Pomysł by wyskoczyć na jakiś seans pojawia się u nas spontanicznie. Tak też było wczoraj. Rzut oka na plan sali w internecie, szybka rezerwacja, samochód i jedziemy. Start o 21:30. Lekko spóźnieni wchodzimy na salę. Na ekranie reklamy. W fotelach tylko kilka osób. Jest więc nadzieja na to, że uda się obejrzeć film w spokoju.
Na ekranie rozpoczyna się film. Płynie sobie scena za sceną. I tak przez 25 minut, bo właśnie o tyle spóźniona na salę wkroczyła grupka 5 młodych panów. Na początek zaczęli się rozpłaszczać. Zamiast kolejnej ekranowej sceny mogliśmy podziwiać zwinne ruchy chłopaczków ściągających z grzbietów kapoty. Uwinęli się w miarę sprawnie. W sumie na filmie niewiele ciekawego się działo, więc lokalny koloryt ubarwił nieco ten zimowy wieczór.
Piątka dżentelmenów sprawnie obsiadła dookoła trzy zacne niewiasty. Najwyraźniej nie czuli się zbyt pewnie w towarzystwie młodych dam. Postanowili więc dodać sobie nieco odwagi. Jeden z nich wyciągnął butelkę z alkoholem i zaczął polewać z niej kolegom trunek do plastikowych kubków. Niemal w tym samym czasie na ekranie główny bohater filmu nalewał do kieliszków wino. Chłopcy mieli więc okazję wypić w towarzystwie hollywoodzkich gwiazd.
Nic dziwnego, że fakt ten należało w jakiś sposób uwiecznić. Rozpoczęło się więc "strzelanie selfików". Rzadka to przecież okazja walnąć lufę w tak światowym towarzystwie. Przy okazji chłopcy przypomnieli sobie chyba o "Przesłuchaniu" Bugajskiego i ostrym światłem z latarek zainstalowanych telefonach zaczęli świecić tym, którzy siedzieli parę rzędów wyżej. No zaje.... nie no fajnie było, ale jakoś jednak nieswojo się poczułem.
Po sesji zdjęciowej przyszedł czas na krótki relaks. Zapewne prezentowane na ekranie sceny erotyczne spowodowały, że panowie co chwila zaczęli wychodzić do toalety. Wrócił jeden, szedł kolejny. O ile się nie mylę wychodzili też parami. Trwało to jakiś czas. Miałem wrażenie, że bardziej interesują się sobą nawzajem niż dziewczynami, do których się przysiedli.
I nie ma w tym ani odrobiny przesady. W międzyczasie jeden z kolegów zasnął. Co mu się śniło, pozostanie jego słodką tajemnicą. Śpiącym królewiczem jednak postanowili zainteresować się jego ziomkowie. Nie... nie... nie... wcale nie okrywali go, by nie zmarzł zanadto w klimatyzowanym kinie.
Panowie wyznaczyli sobie ważniejsze zadanie. Niczym zawodowi paparazzi zaczęli uwieczniać swojego kumpla za pomocą telefonów. Niechaj, narodowie, wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi i swoich paparazzich mają. Ma się rozumieć nie zabrakło fleszów. Jakżeby inaczej. Gwiazda kina bez lamp błyskowych jest jak kierowca rajdowy bez samochodu.
Żona mówi, że mamy pecha. Za każdym razem, kiedy wybierzemy się do kina, jest tam również ktoś, kto chyba nie za bardzo wie po co w to miejsce przyszedł. Przecież jak taką osobę film znudzi może bez problemu wyjść, zamiast komentować każdą scenę, śmiać się idiotycznie, kiedy właściwie należałoby płakać, gadać przez telefon albo palić e-papierosa.
Moim zdaniem to żaden pech. Zdarza mi się rozmawiać ze znajomymi. Niemal wszyscy mają podobne odczucia po pobycie na sali kinowej. A jakie są Wasze?
Napisz komentarz
Komentarze