Do wyborów pozostało już naprawdę niewiele czasu. 21 października wybierać będziemy nowych radnych i zagłosujemy na jednego z trzech kandydatów na Prezydenta Miasta. Kampania w tym roku jest wyjątkowo krótka i mam wrażenie, że kalendarz układany przez poszczególne komitety ma ją skrócić jeszcze bardziej, w taki sposób, by nie dać czasu na rzetelną debatę społeczną.
Zapewne zauważyliście dynamikę zmian na portalu społecznościowym Facebook. Mamy do czynienia z prawdziwą falą wymiany "profilówek". Wskakują nowe foty, w "garniakach", białych koszulach i krawatach. Od razu widać, że ten i ów postanowił kandydować tu czy tam. Czasem dziwię się jak wielu wśród moich znajomych kandydatów i osób zaangażowanych jest w wybory. Jeśli tak nie macie to szczerze zazdroszczę. Nie chodzi o to, bym nie lubił ludzi, bo większość to jednak przyzwoite osoby, ale o to, że mamy do czynienia z działaniami "między ciszą a ciszą"...
Poza fotografiami profilowymi pojawiają się też projekty ulotek. Sam też kandyduję ale nie mam czasu takowej przygotować. Druki ulotne mają to do siebie, że niewiele na nich miejsca. Wystarczy zaledwie na to, by pokazać twarz, jakieś hasło, krótki biogram i w sumie tyle. brakuje miejsca na pomysły i koncepcje, a przecież większość chce wyróżniać się od poprzednich radnych i pokazać, że będą lepiej reprezentować interesy mieszkańców.
Praca koncepcyjna wcale nie jest łatwa. Tym trudniejsza im mniej kandydat na co dzień jest zaangażowany w życie miasta. No bo co zaproponować, by się nie skompromitować, nie wydać się śmiesznym, albo po prostu głupim... Nikt nie musi być alfa i omegą i znać się na wszystkim ale powinien chociaż wiedzieć, co chciałby osiągnąć (poza pobieraniem comiesięcznej diety - bo jeśli taki jest cel, to faktycznie może być problem z jego publicznym artykułowaniem).
Z jak wieloma pomysłami wyborczymi, czy koncepcjami się spotkaliście? Jak dużo konkretów mieliście okazję dotąd przeczytać? Ja osobiście niewiele, a tak jak pisałem, wśród moich znajomych są ludzie kandydujący z różnych (chyba wszystkich) komitetów. Mamy do czynienia z kompletną posuchą. Czy ludzie mają dokonywać wyboru na podstawie ogólnikowych haseł?
Co gorsza, ludzie nie próbują nawet prowadzić jakiejś merytorycznej dyskusji. Normalnych rozmów, gdzie pojawiają się różne pomysły zwyczajnie w Internecie się nie doświadczy. Zamiast tego pojawia się coś innego. Mam na myśli krytykanctwo, które często przechodzi (z uwagi na kumulację negatywnych emocji) w hejt.
Nie chodzi mi oczywiście o to, by nie stawiać tez krytycznych, ale by w ślad za Kantem pójść w stronę zastosowania osądów analitycznych, następnie ich wzbogacenie poprzez ujęcie syntetyczne i z kolei zdefiniowanie ich a posteriori, w sposób wynikający z wiedzy i doświadczenia i możliwości prawnych. Ostrożnym byłbym natomiast z osądami a priori, bo umysł ludzki potrafi często płatać figle.
No ok, trochę sobie zażartowałem. Chodzi mi o to, by krytykując aktualne rozwiązania, pokazywać ich wady i wskazywać na możliwości dokonywania zmian. Omawiać ich konsekwencje i skutki np. finansowe. Ktoś pisze, wystarczyło inaczej umowę podpisać... no cóż chyba jednak nie za bardzo, by wystarczyło.
Dam taki przykład. Wczoraj na profilu jednego mojego znajomego widziałem krytykę faktu, że tzw. odpady wielkogabarytowe odbierane są na terenie naszego miasta zbyt rzadko, bo dwa razy do roku. Cóż.. mamy zdefiniowany jakiś problem. Wynika on z codziennych obserwacji naszych osiedli, gdzie wokół śmietników wystawiane są kanapy i różne inne elementy domowego wyposażenie. Analityka więc została dokonana.
Aby pogląd był bardziej syntetyczny, należałoby rozszerzyć nieco nasza wiedzę nie ten temat. Więc rozszerzamy w taki sposób, że te zużyte meble wcale nie powinny się tam znaleźć. Dlaczego? Po prostu nie jest to dla nich właściwe miejsce, a jest nim punkt odbioru odpadów wielkogabarytowych. Można i należy je tam dostarczyć osobiście i nieodpłatnie. To jest reguła. Natomiast odstępstwem od niej jest cykliczna zbiórka przedmiotów, które zalegają długotrwale na naszych posesjach,
Podchodząc do tematu a priori, ktoś może powiedzieć, że to, iż miasto odbiera te rzeczy dwa razy do roku, oznacza, że ma obowiązek odbierać je stale i w sposób ciągły. No niestety jest to błąd myślowy... Ocena tego rodzaju się więc nie sprawdza, ponieważ nie uwzględnia faktycznego stanu prawnego.
Tu przechodzimy do wniosków wynikających z naszego doświadczenia. Autor krytyki twierdzi, że zalegające na osiedlach "wielkogabarytówki" to wynik źle podpisanej przez magistrat umowy. Otóż nie za bardzo jest to zgodne z prawdą. Umowa to ostatni etap procesu decyzyjnego. Pierwszym jest uchwała Rady Miejskiej o utrzymaniu czystości w na terenie miasta. Kolejnym jest procedura przetargowa, która określa terminy i warunki odbioru śmieci itp. Kończy się ona wyborem oferenta, z którym podpisuje się umowę. Ta umowa musi być zgodna ze specyfikacją istotnych warunków zamówienia. Ta z kolei pozwala wszystkim konkurującym w przetargu podmiotom na odpowiednią kalkulację kosztów i przygotowanie oferty cenowej.
Krytyka jest konstruktywna wtedy, kiedy zawiera jakieś proponowane rozwiązanie, które można zweryfikować w sposób mierzalny. Jeśli więc proponujemy, by wielkogabarytowe odpady odbierać częściej, to warto też zaznaczyć, że wiązać się to będzie ze wzrostem kosztów odbioru odpadów dla wszystkich mieszkańców.
Wtedy wyborcy będą mogli sami wybrać, czy głosując opowiadają się za wyższymi kosztami wywozu śmieci na co dzień, czy może wolą starą kanapę raz na 15 lat samodzielnie wywieźć do punktu odbioru odpadów i co miesiąc płacić mniej
To tylko jeden z przykładów, bo oczywiście spraw, o których powinniśmy rozmawiać jest więcej. Przytoczyłem go, bo nie autor wpisu nie proponuje rozwiązań a odwołuje się do obrazów i emocji
Napisz komentarz
Komentarze