W poniedziałkowe popołudnie minister spraw zagranicznych prof. Jacek Czaputowicz ogłosił, że Nasz Kraj – Rzeczpospolita Polska, wydali ze swego terytorium czterech rosyjskich dyplomatów. Ma to związek z bezpardonową (choć nie bez precedensu), ingerencją Rosji w wewnętrzne sprawy Wielkiej Brytanii. Na początku marca na południowym wschodzie Anglii w Salisbury doszło do zatrucia obywatela Rosji Sergieja Skripala i jego córki. Otrzymali oni azyl w Wielkiej Brytanii, który teoretycznie powinien gwarantować im pełnię praw w obszarze swojego bezpieczeństwa na jaką mogą liczyć wszyscy obywatele Zjednoczonego Królestwa.
Rosjanie niewiele sobie z tego jednak robią
Władze brytyjskie na najwyższym szczeblu (wypowiadał się zarówno tamtejszy minister spraw zagranicznych – Borys Johnson jak i sama premier Teresa May), władze brytyjskie potwierdziły bezpośrednie związku służb rosyjskich z tym przestępstwem. Decyzja – i to nadal oficjalne(!) źródła brytyjskie o chemicznym ataku na Skripala zapadła bezpośrednio na Kremlu.
Każdy polski dom nie twierdzą, a ochronką
Przewaga militarna naszego wschodniego sąsiada jest bezdyskusyjna. Proporcji nie odwrócimy jeszcze przez setki lat, dopóki nie zostanie rozwiązana kwestia ograniczania w dostępie do broni jądrowej. Nawet jeśli gospodarczo bylibyśmy nawet na poziomie Niemiec, jeszcze długo wojska nie będziemy mieli silnego na tyle, by było gwarancją nienaruszalności naszych granic.
Szansą jest Donald Trump i rozlokowanie na terenie Naszego Kraju amerykańskiej broni jądrowej, ale to też uniemożliwia szereg umów międzynarodowych. Trump zaczyna łamać niesprawiewdliwy międzynarodowy porządek w innych obszarze, ale zaopatrzenie Polski w głowice nuklearne (środki przenoszenia mamy), byłby już – mówiąc kolowialnie – dyplomatycznym hardcorem.
Jeśli nie możemy być lwem, bądźmy lisem
Dysproporcja w potencjale ludnościowym, w dostępie do broni masowej zagłady, nie musi jednak sprowadzać nas roli „polskiej kobiety lekkich obyczajów” jak zwykli mawiać o nas Rosjanie. Mam na myśli na przykład niedawną reakcje rosyjskiego polityka na wypowiedź byłego ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego na twitterze, który powiedział tylko, że w Rosji nie odbywają się demokratyczne wybory. Wielkie halo ze spraw oczywistych. A jednak padają słowa, które nawet będąc głuchym trudno nie uznać za obraźliwe.
Od czasu gdy marszałek Józef Piłsudski siłowo zakreślał polskie granice na wschodzie, przez dziesięciolecia uczyliśmy się funkcjonować pod rosyjskim butem, a jednocześnie nie zatracać swoje polskiej tożsamości. Mówimy nadal po polsku, większość z nas nie porzuciła Kościoła Rzymsko-Katolickiego, mimo że ze wszystkich stron jesteśmy otoczeni przez innowierców, a ateizm promuje się w popkulturze jak kawę w kubku z wieczkiem. O dziwo udało się zachować w Polsce liczną, choć rozdrobnioną własność prywatną, która przez – mały bo mały – kapitał pozwalała na niezależne kształcenie dzieci, nawet na Zachodzie.
Nie ma więc co załamywać rąk i popadać w apatię. Polacy żyli i w gorszych warunkach i przez dłuższe etapy historii. Pomiędzy wszystkimi przegranymi powstaniami w domach nie zdejmowaliśmy ze ścian krzyży, a posiadanie nielegalnej niepodległościowej bibuły „dawało fejm na całej dzielni” Co więcej! Udało się polskość upowszechnić wśród warstw ludowych (chłopów, potem warstw robotniczych)
Bądźmy Polakami i dziś
Poniżej przedstawiam kilka swoich propozycji, przynajmniej na pierwsze miesiące (lata?), pod ewentualną rosyjską okupacją. Nie musi ona oznaczać bezpośredniej inwazji lądowej wojsk. Jak widzieliśmy przy aneksji Krymu i nadal na terenie wschodniej Ukrainy, może się ona sprowadzać do destabilizowania regionu, i stopniowego rozszerzania dominacji.
Nie wyrzucaj koców i ciepłej odzieży
Każdy z nas co roku wyrzuca odzież, która mogłaby posłużyć komuś. Pół biedy jeśli są one ponownie wykorzystywane jako ubranie, gorzej jeśli lądują na śmietniku, a my liczymy na ciągły dostęp do nowych produktów w marketach. Gdy zablokowane bądź spowolnione zostaną drogi transportu, zatrzymany zostanie import, sklepy opustoszeją. Co wtedy?
Wiecie Państwo jaką genezę ma zjawisko obyczajowe zwane rodziną patchworkową (czyt. rodzina paczłorkowa)? Rodzina patchworkowa, to model życia rodzin po przejściach. Po rozwodach, separacjach, życiu w kolejnych i kolejnych związkach. Z dziećmi z różnymi matkami i ojcami. W idealnej sytuacji rodzina patchworkowa żyje ze sobą w poprawnych stosunkach, spotyka się razem przy stole wigilijnym, nawiązywane są nowe niespotykane, lub rzadko spotykane w XX wieku relacje. Dziecko ma już nie tylko dwie babcie, a trzy, cztery i więcej. U każdej może spędzić popołudnie po szkole, u każdej przekąsi podwieczorek. Powtarzam, w idealnej niczym nie zakłóconej sytuacji.
Patchwork początkowo oznaczał łączenie różnych materiałów w jedną tkaninę, najczęściej służącą do okrywania się w nocy podczas niedoborów w zaopatrzeniu brytyjskich sklepów podczas izolacji Wielkiej Brytanii przez zajętą przez niemieckie (co warto podkreślać, choć brzmi za długo), niemieckie(!) wojska hitlerowskie Europę. Transporty z pomocą z USA, były początkowo skutecznie zatapiane przez u-booty, poza tym pomoc amerykańska musiała wystarczyć dla całej okupowanej Europy i nadal walczącego ZSRR. Było jej mało, co do dziś w brytyjskiej kinematografii dotyczącej tego czasu z pietyzmem jest przypominane. Do symbolu urosło oklejanie szyb by jak najwięcej ich zachować podczas eksplozji bomby gdzieś dalej, i właśnie szyte przez Angielki patchworkowe kołdry. W wyspiarskich filmach o czasach II wojny światowej, Anglia jest krajem gdzie każdy skrawek materiału zbiera się, przechowuje bo wojna nie wiadomo ile jeszcze potrwa.
Myślę, że warto z tych wzorów skorzystać i dziś. Pościel, koce, ciepłe ubrania powinny być czyste, a przed praniem odkażone w prosty chałupniczy sposób polegający na wystawieniu ich na balkon lub na podwórko by wymroziły się przez min. dobę. Potem warto je przeprać, by usunąć zapach własnego ciała, by nasz sąsiad / sąsiadka mogli w razie potrzeby założyć czy okryć się nimi bez skrępowania .
Zbieraj stare sprawne telefony komórkowe
Przeszedłeś już na smartfona a Twoja stara Nokia z klawiaturą leży bezużytecznie w szufladzie? Nie wyrzucaj ani nie sprzedawaj jej za grosze. W Donbasie blokowanym dewastowanym przez Rosję przez najemników, czy nawet w Syrii dostęp do sygnału telefonii komórkowej o dziwo nadal istnieje. Zwykli ludzie nie posługują się drogimi telefonami satelitarnymi, a korzystają właśnie z prostych komórek. Problemem – o czym czytamy w licznych reportażach z tych terenów – jest jedynie dostęp do prądu. Ale i to daje się jakoś ogarnąć. Wykorzystywane są agregaty prądotwórcze na paliwo płynne, od czasu do czasu lokalna administracja czy jej strzępy włącza prąd. W największych syryjskich miastach zwykle na 2-3 godziny dziennie.
