Resort zdrowia przygotowuje się do kluczowej reformy szpitalnictwa, której koncepcję - na zlecenie Izabeli Leszczyny - przygotował zespół ekspertów. Projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, która ma być fundamentem projektu, czeka, aż zajmie się nim Rada Ministrów. Z zapowiedzi ministerstwa wynika, że może to się stać na jednym z kolejnych posiedzeń rządu.
Projekt zakłada zmianę zasad kwalifikowania szpitali do tzw. systemu podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej (tzw. PSZ) i konsolidację szpitali. Podczas spotkania z dziennikarzami w czwartek Leszczyna i wiceminister zdrowia Jerzy Szafranowicz, mianowany w połowie roku na to stanowisko (lekarz ortopeda, zarządzający w przeszłości placówkami medycznymi), przedstawili kluczowe rozwiązania reformy i zmiany, które zdecydowali się w jej założeniach na ostatniej prostej wprowadzić.
"Dobrowolność jest słowem kluczem" - podkreśliła ministra zdrowia. "Gwarantujemy wszystkim organom tworzącym szpitale - starostom i marszałkom - dobrowolność przystąpienia do naszego projektu. Jego celem jest uszycie szpitala na miarę - na miarę miejsca, w którym jest, i potrzeb mieszkańców, którzy są tam" - zadeklarowała.
Ministerstwo Zdrowia postawiło diagnozę dzisiejszej sytuacji. To niedostosowanie świadczeń do potrzeb zdrowotnych społeczeństwa, utrzymywanie zbyt wielu zespołów medycznych w gotowości, brak miejsc na oddziałach opieki długoterminowej oraz zadłużenie szpitali. Reforma, według koncepcji resortu, ma te problemy pomóc rozwiązać.
"Struktura oddziałów szpitalnych w Polsce nie odpowiada oczekiwaniom naszych pacjentów. (...) Dłużej żyjemy, a nie mamy oddziałów geriatrycznych, nie mamy hospicjów, nie mamy oddziałów opieki długoterminowej, nie mamy oddziałów jednodniowych. Mamy za to oddziały chirurgiczne całodobowe, których jest nadmiar. Proponujemy w tej reformie: porozumcie się dyrektorzy między sobą. Nie każdy szpital musi mieć wszystkie profile działalności. Jeżeli te szpitale są w odległości 10-15 km, podzielcie się oddziałami, zmieńcie profile świadczeń. To wszystko ma służyć płynności finansowej - koszty są niższe - oraz jakości dla pacjenta" - wyjaśnił Jerzy Szafranowicz.
Ma to też sprzyjać "racjonalizacji zarządzania kadrami", czyli rozwiązaniu problemu braku lekarzy i reszty personelu medycznego w sytuacji, gdy kilka szpitali obok siebie prowadzi tę samą działalność i walczy wysokością wynagrodzeń o tych samych pracowników.
Wiceminister przekazał, że ponad połowa szpitali powiatowych w Polsce jest zadłużonych. Podał przykład powiatu, gdzie starosta co miesiąc zadłuża się w parabankach, by mieć pieniądze na pensje. "Radzą sobie szpitale uniwersyteckie, marszałkowskie, mundurowe, ale szpitale powiatowe wymagają pilnej pomocy" - podkreślił.
Reforma wiąże się z Krajowym Planem Odbudowy. W jego ramach Polska ma otrzymać 17 mld zł na inwestycje w ochronę zdrowia. Część tych środków zostanie wykorzystana na modernizację oddziałów i poprawę jakości usług medycznych w placówkach w ramach programu MZ.
"Dla szpitali, które przystąpią do reformy, mamy 1,5 mld zł" - powiedział Szafranowicz. Ale punktem wyjścia do uruchomienia tych środków będzie przedstawienie przez szpitale planów naprawczych, które będą oceniane przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji oraz przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Czas na przedstawienie planów naprawczych określono na trzeci kwartał przyszłego roku. Nowa sieć szpitali (czyli reforma) ma wejść w życie w połowie 2027 r. Warunkiem wstąpienia do sieci będzie posiadanie przez szpital oddziału hospitalizacji całodobowej od co najmniej dwóch lat.
