Powoływania na nich są często ludzie nie mający żadnego merytorycznego przygotowania, nie orientujący się zupełnie w zawiłościach systemu prawnego, których jedynym atutem bywa związek z taką lub inną partią polityczną, która ma akurat większość w Radzie Miejskiej.
Zdarzają się emeryci, renciści lub osoby bez stałego zatrudnienia, którym partyjni koledzy, próbują dać zarobić kilkadziesiąt złotych za każde posiedzenie. Nic dziwnego, ponieważ ci, którzy są nieźle wykształceni, dobrze zarabiają, mają stałą pracę, o funkcje ławników się nie ubiegają, bo potrącenia w macierzystej firmie nie są rekompensowane w wystarczającym stopniu przez sądowe apanaże.
Niestety funkcja ławnika została u nas w maksymalny sposób upartyjniona i upolityczniona, ponieważ ich wyboru dokonują właśnie lokalni politycy. To, czy ktoś będzie wybrany czy też nie, zależy od politycznego układu i zebrania odpowiedniej większości do głosowania.
W ten sposób na przykład odrzucono wczoraj kandydaturę policjanta na emeryturze z wieloletnim stażem w „dochodzeniówce” a wybrano nauczycielkę i byłą radną, która zasiadając w samorządzie nie wykazała się żadnym szczególnym osiągnięciem (no może poza protestem w sprawie dziennikarza portalu, który musiał pracować siedząc na parapecie, ponieważ przewodniczący Rady Miejskiej zapomniał zapewnić warunki pracy dla mediów). Generalnie w większości wybrani wczoraj ławnicy to ludzie, którzy związani są w taki czy inny sposób z lokalnymi strukturami PiS i SLD. Czy można zatem mówić o ich obiektywności i bezstronności?
Dodatkowo Sądy zajmują się w swojej właściwości różnymi, często niezwykle intymnymi ludzkimi sprawami. Czy ktoś z nas chciałby aby dostęp do naszego życia mieli partyjni funkcjonariusze wybierani przez swoich politycznych popleczników?
Napisz komentarz
Komentarze