Były poseł Samoobrony nie stawił się dzisiaj w sądzie ze względu na zły stan zdrowia. Jak twierdzi adwokat Łyżwińskiego, Włodzimierz Jastrząb, jego klient ma sparaliżowane obydwie nogi i na tą chwilę nie może chodzić. Musi przebywać w pozycji leżącej. Do tego cierpi z powodu choroby wieńcowej, chorób onkologicznych, alergicznych oraz przypadłości żołądkowych. Dochodzi tutaj jeszcze wyniszczenie organizmu z powodu nadmiernej utraty wagi.
- Jest bardzo chory i dlatego nie stawił się dzisiaj w tomaszowskim sądzie, a także wczoraj w piotrkowskim. Trzy szpitale odmówiły wykonania operacji mojego klienta w warunkach aresztu śledczego, ponieważ nie można w nim przeprowadzić odpowiedniej rehabilitacji po zabiegu – mówi Jastrząb. – Być może uda się leczyć pana Łyżwińskiego w Szpitalu Wojskowej Akademii Medycznej w Gdańsku, który to specjalizuje się w leczeniu schorzeń kręgosłupa i rehabilitacji – dodaje.
Ze względu na niemożność przeprowadzenia procesu w normalnym trybie, adwokat Stanisława Łyżwińskiego uważa, że najlepiej byłoby, gdyby sąd zdecydował się na odrębny proces jego klienta.
Zarówno Borczyk jak i Krawczyk ubolewają, że nie może dojść do procesu. Borczyk dodatkowo zapowiada zmiany podobne do tych wspomnianych wyżej przez Jastrząba.
- Jestem za jak najszybszym rozpoczęciem tej sprawy, lecz mam swoje obowiązki rodzinne i domowe. Każde stawienie się na rozprawie dezorganizuje moje życie prywatne. Jeżeli kolejna nie odbędzie się w wyznaczonym terminie, to mój obrońca złoży wniosek związany z wyodrębnieniem mojej osoby z tego procesu – mówi były poseł Samoobrony.
Aneta Krawczyk twierdzi, że nie czuje się winna w procesie, wykonywała tylko polecenia swojego ówczesnego szefa, a więc Stanisława Łyżwińskiego. Komentuje za to ostro jego stan zdrowia, przez który po raz kolejny rozprawa nie mogła się odbyć.
- Jeżeli rzeczywiście jest chory, to trzeba człowiekowi współczuć. Ja nie jestem do tego przekonana. Proszę przypomnieć sobie jego ostatni występ w programie „Teraz my”, pokazał, że wcale nie jest umierający, jak to twierdzono dwa dni wcześniej – mówi Aneta Krawczyk.
Przypomnijmy. Byli posłowie Samoobrony oraz była radna Sejmiku Województwa Łódzkiego są oskarżeni o przywłaszczenie pieniędzy wpłacanych przez członków partii na kampanię wyborczą w wyborach samorządowych w 2002 roku.
Dzięki wnoszonym wpłatom, kilkudziesięciu kandydatów znalazło się na listach wyborczych partii. Zdaniem prokuratury doszło do przywłaszczenia kwoty około 60 tys. złotych. Pieniądze zamiast na konto Komitetu wyborczego trafiły do kieszeni byłych posłów.
Aneta Krawczyk, ówczesny pracownik biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego, jak twierdzi, na polecenie "szefa" przyjmowała wpłaty od kandydatów na radnych.
Pieniądze odbierali od niej Borczyk wspólnie z Łyżwińskim.
Pewnej pikanterii sprawie dodaje natomiast fakt, iż to właśnie Krawczyk ujawniła prokuratorom proceder przywłaszczania pieniędzy, które miały być przeznaczone na finansowanie kampanii wyborczej.
W sprawie za poszkodowanych uznanych zostało ponad 100 osób. Kolejna rozprawa w tomaszowskim sądzie ma się odbyć 15 czerwca.
Napisz komentarz
Komentarze