Resort pracuje też nad rozwiązaniem, by szpitale, które wejdą do sieci i podejmą się wdrożenia programów naprawczych, mogły podpisać umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Ten przejmie jego kredyty. Szpital będzie je spłacał, ale już nie na warunkach, jakim musiał sprostać, gdy zapożyczał się w parabankach.
Leszczyna zaznaczyła, że reforma nie oznacza oddłużania szpitali. Przypomniała, że to miało miejsce w przeszłości i niczego nie zmieniło - lecznice popadły w kolejne długi. Ale program ma pomóc im w wyjściu z dramatycznej sytuacji ciągłego dalszego zadłużania się. Choć nie będzie łatwy - zastrzegła.
Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się na zmianę zasad dotyczących kwalifikowania porodówki do sieci szpitali. Łączenie oddziałów między szpitalami będzie dobrowolne. Zdecyduje o tym zespół ekspertów przy wojewodzie, a nie wytyczne o liczbie odbieranych porodów.
"Mam nadzieję, że to uspokoi obawy społeczne. Nie ma nic gorszego niż strach kobiet, które boją się zachodzić w ciążę" - powiedziała szefowa MZ.
Do tej pory resort zakładał, że do sieci PSZ wchodziłyby tylko te placówki, w których rocznie odbierana jest pewna minimalna liczba porodów - w ocenie skutków regulacji projektu ustawy wpisano 400 porodów, choć ostateczną liczbę miał wskazywać minister zdrowia. Chodziło o gwarancję, że matką i dzieckiem zajmuje się odpowiednio wykwalifikowany, mający doświadczenie personel. Następnie doszło kolejne kryterium - odległość do najbliższego oddziału położniczego - by kobiety nie zostały bez porodówki w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od domu.
Teraz ma się to zmienić. Ministra przyznała, że założenia te wywołały falę niepokojów. Wytknęła opozycji, że wykorzystała projekt reformy do straszenia pacjentów. "Uważam, że nasi adwersarze polityczni w sposób absolutnie niegodny wykorzystali tę sytuację, strasząc kobiety, strasząc pacjentów. Minister zdrowia nie może pozwolić na to, żeby ludzie żyli w lęku, że im zabiorą szpital albo zabiorą porodówkę i kobiety nie będą miały gdzie rodzić. (...) Dlatego postanowiłam zmienić ten twardo brzmiący przepis w ustawie, że minister zdrowia określi liczbę porodów" - powiedziała.
Zamiast kryterium liczbowego zasady przesądzające o tym, gdzie i ile będzie porodówek, mają ustalać zespoły powoływane przy wojewodach. Będą je tworzyli: wojewoda i organy tworzące szpitale (starostowie, marszałkowie, prezydenci miast, konsultant wojewódzki ds. ginekologii i położnictwa).
"Mają ustalić zasady dla swojego województwa. Dla jednego to może być jakaś odległość, dla drugiego to może być liczba porodów, ale nie muszą to być w ogóle takie twarde dane. Zespół może ustalić pewne zasady i porozumieć się, że porodówka będzie np. nie w pięciu miejscach, ale w trzech. I takie wskazanie dla ministra zdrowia będzie wiążące" - przekazała Leszczyna.
Podkreśliła, że łączenie oddziałów i szpitali będzie dobrowolne. "Minister zdrowia nie ma prawa zamknąć żadnej porodówki, może to zrobić tylko organ tworzący" - powiedziała.
Miejscowości, w których będą likwidowane oddziały położnicze, mają być zabezpieczane dodatkowymi zespołami ratownictwa medycznego. Te w razie potrzeby mają dowieźć rodzącą do najbliższej porodówki.
Szefowa MZ dopytywana, co będzie z lecznicami, które nie zdecydują się na wejście do sieci, powiedziała, że nie wyobraża sobie, by właściciel szpitala (czyli samorząd) "upierał się" przy swojej decyzji, jeśli miałaby ona narażać pacjentów na niebezpieczeństwo.(PAP)
Autorka: Anita Karwowska
Napisz komentarz
Komentarze