwie powraca postać Mikołaja. Mężczyzna odwiedza dawnych i nowych przyjaciół, podczas gdy jego synek Ignaś rusza w pościg za utraconym prezentem i duchem Świąt… Ponadto w obsadzie znalazła się plejada polskich gwiazd!Kina Helios słyną z organizacji popularnych Nocnych Maratonów Filmowych, najbliższa edycja cyklu będzie w pełni poświęcona produkcjom stworzonym na podstawie dzieł J.R.R. Tolkiena. W piątek, 22 listopada odbędzie się Maraton Władcy Pierścieni, podczas którego widzowie będą mogli obejrzeć wszystkie części przebojowej trylogii w wersji reżyserskiej. Z kolei melomani mogą wybrać się do Heliosa na porywające koncerty uwielbianego tenora. Widowisko „Andrea Bocelli 30: The Celebration”, które zawita na wielkich ekranach 23 i 24 listopada, podsumowuje trzydzieści lat artysty na scenie i jest okazją do przypomnienia największych przebojów w jego wykonaniu. W poniedziałek, 25 listopada w wybranych lokalizacjach odbędą się seanse z cyklu Kino Konesera. Widzowie będą mogli zobaczyć słynny koreański thriller „Oldboy” w odnowionej jakości obrazu. Główny bohater, Dae-su, mści się po latach za zabójstwo swojej żony… Natomiast w czwartkowe popołudnie, 28 listopada w kinach zagości cykl Kultura Dostępna i polska komedia romantyczna „Miłość jak miód”. Majka i Agata zamieniają się miejscami, dzięki czemu odnajdują wielkie uczucie.Bilety na listopadowe seanse dostępne są w kasach kin Helios, w aplikacji mobilnej oraz na stronie www.helios.pl. Dokonując zakupu wcześniej, można wybrać najlepsze miejsca, a  także zaoszczędzić w ramach oferty „Wcześniej kupujesz, więcej zyskujesz”. Data rozpoczęcia wydarzenia: 22.11.2024
Dawid Podsiadło - Dokumentalny  w Helios na Scenie Dawid Podsiadło - Dokumentalny w Helios na Scenie W czerwcu 2024 roku Dawid Podsiadło zagrał 7 koncertów stadionowych dla pół miliona widzów. Finałem tej trasy były rekordowe dwa koncerty na Stadionie Śląskim w Chorzowie dla prawie 200 tys. osób. Ten film to zapis tych 7 wyjątkowych dni, a zobaczymy go już 3 grudnia w kinach Helios.Film „Dawid Podsiadło – Dokumentalny” to intymny portret jednej z największych postaci polskiej sceny muzycznej. Reżyser Tomasz Knittel zabiera widzów na pełną emocji podróż, towarzysząc Dawidowi Podsiadle podczas jego monumentalnej trasy koncertowej, obejmującej siedem występów na stadionach w Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu i Chorzowie. Jednak to nie same koncerty są tu najważniejsze, lecz Dawid – artysta, który tą trasą zamyka pewien etap swojej kariery i zastanawia się, co przyniesie przyszłość.Kamery śledzą Dawida nie tylko na scenie, ale przede wszystkim za kulisami – w chwilach skupienia, zmęczenia, radości i refleksji. Film pokazuje jego prawdziwą twarz: człowieka pełnego pasji, ale i niepewności.Dawid otwiera się przed widzami, dzieląc się przemyśleniami o drodze, którą przeszedł, o presji związanej z popularnością oraz o tym, co dalej po zakończeniu tak ogromnej trasy. Obecność znakomitych gości, takich jak Edyta Bartosiewicz, Monika Brodka, Daria Zawiałow, Kaśka Sochacka, Artur Rojek, Ralph Kaminski, Kortez i Vito Bambino zdecydowanie podkreśla wagę tego etapu.To unikalna okazja, aby zobaczyć, jak wygląda życie artysty w momentach triumfu, ale i w tych cichszych, bardziej intymnych chwilach, kiedy sceniczne światła gasną, a pytanie „co dalej?” staje się najważniejsze.Helios zaprasza melomanów na ten wyjątkowy seans! Bilety dostępne są na stronie www.helios.pl, a także w kasach kin i aplikacji mobilnej. W ramach oferty „Wcześniej kupujesz, więcej zyskujesz” dokonując zakupu z wyprzedzeniem, można wybrać najlepsze miejsca, a także - zaoszczędzić.Data rozpoczęcia wydarzenia: 03.12.2024
Reklamamuzyczny spektakl Metamorfozy
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 5°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1022 hPa
Wiatr: 14 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Łóżko rehabilitacyjne  Elbur PB 340 Łóżko rehabilitacyjne Elbur PB 340 Cena: Do negocjacjiZ pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów oraz montaż gratisNa zdjęciu: Łóżko PB 340 w rozmiarze 120×200 cm w kolorze buk z płytą osłaniającą napęd łóżka. Akcesoria: stolik Rubens 9 w kolorze buk.Wyjątkowa propozycja wśród łóżek, zaprojektowana z myślą o komforcie i bezpieczeństwie użytkowników o zwiększonej masie ciała. Wzmocniona konstrukcja, szersze leże oraz dostosowane do dużych obciążeń napędy, pozwalają na korzystanie z tego łóżka przez użytkowników o maksymalnej wadze do 215 kg. Z uwagi na ponadprzeciętne parametry techniczne, łóżko PB 340 przeznaczone jest szczególnie dla pacjentów bariatrycznych.DETALE PRODUKTU:1. Szerokość leża 100 i 120 cm4. Wytrzymałe, higieniczne leże2. Dopuszczalne obciążenie 250kg5. Pilot z blokadą poszczególnych funkcji3. Nowoczesny napęd podnoszenia łóżka6. Osłona frontu (opcja)OPCJE:osłona frontu • zmiana długości i szerokości leżaPODSTAWOWE DANE TECHNICZNEBezpieczne obciążenie robocze250 kgMaksymalna waga użytkownika215 kgRegulacja wysokości leża:od 30 do 80 cmRegulacja segmentu oparcia pleców:0 ÷ 70°Regulacja segmentu oparcia podudzi:0 ÷ 20°Wymiary zewnętrzne długość × szerokość:218 × 112 (132) cmPrześwit pod łóżkiem:ok. 16 cmCiężar całkowity:109,8 (123,5) kgKółka jezdne:100 mm z hamulcem
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama