Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze zyskujemy łatwiejszy dostęp do kolejnego po łódzkim Lublinku i warszawskim Okęciu, międzynarodowego portu lotniczego. 86 kilometrów przejeżdża się szybciej niż do Warszawy. Po drugie to konkretny i kolejny sygnał, że Rząd RP, realnie, nie tylko w deklaracjach wspiera zrównoważony rozwój naszego Kraju nie preferując jedynie - jak poprzednicy - największych ośrodków, głównie z ziem niegdyś należących do Niemiec. Po trzecie, to duża dawka otuchy dla lokalnych wizjonerów którym bardzo trudno wybić się z atmosfery szyderstw i postPRLowskich sloganów.
„Warchoły z Radomia” - stygmatyzacja miasta
Degradacja Radomia była decyzją wyłącznie polityczną związaną z zamieszkami wiosną 1976 roku, kiedy tamtejsi robotnicy wzniecili protesty na tle socjalnym. Rząd Jaroszewicza drastycznie i z dnia na dzień podniósł ceny żywności, co w większości domów oznaczało po prostu niedojadanie czy przy liczniejszych rodzinach głód. W 76 zakładach na terenie całego Kraju wybuchły protesty. W Radomiu doszło do najbardziej drastycznych. Zajęto między innymi gmach komitetu wojewódzkiego partii po czym go spalono.
Po wygaśnięciu strajku zaczęły się aresztowania i najbrutalniejsze od czasów stalinowskich represje wobec robotników. W przeciwieństwie do Marca 1968, teraz bez skrępowania na komendach katowano ludzi mając poczucie bezkarności nawet w przypadku zabójstw. Jak zaznacza dr Jarosław Kaczyński w "Polsce naszych marzeń" o ile w stosunku do studentów czy młodych naukowców uczestników wydarzeń marcowych w 1968 roku, stosowano głównie męczące i upokarzające przesłuchania, o tyle w stosunku do radomian główną szykaną były sarkastycznie zwane "ścieżki zdrowia" czyli długotrwałe, do utraty przytomności pałowanie przez szpaler milicjantów.
Torturowano i więziono miesiącami tysiące ludzi. W ciągnące się latami procesy polityczne zaangażowała się warszawska inteligencja z lewicujących żydowskich domów, których to rodzice w wyniku Marca 1968 roku potracili posady w aparacie państwa. Dało to początek Komitetowi Obrony Robotników, który po czterech latach odegrał ważną rolę podczas formowania się "Solidarności" stając się jej zapleczem eksperckim.
Większość uczestników radomskich strajków zwolniono z pracy z wilczym biletem. Co w upaństwowionej gospodarce oznaczało skazanie na bezrobocie tudzież prace dorywcze przez następne 15 lat. De facto po 15 letnim bezrobociu w tzw. wolnej Polsce mało kto z uczestników Czerwca odzyskał stabilne zatrudnienie. Strajki z 1976 były dla Gierka wyjątkowo kompromitujące, ponieważ opór stawili robotnicy z zakładów elektromaszynowych – Ursusa, Płocka i właśnie Radomia, który to przemysł przez ówczesną władzę przedstawiany był jako perspektywiczny i którego rozwój uznawano za priorytetowy. Głodowe pensje pracowników tych zakładów stały w sprzeczności do propagandy sukcesu tamtych czasów.
Po bezpośrednich represjach wobec robotników, rozpoczęto stygmatyzacje miasta jako gniazda „warchołów”, niewdzięcznych maruderów stawiających opór modernizacji ery Edwarda Gierka. Modernizacji, która z "wieśniaków uczyniła obywateli", „od pasania krówek” (Rakowski), przeniosła do nowych technologii, dała dostęp do bieżącej wody i sedesu w mieszkaniu. Po Czerwcu 1976 wiele inwestycji rządowych przesunięto z Radomia do Kielc. Jako, że w Kielcach nie było przemysłu, doinwestowano uniwersytet specjalizujący się głównie w naukach humanistycznych. Rządowa propaganda zaczęła szczuć społeczności obu miast na siebie.