Zadbaj by w każdym telefonie była aktywna karta SIM. Nawet bez środków na koncie. Dziś większość sieci umożliwia rok ważności konta bez kosztów po przeniesieniu numeru od innego operatora, lub po najniższym doładowaniu za 5 zł i aktywacji usługi. Najczęściej kodem USSD, takim zaczynającym się gwiazdką * a kończącym haszem, płotkiem czyli #.
Pomyśl o tym Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko, wszystkie instrukcje są – póki co – łatwo dostępne w internecie.
Każdy Polak powinien mieć po cztery AKTYWNE komórki we wszystkich naziemnych sieciach – Orange, Play a przede wszystkim dysponujące najlepszym zasięgiem na terenie RP – niemieckim T-Mobile i pozostającym w polskich rękach Plusie. Jeśli masz stare telefony, nic Cię to nie kosztuje, a przydać się może również w nie związanych z obcą agresją sytuacjach.
Nieco bardziej zaawansowanym, choć nie wykraczającym poza możliwości intelektualne szczególnie młodych Polaków jest zadbanie o szyfrowane kanały komunikacji. Najlepiej w oparciu o infrastrukturę znajdującą się na Zachodzie, jak najdalej Rosji. Jeśli mamy smartfona warto pomyśleć o jakimś szyfrującym komunikatorze – choćby popularnym WhatsAppie, czy łatwym w obsłudze, choć już bardziej zaawansowanym Signal Messengerze. Świat musi wiedzieć co się tutaj dzieje, by potem – jak było w przypadku raportów Karskiego – nie wykręcał się od odpowiedzialności za bierność wobec tragedii.
Zadbaj o kubła i pojemniki nadające się do przechowywania i przenoszenia żywności, a przede wszystkim wody
Nie zajmują dużo miejsca. Jeśli mamy jedno wiadro w domu, zawsze można z niego zrobić dwa, trzy czy nawet pięć, wkładając jedno w drugie. Wysokość konstrukcji nieznacznie wzrasta, ale nadal zajmuje tyle samo miejsca na podłodze. Warto pamiętać by używane naczynie zawsze mogły zmienić przeznaczenie i na przykład gdy dziś służą do przechowywania bielizny, mopa czy nawet służą jako kosz na śmieci, po dezynfekcji mogły być wykorzystane do przenoszenia wody pitnej czy twarogu, mąki, kaszy, wyrobów garmażeryjnych z targu. Te podczas, zatrzymania importu na pewno zaczną wyrastać na naszych osiedlach jak grzyby po deszczu. Problemem jest brak koni. Jeśli nie będzie paliwa, nawet najlepszy samochód będzie bez wartości. Nie przychodzi mi do głowy żadne rozwiązanie, poza nadzieją, że powstanie konspiracyjne, a przynajmniej legalne, ale dbające o polski interes narodowy przywództwo, które doprowadzi do nacjonalizacji stadnin i prywatne zwierzęta które dziś spełniają rolę atrakcji turystycznej wykorzystane zostana do transportu.
Miejmy nadzieje, że moce produkcyjne na polskiej wsi można łatwo przywrócić i żywność zacznie znowu płynąć z wiosek oddalonych od Tomaszowa o 15-20 km, a nie jak teraz aż z Francji czy Holandii, czy nawet ze wschodniej Polski z którą możliwości wymiany po rosyjskiej ingerencji zapewne będą znacznie utrudnione.
