Weźmy dla przykładu choćby taki riff z otwierającego płytę „All in the Wrong”. Samo „mięcho” i wyrzekłbym nawet; samo spocone i śmierdzące „mięcho”. Czyli metaforycznie ten utwór „pachnie” jak przepocony podkoszulek faceta ze znaczną nadwagą dźwigającego świńskie półtusze. A jednak to zarazem esencja „zabrudzonego”, „riffowego” rock’n’rolla, a przekładając to na symboliczną interpretację; jest jak „walenie” Meg White w bębny rozpisane na stylową kompozycję. Zaraz po tych „brudach” otrzymujemy pełne wyciszenie; piosenkę „Startujemy”, która udanie przenosi nas w rejony klimatów sióstr Wrońskich, a więc paradoksalnie w strefę kobiet i „sióstr”, ale nie tych od Matki Joanny od Aniołów, ale tych od Mickiewicza i jego „dusznych” Ballad i Romansów oraz prawie tożsamych z nimi, alternatywno-rockowych Pustek.
Chociaż palce w „Hexagonie” maczali mężczyźni znani z takich zespołów jak Kiev Office, Karol Schwarz All Stars, można nie pytać się o to, kto w czasie tej sesji był „twardzielem” i liderem jednocześnie. Wystarczy zapoznać się z „Kissing the Ground”, w którym „regałowe” naleciałości zostały przefiltrowana przez dokonania takich zespołów z kobietami na wokalu, jak Warpaint i Blonde Redhead a uszy atakuje mocne, pulsujące brzmienie basu. I upierałbym się przy tym także podczas trwania kompozycji „Czym prędzej”, w którym znowu na myśl przychodzi mi niewątpliwy wpływ sióstr Wrońskich, nie tylko w warstwie kompozycyjnej lecz i tekstowej: „Rozpadam się / na szmelc, stare gazety / guziki, filiżanki / na drobne monety…”.
Słychać, iż Joanna Kucharska mentalnie przerobiła mnóstwo rzeczy zarówno w swoim macierzystym zespole, jak i w trakcie słuchania rozmaitej muzyki. Kłaniają się tu reminiscencje („osad”) z PJ Harvey i Sonith Youth. Przy jego okazji nie sprawdza się powszechna opinia, że kobieta „obsługująca” bas w zespole, to tylko i wyłącznie dodatek, seksowny widok. Na „Hexagonie” wokalistka i basistka Marli Cinger to wykonawczyni artystyczne równouprawniona wobec podmiotu twórczego i muzycznej materii. W tym przypadku tym bardziej obiecująca, że kategoryzacja pod hasłem „męskiego grania” nie ma tutaj przecież żadnego znaczenia.
Marla Cinger, „Hexagon”. Nasiono records
Napisz komentarz
Komentarze