Scena muzyczna to miejsce, które wzbogaca umysł niczym kofeina. To miejsce, które daje odwagę, ale też miejsce, które powinno stać ponad różnicami - Pat Matheny - amerykański gitarzysta jazzowy. Uniwersalność Matheny’ego nie ma równych na żadnym instrumencie. Grał z różnorodnymi artystami, z tych bardziej znanych: Steve Reich, Milton Nascimento, czy David Bowie (This Is Not America).
Muzyka łagodzi obyczaje. To wcale nie zaskakujące!
Anna Maria Jopek i jej długa sceniczna droga jest tego doskonałym przykładem. Ulotna prawie tak jak jej ostatnia płyta z amerykańskim saksofonistą i kompozytorem jazzowym Branfordem Marsalisem. „Myślę, że słyszymy się przez dźwięki i przez nie się chyba czarujemy”.
Na salonach coraz większe szanse daje się kompozytorom wyrazistym: Krzysztof Komeda, Tomasz Stańko, Leszek Możdżer, Michał Urbaniak.
Wielu z nas potrzebuje mocnych przekazów muzycznych, żeby nie odlecieć na amen przed monitorem własnego laptopa. Sięgamy po utwory lat 50 tych. Zakazane piosenki „Zimnej wojny” rozbudzają w nas apetyt na pozbycie się stanów depresyjnych. "Jazz i muzyka ludowa mają wiele wspólnych mianowników".
Mało dzisiaj na scenie muzycznej seksapilu i zmysłowości, który wybuchł w latach 20 tych minionego wieku.
Muzyka może i nie zmieni świata, ale czy sam obraz narracyjnie nam wystarczy?
Jazz jest jak opowieść o miłości niemożliwej, która przydarza się w nieludzkich czasach.
Od głowy do serca!
Nasiąkałam muzyką dzień pod dniu - dźwiękami klarnetu - które dobiegały z zakamarków mojego rodzinnego domu. Ojciec! nie taki sobie grajek, bo po szkole klarnetu, urządzał nam niedzielne poranki robiąc sobie rozgrzewkę przed występem.
Dziś miło wraca się do tamtych lat. Ustnik, strojenie, brzmienie i te niezwykłe niskie rejestry. Muzyka ludowa, i jazz, i śpiew przy każdej nadarzającej się okazji. Scheda genetyczna - niski wokal. I tak odkąd sięgam pamięcią rozkładałam instrument muzyczny na części pierwsze… aż do korpusu.
Kiedyś… jakieś dwie dekady temu… nie byłam tak optymistycznie nastrojona, nie wiedziałam wtedy, kim chcę być, ale wiedziałam, że droga muzyczna, na której ojciec próbował mnie postawić nie była moja.
Wtedy wydaje ci się, że odmienne środowisko lepiej cię definiuje.
Kiedy jako nastolatka wbijasz się po 22 do klubu czujesz wolność, luzz. Na przedbiegach do 18 - tych urodzin myślisz sobie, dziewczyno współczesna (jak na tamte czasy) to ty decydujesz co robisz, czego słuchasz… David Bowie - forever. Reszta była próbą. To tak jak z tandetnym flakonikiem podrabianej wody perfumowanej. Dzisiaj wiem, że oryginalny ekstrakt zapachu od Thierryego Muglera pachnie tak samo jak kiedyś podarowane krążki Stinga, czy Dire Straits (z kawałkiem Your Latest Trick).
Z perspektywy czasu wiem, że tamta i ta komercja bije po uszach. I tak jak skomplikowane sytuacje życiowe pokazują, jacy naprawdę jesteśmy, podobnie w muzyce - sytuacje wymagające większego zaangażowania wydobywają nas bardziej. Esencja Dire Straits niezmienna od lat.
Obudziłam po latach ciekawość jazzu, silniejszą niż wszystko inne. To ona każe jednym skakać na bungee, innym jechać na drugi koniec świata, a mnie każe odgrzebywać stare krążki i szukać ich na aukcjach w internetowych antykwariatach. Nie jestem przywiązana do żadnych struktur. Bycie w drodze, w procesie tworzenia jest dla mnie najciekawsze. Bezpieczeństwo, stabilność i powroty do swojego łóżka, dzięki muzyce wydają się ponad prozą życia. W roli słuchacza jazzu zawsze jesteś debiutantem. Odkrywasz na nowo brzmienia - za każdym razem inaczej, dojrzalej lub zupełnie jak dziecko pełne naiwnego zachwytu. To zawsze miękkie lądowanie i powroty do kokonu, pieczołowicie tkanego przez rodziców. To ten zimy zachwyt dziecka PRL-u.
Napisz komentarz
Komentarze