9 czerwca 1946 roku na posterunku M.O. w Kaczce przy ul. Młynarskiej służbę pełnili: komendant od 9 miesięcy, plutonowy J.K., zastępca komendanta do spraw polityczno-wychowawczych S.F. oraz R.Z. Kilka miesięcy wcześniej był tam prywatny dom, w którym teraz zorganizowano milicyjną świetlicę i areszt w piwnicy o wysokości 1,5 m, szerokości 1,5 m i długości 2,5 m.
Kaczka była osadą robotniczą, gdzie mieszkali pracownicy fabryki sztucznego jedwabiu w Wilanowie. Przy ulicy Stawowej Wardowie prowadzili piekarnię. 8 czerwca 1946 roku do Jana Wardy przyszedł sołtys w sprawie zjazdu w Rawie Mazowieckiej. Jego żona Marianna Warda wspomina to spotkanie: - Dziecko nasze najmłodsze było bardzo słabe i chcieliśmy je chrzcić. Z tego powodu mąż odmówił sołtysowi i komendantowi dania podwody. Wtedy J.K. miał krzyczeć: - Odmawiasz posłuszeństwa! Pożałujesz!
Następnego dnia w sklepie spożywczym po sąsiedzku nieznani sprawcy napadli na Jana Jędrasa należącego do Ochotniczych Rezerw M.O. (faktycznie paramilitarnych bojówek Polskiej Partii Robotniczej) w wilanowskim zakładzie. - Cofałem się w stronę posterunku M.O., wołałem o pomoc i wyjąłem służbową broń. Nie chciałem jej oddać komendantowi, to pobił mnie pałką gumową i karabinem, po czym zamknął w piwnicy.
Piekarz z Kaczki Marian Zdziarski usłyszał krzyk bitego, wszedł na posterunek, żeby wytłumaczyć, że Jędras posiada legalnie rewolwer. W tym samym czasie na posterunku był także pobity przez nieznane osoby 15-letni Jan Książczak wraz z ojcem Stanisławem Książczakiem.
Do kolejnej awantury doszło w trakcie spisywania protokołu w sprawie pobicia na Stawowej. Stanisław Książczak, obecny podczas przesłuchania, zauważył, że treść protokołu jest niezgodna z podawanymi przez syna okolicznościami. Książczak po ostrej wymianie zdań z milicjantem, został zatrzymany na posterunku. Później przyszedł Jan Warda, by interweniować w sprawie Książczaków. On tez został pobity na komisariacie i umieszczony, tak jak pozostali, w niewielkim pomieszczeniu.
- Mój ojciec Franciszek Lubicki widział, jak zamykali Książczaka. Stanął najbliżej wejścia, więc został zatrzymany: żeby na przyszłość nie podsłuchiwał rozmów służbowych – wspominał Józef Lubicki.
Po pewnym czasie któryś z milicjantów odsunął kontuar i podał zatrzymanym papierosa. Niedopałek, rzucony na przechowywany w piwnicy proch, spowodował pożar. - Nikt nas nie uprzedził, że tam się znajdował proch. Było ciemno, strasznie ciasno, ledwie się pomieściliśmy – zeznał w śledztwie Jan Jędras. Ustalono, że został porozrzucany w dużej ilości, a powinien zgodnie z rozkazem – tak jak poniemiecka broń, amunicja i granaty z całego powiatu – trafić do komendy w Rawie.
[reklama2]
Józef Lubicki wspominał: - Po pożarze zatrzymaliśmy chłopa, który przejeżdżał akurat wozem, żeby zawieźć ojca do szpitala na św. Antoniego. Jechaliśmy brukowanymi ulicami, a to był wóz na żelaznych kołach. Ojciec krzyczał wniebogłosy! Doktor Alfred Augspach już czekał, bo chłopaki wcześniej go powiadomili. Gdy potem ojca zobaczyliśmy, był cały w bandażach, miał wycięte otwory na nos, oczy i usta. Zmarł 21 czerwca 1946 roku z powodu oparzeń III stopnia.
Jan Warda i Marian Zdziarski zginęli w płomieniach, Jan Jędras przebywał w szpitalu do 13 lipca, Stanisław Książczak – do 14 października 1946 roku.
- Należy w dniu 11 czerwca [1946 r.] wysłać specjalnych ludzi w celu wskazania przyczyn, winnych ukarać. Ludność miejscowa musi to widzieć. Z przyczyn tych należy spodziewać się, że reakcja wykorzysta w terenie do masówek włącznie – tej treści fonogram wydał 10 czerwca płk Mieczysław Moczar z Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi do komendy M.O. w Łodzi. Tego samego dnia ppor. Mikulski w telefonogramie z komisariatu M.O. w Tomaszowie do komendy wojewódzkiej podawał, że nastrój miejscowej ludności jest bardzo wrogi w stosunku do M.O. oraz że komendant posterunku w Kaczce uciekł.
Akt oskarżenia przeciwko milicjantom trafił do sądu w Łodzi w dniu 12 lipca 1946 roku. Odbyły się dwa posiedzenia Sądu, 4 i 18 września 1946 roku. Na ostatniej obrońcy i oskarżeni wnieśli o uniewinnienie. Przewodniczący składu sędziowskiego kpt. Michał Salpeter wydał wyrok uniewinniający S.F. i R.Z. Sąd uznał, że J.K. nadużył władzy przez to, że dotkliwie pobił zatrzymanych oraz że „dopuścił się niedbalstwa w wykonywaniu ciążących na nim z tytułu służby obowiązków, a mianowicie zaniechał usunąć z piwnicy prochu strzelniczego”. Wymierzono mu karę 5 lat więzienia, ale na mocy amnestii z 22 lutego 1947 roku został zwolniony. Do Kaczki, Tomaszowa, a w przypadku niektórych – do służby, już nigdy nie wrócili.
Przejrzałem wszystkie wydania regionalnej prasy z 1946 roku w bibliotece Uniwersytetu Łódzkiego i nie znalazłem żadnej notatki ani o tragicznej śmierci Franciszka Lubickiego, Jana Wardy i Mariana Zdziarskiego, ani na temat procesu. Podobno o sprawie poinformowało Radio Wolna Europa dopiero po 1952 roku.
Dominik Kupis
Napisz komentarz
Komentarze