"Po owocach ich poznacie" - napisano, a my właśnie poznajemy. Problem jedynie w tym, że tych owoców jakoś nie widać. W czasie wyborów samorządowych podkreślałem wielokrotnie, że oświata w Tomaszowie potrzebuje głębokich zmian. Tyle, że te zmiany muszą w moim odczuciu stanowić wypadkową interesów nie tylko nauczycieli (usługodawców), ale również uczniów i ich rodziców (usługobiorców). Uwzględnianie interesów tylko strony podażowej (oferującej usługę) prowadzi bowiem do dysproporcji relacji rynkowych i buduje rynkową pozycję dominującą, co w efekcie musi doprowadzić do obniżenia jakości oferowanej usługi ze szkodą dla strony popytowej (konsumującej usługę).
Zanim moje drogi z Platformą Obywatelską się rozeszły (bo jakieś typy spod ciemnej gwiazdy wymyśliły sobie, że im psuję interes) przekonywałem kandydatkę na prezydenta miasta, Barbarę Klatkę, że filarem jej kampanii wyborczej powinna być właśnie oświata. Dla mnie było to oczywiste i budowało wiarygodność w przypadku byłej nauczycielki i nawet dyrektorki szkoły. Wymyśliłem nawet logotyp kampanijny w formie drzewa, którego pień stanowiła właśnie oświata. Ku mojemu zaskoczeniu pomysł nie chwycił. Było to tym bardziej zaskakujące, że sporo osób w antypisowskim komitecie to byli właśnie nauczyciele.
Z niecierpliwością więc czekałem na oświatowe tezy programu wyborczego kandydatki i jej komitetu. Otrzymałem je, zanim jeszcze ujrzały oficjalnie światło dzienne. I co? Niestety powiało pustką. W programie nie znalazło się nic, co zmieniłoby model oświaty w mieście w zakresie, w jakim samorząd może w niego ingerować (a możliwości jest sporo). Główną tezą programową była likwidacja Centrum Usług Wspólnych, które powołano by usprawnić zarządzanie kosztami i równocześnie je obniżyć. Od razu widać było, że pomysł podsunęli kandydujący z komitetu dyrektorzy szkół, którym CUW jest nie na rękę. Ach, były jeszcze klasy sportowe (wuefiści w komitecie), czyli dalsze generowanie oświatowych kosztów i etatów. Cały program potraktowany "po łebku", mało profesjonalnie i niezbyt poważnie (żeby nie powiedzieć infantylnie).
Po wyborach niewiele się zmieniło. Radni PO nie przedstawili żadnej propozycji, żadnego wniosku, nie napisali żadnej interpelacji dotyczącej oświaty w mieście i powiecie. Są zaskoczeni, kiedy mówię im o słabych wynikach egzaminów zawodowych i pytają skąd ja te wyniki znam. Zamiast tego fundują nam partyjniackie występy, których nie potrafią nawet w profesjonalny sposób wyreżyserować. Kiedy nauczyciele, uczniowie, rodzice zadadzą sobie pytanie: co z nich wynika? Szybko odpowiedzą sobie, że nic.
Żeby było do końca jasne. Nie krytykuję w tym miejscu strajku nauczycieli. Wręcz przeciwnie. Prędzej czy później musiało do niego dojść. Rozpędzony przez PiS socjal generuje wyższe koszty produkcji i usług, co w dalszej kolejność podnosi koszty utrzymania. Wpływa też demotywująco na wszystkich tych, którzy w Polsce chcą jeszcze pracować. A to dopiero początek, bo za nauczycielami przyjdą też inne grupy zawodowe. Protestuję natomiast przeciwko ludziom, którzy pod pozorem solidaryzmu prowadzą brudne polityczne gierki, samemu nie mając zbyt wiele do zaoferowania.
Napisz komentarz
Komentarze