Jeśli chodzi o wodę, wygodnym rozwiązaniem są 10 litrowe baniaki po wodzie źródlanej. W najbardziej popularnych dyskontach kosztuje ona od złotówki do 5 zł. Jest tania, ponieważ zwykle nie różni się składem od tej płynącej w naszych kranach, ale pojemnik w jaki jest wlewana jest bardzo praktyczny. Warto pomyśleć o takim, który nie pęka po zgnieceniu. Mając 5 takich baniaków pozgniatanych i ułożonych na przykład w pawlaczu lub wepchniętyh w szczeliny między szafą a ścianą, zapewniamy całej rodzinie wodę do pica na cały tydzień! Przy założeniu, że ograniczymy spożycie z zalecanych dwóch litrów dziennie do jednego.
Codzienny kwadrans na refleksje nad zakupami
Chodzi przede wszystkim o codzienny zakup czegoś co nie popsuje się po 2-3 dniach. Opakowane jest hermetycznie i może poleżeć minimum trzy miesiące. Wytrwalsi, bardziej zdeterminowani mogą oczywiście sami konserwować mięso w słojach, stosując najprostszą technikę znaną jeszcze ze statków Wikingów, czyli zasypując je solą. Nie apeluje o to. Nie każdy lubi przesolone mięso, tym bardziej, że potem wzrasta pragnienie. Chodzi bardziej o jedną, dwie konserwy dorzucone przy codziennych zakupach. Po miesiącu będziemy mieli całą jedna półkę w lodówce wypełnioną produktami o dłuższej trwałości. Można to potem stopniowo wyjadać, ale jedna półka w każdym gospodarstwie domowym dobrze by była wypełniona i regularnie uzupełniana.
Zresztą konserw, kasz i ryżu nie trzeba trzymać w lodówce. Nie musimy jej zapchać żywnością na zaś. Można ją trzymać po opakowaniu w mocniejsza reklamówkę w szafie czy nawet w komorze na pościel. Stosując to ostatnie rozwiązanie, pamiętajmy o szczelnym opakowaniu każdego produktu w reklamówki. Robactwo lubi sąsiedztwo kasz i pościeli. Szczególnie tej z pierza.
Dbaj o relacje sąsiedzkie i w najbliższym otoczeniu w pracy
Warto mieć numer telefonu komórkowego każdego z naszych sąsiadów. Nie tylko na czas wojny. To niby banał, ale obecnie, szczególnie w blokowiskach gdzie część mieszkań jest wynajmowanych a lokatorzy z roku na rok się zmieniają, to wcale nie oczywiste. Warto zagaić w niepretensjonalny sposób o numer telefonu. Pretekstem czy nawet nie pretekstem a rzeczywistą intencja może być motywacja związana z zapobieganiem włamaniom podczas dłuższej nieobecności w mieszkaniu, czy chociażby próbą kradzieży roweru. Należę do osób, która większość zapięć rowerowych ma trwale oznaczonych swoim numerem komórkowym. W widocznym mówiąc kolokwialnie w „walącym po oczach” miejscu. Jest to jednak również smutnym sygnałem, że w większości miejsc w których przebywam, otoczenie jest mi na tyle obce, że nie mam do niego bezpośredniego kontaktu.. W mniejszych społecznościach, o ucywilizowanych relacjach jest to standardem. Można z kimś nie wdawać się w dyskusje, nie biesiadować, ale posiadanie numeru kontaktowego to dziś jak zwykłe dzień dobry, czy krótka rozmowa o pogodzie przed klatką.
Nic to nas nie kosztuje a może bardzo się przydać.
Śmiejecie się Państwo pewnie z tych, dla niektórych z Was być może katastroficznych przewidywań, ale znam osobiście kilka warsawskich rodzin, które jeszcze w połowie lat 80tych XX wieku hodowało, na nie odległych od centrum Warszawy Bielanach, jedną – dwie świnie. Właśnie dlatego, że mięso było wówczas trudno dostępne, a handel nim był ostatnią deską ratunku by utrzymać rodzinę po wyrzuceniu ojca czy samotnie wychowującej matki z pracy.
Dziś mimo postępu technologicznego, a może nawet właśnie w związku z postępem technologicznym uzasadnień dla tych obaw nie ubywa.
Napisz komentarz
Komentarze