Ponad półtora roku temu, kiedy rozpoczęła się kadencja samorządowa zostałem przewodniczącym Komisji Zdrowia, Rodziny i Spraw Społecznych Rady Powiatu Tomaszowskiego. O ile tematyka społeczna jest mi szczególnie bliska, to już ta zdrowotna była dla mnie nowością.
Nowością o tyle, że mimo, iż dziesiątki razy opisywałem wyniki finansowe tomaszowskiego szpitala, pisałem o problemach, zadłużeniu, to całej reszty, jak kontrakcja z NFZ, sposoby rozliczeń i formalno prawnych realiów polskiej służby zdrowia wciąż się uczę. Przez ostatnie miesiące miałem też okazję spojrzeć na szpital z nieco bliższej perspektywy niż tylko doredakcyjne maile ze skargami na lekarzy, pielęgniarki, ordynatorów i prezesów.
Jako komisja staraliśmy się być w szpitalu obecni. Widzimy potrzeby, niedociągnięcia, konieczność inwestycji i tych małych (jak na przykład nadając się do użytku łóżka dla pacjentów i to na wszystkich oddziałach) i tych poważnych, wielomilionowych, jak budowa bloku operacyjnego.
Od samego początku twierdziłem, że dla mnie, jako radnego najistotniejsza jest jakość świadczonych usług medycznych. Wynik finansowy to coś, nad czym powinien czuwać Zarząd, następnie Starosta, jednoosobowo reprezentujący właściciela, później Rada Nadzorcza, którą ten właściciel powołuje.
Początek też nie był ciekawy. Wymiana prezesów, informacje o zadłużeniu wobec ZUS i karach nałożonych przez NFZ. Przez prawie rok sprawy toczyły się powoli ale jednak do przodu. Nowy Prezes, Konrad Łukaszewski trochę porządkował, trochę reorganizował. Zabrakło być może dużych i spektakularnych inwestycji, ale nie od razu przecież Rzym zbudowano.
Kilka miesięcy temu zaczęły dochodzić do mnie i innych radnych różne dziwne informacje. Wszystkie w negatywnym świetle stawiające Prezesa i jego pełnomocnika do spraw medycznych. Staraliśmy się je lekceważyć, ponieważ doskonale znaleźliśmy źródła rozpowszechnianych plotek.
Było oczywiste, że ktoś komuś zaczął w tomaszowskim szpitalu przeszkadzać. Kto i komu? Oczywiście grupie lokalnych lekarzy. Jest tajemnicą poliszynela, że każdy w naszym TCZ realizuje jakieś swoje mniej lub bardziej brudne interesy, będące w sprzeczności nie tylko z etyką ale też dobrem leczonych pacjentów. Typowe tomaszowskie piekiełko. Prywatne wizyty w czasie godzin pracy w szpitalu, dziwne i podejrzane interesy, do tego, jak się niedawno dowiedziałem, faktury za niewykonane usługi medyczne, które moim zdaniem kwalifikują się jedynie do prokuratorskiego zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i weryfikacji pod kątem legalności.
Mijały więc kolejne tygodnie i wszyscy wiedzieli, że kontrakt Prezesa Łukaszewskiego wygasa z końcem czerwca. Coraz częściej zaczęły się więc pojawiać nowe plotki. Trafiały na podatny grunt podejrzliwości. Z ust do ust podawano sobie informację, że Prezes najprawdopodobniej wyleci. Wymieniano nawet nazwiska potencjalnych następców. Atmosfera stawała się na tyle gęsta, że jak twierdzą współpracownicy Łukaszewskiego nie dawało się pracować. Do tego właściciel nie podejmował prób rozmowy na temat przedłużenia kontraktu.
Trudno się dziwić, że Prezes zaczął jakiś czas temu poszukiwać nowego miejsca zatrudnienia. W moim odczuciu zwyczajnie został zaszczuty. Natomiast z dobrymi wynikami tomaszowskiej spółki za ubiegły rok przyjmą faceta wszędzie z pocałowaniem ręki, bo fachowców od zarządzania służbą zdrowia w Polsce nie ma, a przyklejają się do niej często typowe politruki i życiowi nieudacznicy, nie potrafiący zarządzać nawet własną kartą kredytową. Od kilku tygodni wiadomym jest, że Konrad Łukaszewski aplikował w kilku konkursach na stanowiska dyrektorów szpitali, a jednak nikt z władz powiatu nnie podjął żadnych działań, by zapewnić szpitalowi kadrę zarządczą. To aplikowanie zakończyło się sukcesem
Mnie, jako obserwatorowi całej tej sytuacji nasuwa się kilka refleksji.
Przede wszystkim podkreśliłbym bardzo dobrą współpracę władz spółki z kierowaną przeze mnie komisją. Prezes był otwarty na nasze uwagi. Dla przykładu wystarczyła prośba u stworzenie możliwości wykonywania badań mammograficznych dla Amazonek i bardzo szybko taka możliwość się pojawiła. To tylko jeden z tematów. Mam nadzieję, że osoba, która przyjdzie na to miejsce będzie równie otwarta, życzliwa i ukierunkowana na pacjenta, a przy tym gotowa do współpracy z radnymi.
Po drugie wydaje mi się, że niestety szpitalem wciąż rządzą lokalne układy, powiązania, koterie, żeby nie powiedzieć kliki. Przeplatają się tu relacje osobiste, towarzyskie, polityczno - partyjne i biznesowe. Dopóki nie zostaną rozbite, szpital będzie staczał się po równi pochyłej, tak jak to się dzieje w wielu innych miastach w Polsce. Aby przekonać się, że mam rację wystarczy przyjrzeć się funkcjonowaniu interny. Lekarze z zewnątrz pracujący w ramach konsorcjum. Nikogo nie interesuje tu polityka, układy, półgangsterskie powiązania, plotki, pomówienia i kopanie dołków. Ludzie robią swoje. Zwyczajnie pracują, a jak pracują i godziwie zarabiają, nie mają czasu ani ochoty na małe świństewka i wielkie świństwa. Tak to właśnie powinno działać.
Po trzecie, nie zazdroszczę Staroście Kuklińskiemu. Szpital to jego jednoosobowa odpowiedzialność. Nie Zarządu Powiatu, nie radnych, nie Rady Nadzorczej. Znalezienie fachowców nie będzie rzeczą łatwą. Nie dawniej jak dzisiaj rozmawiałem z członkiem rady społecznej jednego z większych szpitali w naszym województwie. Mówi krótko: tamtą placówką zarządzają ludzie nie mający zielonego pojęcia o zarządzaniu cyt. Oni nie wiedzą nawet w jakiej wysokości posiadają kontrakt.
To czego ja się obawiam najbardziej, to wsadzenie na stołek partyjnego funkcjonariusza, który na tomaszowskim szpitalu będzie się "uczył". Cwani lekarze, którzy niejednego prezesa już przeżyli, będą go "kiwać" na każdym kroku, a on się będzie cieszył, że poklepują go po ramieniu.
Może w takiej sytuacji warto sięgnąć po kogoś, kto się przed presją nie ugiął i szpital tomaszowski zna jak własną kieszeń? Zgadnie ktoś, kogo mam na myśli? Jeśli tak, to funduję zaproszenia do kina dla 4 osób
Napisz komentarz
Komentarze