Moje życie małżeńskie zaczynałam od zamieszkiwania w M4 mojej mamy. Wraz z Kolegą Małżonkiem oraz Dziecięciem Nieletnim. Trzy dorosłe osoby i niemowlak na powierzchni 50 metrów kwadratowych wraz z balkonem! Ze względu na rozmaite cechy charakteru, które w normalnych warunkach stanowią zalety i są nieocenionymi przymiotami, zaś w niedużej przestrzeni mogą pobudzić mordercze skłonności- wytrzymaliśmy aż 5 miesięcy. Nie mogło się to skończyć dobrze, więc zaczęliśmy poszukiwania mieszkania do wynajęcia. W wyniku czego ja, Kolega Mąż oraz Dziecię, przenieśliśmy się do wynajętego mieszkania w starej kamienicy.
Jaki obraz naszych mieszkań wyłania się z badań GUS i Eurostatu? Zacznijmy od tego, że w badaniach pod terminem „mieszkanie” rozumiany jest także dom jednorodzinny i wszelkie inne typy nieruchomości. Otóż jedna trzecia mieszkań w Polsce znajduje się w betonowych blokach z wielkiej płyty. Budownictwo wielkopłytowe stanowi obecnie trzon zasobu mieszkaniowego naszego kraju. Ale tam są przynajmniej łazienki i centralne ogrzewanie. Bo już 19% polskich nieruchomości nie ma centralnego ogrzewania, 9% łazienki, a 3% wody bieżącej.
Nie był to ekskluzywny apartament, jednak powierzchni mieszkalnej przybyło nam, zwłaszcza jeśli chodzi o kubaturę (mieszkanie było wysokie na 4,8 metra!). Odetchnęliśmy pełną piersią – z uwagi na przestrzeń (całe 60 m kwadratowych) i wysokość, było czym oddychać! Mieszkanko miało jeden mankament: należało palić w piecach, żeby je ogrzać do temperatury, w jakiej mogło przeżyć nasze dziecko, bez ubierania go w kombinezon narciarski podczas posiłków i zabaw. Całe ciepło szło w górę, pod sufit, a my, na poziomie podłogi, próbowaliśmy jakoś przeżyć. Ten epizod trwał następne półtora roku.
Jak informuje portal forsal.pl, ze statystyk zarówno rodzimego, jak i europejskiego urzędu statystycznego wynika, że Polacy żyją w przeludnieniu. Na obywatela przypada 26,3 m kw. powierzchni, podczas gdy statystyczny Duńczyk ma ich dwa razy więcej (50 m kw.), a Niemiec – o dwie trzecie więcej. Nad Wisłą na mieszkańca przypada jeden pokój, a średnia europejska to 1,6 pomieszczenia. 45% obywateli mieszka w za małych mieszkaniach. Gorzej niż w Polsce jest tylko w Rumunii i na Węgrzech.
Spędziliśmy w wynajętym mieszkanku dwie zimy, podczas których gdy temperatura w nim osiągała ok. 19-tu st. C. - uważaliśmy, że jesteśmy w tropikach! Po czym z ulgą osiedliśmy na spory kawał czasu w bloku. Nie wiem jakie to było M, ale 44 metry kwadratowe bywało, że stawały się cudowną przystanią dla naszej rodziny i przyjaciół. Bywało jednak i tak, że zwykłe malowanie, czy remont łazienki, był możliwy pod warunkiem wyprowadzenia się na tydzień-dwa z blokowego mieszkanka. Nie mogłam jednak narzekać: w moim bloku w identycznych mieszkaniach gnieździły się rodziny wielopokoleniowe. W klatce obok mieszkała miła pani ze swoimi rodzicami, mężem, dwojgiem dzieci i psem!
Niedostateczna liczba pokoi nie jest jedynym problemem, z jakim zmagają się Polacy. Wiele mieszkań wykazuje poważne braki techniczne – 10% obywateli boryka się z takimi kłopotami jak przeciekający dach, grzyb na ścianach, zawilgocenie. Oznacza to, że co dziesiąte polskie mieszkanie wymaga natychmiastowego remontu, którego mieszkańcy z przyczyn ekonomicznych nie podejmują. W wielu mieszkaniach wciąż brakuje podstawowych instalacji – statystyki GUS na 2013 wskazują, że dużej grupy obywateli dotykają kiepskie warunki bytowe, takie jak brak toalety (914 tys. mieszkań) czy centralnego ogrzewania (2,6 miliona mieszkań), brak wody bieżącej i łazienki.
Jednocześnie koszty mieszkaniowe zajmują dużą część budżetu domowego: w Polsce gospodarstwa domowe średnio wydają 23% swojego dochodu brutto na utrzymanie dachu nad głową. Podniesienie standardu i zwiększenie przypadającej na osobę powierzchni mieszkalnej jest jednak niemalże nierealne – za przeciętną pensję netto mieszkaniec dużego miasta może sobie jedynie kupić około pół metra kwadratowego mieszkania. W mniejszych miastach nie jest wcale lepiej.
Od jakiegoś już czasu mieszkam w niedużym domku. Ogród stanowi przedłużenie mieszkania od wczesnej wiosny do jesieni. Powierzchni również przybyło. Wciąż jednak znam ludzi, którzy z braku kasy, nie są w stanie kupić lub wynająć większego mieszkania. Czasem ratuje ich fakt, że dziadek lub babcia, przed odejściem z tego najlepszego z możliwych światów, zapisali im w testamencie kawalerkę. I to jest często jedyna możliwość, żeby nie mieszkać z rodzicami w M3.
Takich historii pomieszkiwania tu i ówdzie, wspinania się po drabinie "mieszkalnego awansu", można by cytować wiele. Problem polega na tym, że należy pochylić się nad mieszkalnictwem w naszym rodzinnym mieście i znaleźć sposób na to, aby mieszkań o dobrym standardzie było więcej. I żeby przeciętny tomaszowianin mógł je kupić lub wynająć.
IW
Napisz komentarz
Komentarze