Upokorzyć ludzi
Radom – dotychczas miasto z jedną z najlepszych na świecie fabryk zbrojeniowych, świetnie prosperującym przemysłem elektromaszynowym z osiemnastowiecznymi tradycjami, z zapleczem akademickim, bezpośrednio ukierunkowanym na lokalny przemysł uznano za przeklęte. Jego mieszkańców w często absurdalny sposób wyśmiewano przez kolejne czterdzieści lat. Właściwie na skutek niezdekomunizowania mediów w Polsce po 1989 roku, obraz Radomia rysowany przez największe warszawskie redakcje do dziś niewiele się zmienił. Nawet absolwentki jednego z najlepszych w Polsce liceum im. Jana Kochanowskiego w Radomiu, z rzadka i z rumieńcem wstydu przyznawały się do miejsca urodzenia podczas studiów w Warszawie. Bo co? Bo Gierek wyzwał ich rodziców od warchołów? Bo media w tzw wolnej Polsce wybrały sobie Radom jako symbol polskiego zaścianka i parafiańszczyzny? No cóż, moim zdaniem zawsze warto zajrzeć w życiorysy tych którzy tak potępieńcze sądy wygłaszają. To zwykle w ich domach znajdujemy prawdziwe motywacje.
Piętnowanie lotniska
Podważanie decyzji radomskiego samorządu o budowie lotniska w Sadkowie rozpoczęło się jeszcze zanim wbito pierwszą łopatę pod budowę terminala. W zasadzie jedynym argumentem przeciw była bliskość warszawskiego Okęcia i oddalonego o 40 km na północny-wschód od stolicy, Modlina. Większość komentatorów-szyderców spoglądała jedynie na mapę i odległości w linii prostej. Nie biorąc pod uwagę stanu dróg łączących dawne województwo kieleckie z Warszawą. Bezpośrednio z Radomia na dworzec centralny w Warszawie jedzie się ponad dwie godziny! Samochodem wcale nie dużo krócej. Gęgaczom z komentarzy polecam rzeczywiście przejechać się tą trasą, nawet w weekend a nie tylko opierać się na kliszach z pseudoanalitycznych audycji radia Tok FM czy z tekstów „Polityki”
Radom trwał przy swoim. Puszczał konsekwentnie szyderstwa wylewające się z warszawskich poskomunistycznych, roszczących sobie prawo do monopolu na oświecenie łam, mimo uszu. I dobrze. Lotnisko rozpoczęło działalność szybko pozyskując dużych europejskich przewoźników. Dodaje to otuchy wszystkim nam, którzy walczą o sprawy wydawałoby się z góry przegrane. Warto być konsekwentnym i uparcie bronić wartości w które się naprawdę wierzy. A lotnisko w trzecim co ludności mieście centralnej Polski, na obszarze który zamieszkuje ponad 6 milionów ludzi, przy padających PKSach (co piąte sołectwo w Polsce nie ma dostępu do publicznego trasportu do miast! Ostatni raport SGH), lotnisko w Radomiu jest sprawą wartą obrony. Co z tego, że mieszkają tam mniej zamożni i mniej wpływowi ludzie od mieszkańców Gdańska, Wrocławia czy Szczecina? Wszyscy mamy identyczne prawa wyborcze.
Odbudowa pozametropolitalnej Polski
Pamiętacie Państwo, atmosferę panującą w Tomaszowie gdy prezydent Witko dochodził do władzy z postulatem bezpłatnej komunikacji miejskiej? Pamiętacie tych którzy wówczas pukali się w głowę, wyzywali od nieodpowiedzialnych fircyków, twierdzili że miasto nie podniesie się z długów, że ważniejszy jest smog, prawa kobiet, rozdzielenie Kościoła od Państwa? Pamiętacie tych którzy grozili odwołaniem prezydenta po zwołaniu referendum? Co po nich zostało? Bywa i tak, że co poniektórzy po otrząśnięciu się z rozgoryczenia po przegranych wyborach skamlą o pracę w urzędach, które wcześniej wyzywali. Bywa, że dobrodusznie zostają przyjmowani.
Bezpłatna komunikacja w Tomaszowie z poszerzeniem obszaru kursowania autobusów, przy zwiększeniu częstotliwości ich kursowania stała się faktem. Będzie trudno to nam odebrać. Podobnie będzie w Radomiu. Każdy kto zlikwiduje te namacalne efekty niepodległości Polski, będzie musiał mierzyć się z opinią jej likwidatora. Wcześniejszym ekipom przychodziło to łatwiej ponieważ tłumaczyli się koniecznością modernizacji państwa po socjalnym rozpasaniu w PRLu. Likwidując instytucje mieli ponoć usprawniać funkcjonowanie całego systemu. PKS niepotrzebny, bo można kupić sobie prywatny samochód. Komisariat w mniejszej miejscowości niepotrzebny, bo można zainstalować sobie alarm a bandziora w nocy przestraszyć widłami (byle go nie drasnąć, wtedy idzie się siedzieć, a bandzior dostaje co najwyżej zawiasy), dentystka w szkole niepotrzebna bo można iść prywatnie za pieniądze mamy ...zmywającej w Londynie. Takie mieliśmy cofające się państwo.
Napisz komentarz
Komentarze