Wszak przez cztery minione lata, odkąd nie udało się załapać na prezydencki stolec, pani ta z miasteczka (jak sama lubi pisać) powiatowego zniknęła, najwyraźniej obrażona na wyborców o to, że nie docenili jej szczerych chęci bycia kimś i rządzenia tym pogardzanym ze wszech miar miejscem, wyciągnięcia go z czeluści ciemnoty i sprowadzenia na drogę tęczowej różnobarwności. No cóż... fani tej pani raczej się jej widoku na banerach wyborczych nie doczekają. Dlaczego? Zaraz postaram się to krótko wyjaśnić.
Kandydatury nie będzie, bo aby w wyborach wystartować potrzebne są trzy rzeczy: odwaga, pieniądze, zaplecze ludzkie. Żadnej z tych rzeczy tutaj nie dostrzegam.
Zacznijmy od odwagi. Cóż... sprawa nie jest prosta. Żeby chcieć, to trzeba móc. A jak tu móc, skoro jest się pracownikiem Hanny Zdanowskiej, jakby nie było głównodowodzącej Platformą Obywatelską w naszym województwie. Wszak trzeba by odbierać głosy Barbarze Klatce, która nawiasem mówiąc, również u Zdanowskiej pracuje.
Różnica między tymi dwoma osobami jest jedna, Pani Barbara jest jednak partyjnym funkcjonariuszem PO, co oznacza, że to ta koszula bliższa jest partyjnemu ciału. Tak więc kandydowanie to bezpośrednie narażenie się na ryzyko utraty pracy. A przecież nie po to się o nią zabiegało, by ją teraz stracić. W wieku 60+ mogłoby to okazać się sporym problemem. Potrzebna odwaga? Jak najbardziej. Idę o zakład, że jej tu zabraknie. Ktoś go przyjmie? Zapraszam.
Pecunia nie kotlet, jak mawiali starożytni Rzymianie. Tyle, że tu potrzeba walorów pieniężnych więcej niż jedynie do zakupu schaboszczaka z kapustą (ojojo cóż za skojarzenie). A tu pensja urzędnicza i sponsorów na horyzoncie nie widać. Chyba, że... no właśnie są biznesmeni, którzy z obecnym prezydentem są skłóceni. No ale i oni przecież własny pieniądz szanują i jakby mieli na kogoś postawić, to pewnie postawili by na Klatkę. Za panią Ł. wszak mało kto w mieście przepada.
Skąd wziąć ludzi? Wszak komitet musi mieć swoich kandydatów. Już poprzednio było krucho a teraz będzie zapewne jeszcze gorzej. Coraz mniej chętnych do moczenia nóg w mętnej politycznej wodzie. Kandydaci to jednak nie wszystko. Trzeba by znaleźć jeszcze frajerów do noszenia ulotek i wieszania banerów. Skąd wziąć ludzi? Można oczywiście wynająć, ale... o tym już pisałem. Kotlet to kotlet i tyle. Gdy nie ma siana, to krowa pomuczeć tylko sobie może.
Skąd więc taka informacja w ogólnopolskim (jakby nie było chyba poważnym) medium? Zapewne sama "kandydatka" rozpowszechnia takie plotki. Po co? A któż to może wiedzieć? Dziennikarz piszący tekst sam sobie tego nie wymyślił. Ktoś mu newsa delikatnie podsunął. Leszcz złapał i puścił dalej. Wygląda to tak, jakby ktoś wykorzystując możliwość próbował poprawić swoją pozycję przetargową. Do czego? Zapewne wkrótce się dowiemy.
Napisz komentarz
Komentarze